Hejka :3
Rozdział szesnasty dla Was!
Głosujcie na numerek i komentujcie, jesteśmy ciekawe ile osób to czyta! *-*
+ rozdział może zawierać błędy, bo Marta nie zdążyła poprawić :(
Poprawiony ;D
Do napisania ♥
~L
***
Dwa dni później, kiedy najspokojniej w świecie trwała chemia, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się imię mojej dziewczyny. Schowałem się pod ławkę, klikając zieloną słuchawkę.
- Halo?- szepnąłem cicho.
- Cześć kochanie- też szeptała- Urwiesz się z następnych lekcji? Ile ci zostało?
- Tylko niemiecki, mogę wiać. Gdzie chcesz iść?
- Na randkę- zachichotała- Wybierzemy się do kina na ' Wilka z Wall Street '. Co ty na to?
- To chyba ja powinienem organizować randki, a nie ty?
- Ty zabrałeś mnie do baru dwa dni temu, teraz ja cię wezmę. Kończę, pa!
Wsunąłem telefon do kieszeni, z niecierpliwością czekając na dzwonek.
***
- Wszystko gotowe? Alexy, ta dekoracja krzywo wisi!- warczałem na niebieskowłosego, rozpinając guziki wiktoriańskiego płaszcza- Wyszedłem tylko na trzy minuty, by zajarać, a wy już wszystko knocicie!
- Rozmawiałam z Kasem. Umówliśmy się za godzinę pod szkołą- do pokoju weszła Lucy. Odłożyła swój telefon na stół i spojrzała na balony, smętnie zwisające z sufitu- Zabierzcie to gówno. Wygląda jakbyśmy robili imprezę dla dwulatka!
Nataniel zrezygnowanym ruchem, ściągnął wszystkie dekoracje, poniszczył je i wyrzucił do kosza.
- Co więc proponujesz?- spojrzałem na nią spode łba.
- Ludzie, to jego dwudzieste urodziny! Niech coś się dzieje!- krzyknęła- Alexy, zjeżdżaj do cukierni i kup jakiś zajebisty tort. Nataniel, ogarnij muzykę. Lys, ty i ja zejdziemy do sklepu po czerwone i czarne balony, czerwone wstążki i czarny obrus. Okay?
- Okay- odpowiedzieliśmy wszyscy.
Wszedłem za Lucy do korytarza i naciągnąłem moje buty. Po kilku minutach byliśmy już w pobliskim papierniczym.
Lucy pochyliła się nad przeszkloną ladą i zaczęła wybierać dekoracje. Ja zaś oparłem się o wielkiego pluszowego misia i przyglądałem się jej.
Była prześliczna. Piękne kasztanowe włosy spływały falami po jej plecach. Cienkie brwi marszczyła, dotykając kolejnych wstążek. W zamyśleniu zacisnęła bladoróżowe wargi, proszące się choćby o maleńki pocałunek.
Kastiel to ma jednak szczęście. Zawsze wyrywa najlepsze dziewczyny. Anne, Debrah, a teraz Lucy. Dlaczego zawsze te, które tak mi się podobają?
Stojąc w tym sklepie, postanowiłem, że nie odpuszczę. Że choćbym miał umrzeć, będę z Lucy. Będę jej chłopakiem, nie przelecę jej i nie zostawię. Bo ona jest idealna.
Szkoda, że nie moja.
Westchnąłem ciężko, gdy pomachała mi ręką przed oczami.
- Lys, które wstążki?- szturchnęła mnie ramieniem w bok.
- Te po lewej- mlasnąłem, nawet nie patrząc w tamtą stronę.
Zapłaciłem za wszystko i ruszyliśmy z powrotem do domu Nataniela.
- Jak ci idzie Nate?- wrzasnęła, ściągając buty.
- Dobrze! Mam świetną playlistę, Kastiel będzie zadowolony!- odkrzyknął blondyn z salonu.
- Ej dajcie tu te dekoracje, to będę rozwieszać- powiedział niebieskowłosy, wchodząc do pokoju.
Dziewczyna podała mu woreczek, po czym pobiegła w podskokach do salonu.
Ja też zdjąłem buty i poszedłem za nią.
Nagle ona przepchnęła się w drzwiach obok mnie.
- Straciłam poczucie czasu! Muszę już wychodzić!- wcisnęła się w swoje kozaki- Pospieszcie się, macie dwie i pół godziny!
Wybiegła z domu.
Stanąłem w oknie i przyglądałem się jej jak idzie chodnikiem.
Kiedyś będziesz moja, obiecuję.
***
Wyszedłem ze szkoły. Lucy już tam na mnie czekała. Uśmiechała się do mnie szeroko.
