Rozdział IX "666 666 696"
Ona tylko wywróciła oczami. Zamknęła drzwi łazienki i oparła się o nie plecami.
- Kiedy wchodziliście po schodach Lysander powiedział, że 'Kentin was przejrzał'- podeszła do mnie powoli i oparła się o umywalkę - Nate wtedy rzucił, coś że 'jak niby miałby odkryć prawdę' Później Lysander sypnął coś, że Nataniel nie nazywa się Docum tylko Shadow- Lucy zmrużyła oczy - Jaka jest prawda Kas?
Przesunąłem dłońmi po twarzy i wciągnąłem głęboko powietrze.
Nie byliśmy ostrożni. Przejrzała nas, bo jak debile rozmawialiśmy o tym na cały głos. Każdy mógł to zrobić, czemu akurat na nią padło?
Przygryzłem wargi i uciekłem spojrzeniem w bok, na ogromną wannę.
- Kastiel, odpowiedz - zażądała, stając tak blisko mnie, że widziałem iskierki w jej oczach - Mnie możesz zaufać. Nikomu nic nie powiem.
- Jeszcze nie...- wymamrotałem, wbijając wzrok w podłogę.
- Słucham?
- Jeszcze nie poznasz prawdy. Nie tu, nie teraz. Jutro, może pojutrze. Kiedy tylko chcesz tylko nie dzisiaj - zakryłem oczy dłonią.
Jej spojrzenie było zbyt przyszpilające.
- Dlaczego?
- Jeśli ktoś się o tym dowie... to może się źle skończyć dla mnie, dla Nata, Alexy'ego i także ciebie - przełknąłem ślinę.
- Obiecaj, że powiesz mi jutro- odparła po dłuższej chwili.
- Obiecuję- wyszeptałem cicho.
Nagle Lucy chwyciła mnie za rękę. Ale nie tak jak wtedy, gdy pomagała mi zmyć jogurt z twarzy. Teraz dotknęła jej bardzo powoli, nieśmiało i dużo mniej stanowczo. Ostrożnie splotła nasze palce, patrząc mi w oczy, jakby bała się, że robi coś nieodpowiedniego.
- Wyjmij telefon. Podam ci swój numer- warknąłem, starając się dalej ukrywać za maską sztucznej osobowości.
Kiedy ona szukała po kieszeniach ja przyglądałem się naszym dłoniom. To było całkiem miłe, trzymać się z dziewczyną za rękę. Nigdy tego nie doświadczyłem. Może to i dziwne, ale jeszcze nigdy w życiu nie trzymałem nikogo, prócz mamy, za rękę! Po prostu nigdy nie miałem prawdziwej dziewczyny, która chciałaby tak robić.
Krążąc po wszechświecie razem ze swoimi myślami, nie zauważyłem, że delikatnie ścisnąłem jej dłoń.
- Dyktuj - powiedziała, podnosząc na mnie wzrok. Teraz w jej oczach błyszczała ciekawość i zainteresowanie.
- 666 666 696 - podałem jej numer mojej komórki.
Widziałam jak zapisuje kontakt w telefonie: " Kastiel "
- Zadzwonię. Umówimy się i powiesz mi jaka jest prawda - powiedziała, przybierając niecierpliwe spojrzenie.
- Tak - westchnąłem.
- Mam się bać?- wyciągnęła mnie z łazienki, dalej trzymając moją rękę.
- Myślę, że tak- chwyciłem jej podbródek i zmusiłem do spojrzenia sobie w oczy - Czy jesteś pewna, że chcesz poznać prawdę? Nie wygadasz się?
- Chcę. Nie wygadam- widziałem w jej oczach zdecydowanie.
- A jeśli okaże się, że nie jestem kimś za kogo się podaję?
- To trudno.
Parsknąłem śmiechem na jej słowa.
- Do zobaczenia jutro. Reszcie powiedz, że źle się poczułem i poszedłem do domu.
Wyszedłem, nie czekając na jej odpowiedź.
Droga do domu zajęła mi pół godziny. Amber mieszkała na drugim końcu miasta, a ja na przedmieściach.
Zdążyłem sobie wszystko przemyśleć. Wiedziałem, że muszę powiedzieć jej prawdę. Kolejne kłamstwo nie wchodziło w grę, mógłbym się pogubić w tym wszystkim i na końcu czekałyby mnie same nieprzyjemności. Lepiej wyznać Lucy całą prawdę.
Ale co ja jej powiem? 'Hej Lucy, jestem gangsterem, zajebiście, co nie?' ? Jak to ubrać w słowa, żeby mnie nie skreśliła i nie poleciała z tym od razu na policję? Tego jednego jeszcze nie rozgryzłem.
Kiedy tylko wszedłem do domu rąbnąłem się na łóżko i zasnąłem, nawet nie zdejmując butów
***
Kastiel stoi w pierwszym rzędzie, między swoją matką a ojcem. Czuje, że czarny garnitur wszędzie go drapie, ale przecież nie powie tego na głos. Nie wypada.
- Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz- słyszał obok głos księdza.
- Dobry Jezu, a nasz Panie, Daj mu wieczne spoczywanie - zaśpiewał jego wujek Lucas, brat taty.
Kastiel usłyszał szloch swojej mamy i wycieranie nosa w chusteczkę. Jemu samemu też trudno powstrzymać łzy.
Lekko rozchyla ramiona i lekkim kiwnięciem głowy pokazuje jej, żeby się przytuliła. Ona zarzuca synowi ręce na szyję i płacze. Chłopak wtula się w jej włosy i szepcze cicho, żeby się uspokoiła.
Usłyszał ledwo słyszalne prychnięcie z boku. To stary. Jest poirytowany i sfrustrowany. Jego żona przyjechała, a w jej obecności nie podniesie ręki na syna. Nawet musi udawać dobrego tatę!
Kastiel spogląda na trumnę, którą właśnie spuszczają do grobu. Nie jest jakaś specjalnie wielka, wykonana z okropnego ciemnego drewna. Nie może uwierzyć, że tam zmieściła się jego babcia. Przecież ona jest całym światem, nie mogła się zmieścić w tak małej skrzyneczce!
***
Obudziłem się cały zlany potem. Śnił mi się pogrzeb babci.
Spojrzałem w lewo, gdzie na małym stoliku stało nasze wspólne zdjęcie.
Ja, jeszcze w podstawówce trzymałem w ręku samolot, a ona samochód. Uśmiechaliśmy się do siebie szczerze.
Może gdyby żyła, nie byłoby tak źle? Może nie zostałbym gangsterem, nie ranił tylu dziewczyn i miałbym większy szacunek do otoczenia?
"Ale jakbyś wtedy przeżył idioto, skoro nie miałeś kasy nawet na bułkę?!" - odezwało się moje sumienie.
Odpędziłem od siebie wszystkie nieprzyjemne myśli i zasnąłem, słuchając Winged Skull.
~ ~ ~
Hej, to znowu ja :)
Pewnie macie mnie już dosyć, co? XD
Sorry za obsuwę, nie miałam neta wczoraj :/
Niestety Laura nie odzyskała dotąd telefonu i kompa, więc przez jakiś to ja będę wstawiać.
Czo tam? Macie już ferie czy jeszcze nie? U nas zaczynają się już od 1 <3
Co do rozdziału. Przepraszamy że taki krótki, ale następny jest dłuższy i sporo się dzieje ;)
Do napisania! /M.