Pomachałem do niej i podszedłem szybkim krokiem. Objąłem ją w talii i cmoknąłem w policzek.
- Hejka kochanie- wymruczała, przesuwając palcem po moim policzku- Idziemy?
- Jasne- chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w głąb ulicy- Czemu akurat dzisiaj idziemy do kina?- spojrzałem na nią podejrzliwie.
Dzisiaj kończyłem dwadzieścia lat. Nie dziwiłem się, że nikt nie złożył mi życzeń czy coś, bo przywykłem do tego. Ale wszyscy dziwnie się dzisiaj zachowywali.
Lysander, Nataniel i Alexy niby dostali zatrucia pokarmowego od wczorajszego kurczaka. Dziwne, że ja go nie dostałem.
Poza tym wszyscy moi znajomi byli dla mnie dziwnie mili. Nawet Kentin wydawał się być bardziej ludzki niż zwykle.
A teraz Lucy wyjeżdża z propozycją randki.
- A tak sobie... Nie wiem- zaśmiała się, po czym weszliśmy do kina.
Kupiliśmy popcorn, colę i ruszyliśmy na salę kinową.
Przesadziłem ją sobie na kolana, na co wtuliła się w moją szyję.
- Tak to możemy oglądać- mruknąłem, przygryzając płatek jej ucha.
- Mhm- zamruczała.
Rozsiadłem się wygodniej i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. To będzie fajna randka.
****
- Kurwa! Lysander! Lysander!- zacząłem wołać niebieskowłosego, poluźniając niebieski krawat.
- No, co jest?- chłopak wszedł do przedpokoju.
- Rodzice Kastiela przyszli!
- Że co kurwa?!- spojrzał na mnie zaskoczony.
- No sterczą pod furtką!
- Nie otwieraj im!
- Nie mogę, wiedzą, że on u mnie mieszka!
- Cholera, no to otwieraj!
Wcisnąłem przycisk, otwierający bramkę.
- Co teraz?- spojrzałem bezradnie na mamę Kasa, potykającą się na szpilkach.
- Nie wiem. Chyba będziemy musieli zaprosić ich na przyjęcie...- westchnął białowłosy.
- Będą jedynymi takimi starszymi!
- Trudno! My i Kastiel będziemy z nimi gadać. Otwieraj, bo pewnie sterczą pod drzwiami jak głupki!
Otworzyłem drzwi.
Mama Kastiela była bardzo piękną kobietą. Nie wypadało mi tak o niej mówić, ale to była sama prawda. Była dość niska, ale w swoich szpilkach przewyższała nawet mnie. Długie włosy spięła w koński ogon z tyłu głowy. Czarny tusz i kocie kreski na powiekach przyciągały spojrzenie na piwne tęczówki. Usta pociągnęła jasnym błyszczykiem.
Ojca Kastiela widziałem ostatnio jakieś dwa lata temu, kiedy dostał napadu furii. Teraz, wyglądał na dużo bardziej opanowanego. Czarne włosy były idealnie ułożone. Zgolił brodę i wyglądał na mojego rówieśnika. W czarnej koszulce i marynarce wyglądał jak zwykły nastolatek, wow!
- Dzień dobry- skinąłem głową- Zapraszam do środka.
- Cześć Nate- mama Kastiela skinęła mi głową- Kastiela nie ma?
- Nie,wyszedł. Powinien wrócić za jakieś półtorej godziny.
- Dzień dobry- Lys podszedł do kobiety i pocałował ją w rękę- Lysander, miło panią widzieć.
- Lys! Nie poznałabym cię!- krzyknęła zaskoczona- Świetnie wyglądasz w tych ubraniach. Moda wiktoriańska?
- To my wrócimy za półtorej godziny- powiedział ojciec Kastiela . Już miał wyjść, gdy zobaczył balony latające pod sufitem- Szykujecie mu przyjęcie niespodziankę?
- Tak- uśmiechnąłem się grzecznie.
- Margaret! Zapomnieliśmy kupić mu prezent!- ojciec Kastiela obrócił się jak na zawołanie i spojrzał z przerażeniem na żonę.
- O cholera...- kobieta przyłożyła dłoń do ust.
- Co mu kupiliście?- spytali.
`
- Carlo Rossi'ego- podrapałem się z tyłu głowy.
- To my kupimy mu gitarę! Chodź Marg, zdążymy!- wybiegli z domu.
- Jak można zapomnieć o prezencie?- spojrzałem na białowłosego.
- Nigdy nie kupowali mu prezentów. mogli zapomnieć- wzruszył ramionami- Chodź pomożemy Alexy'emu.
Wszyscy wiedzieliśmy o ciężkim dzieciństwie Kastiela. Wiedzieliśmy o wszystkim. O śmierci babci, o tym, że ojciec go bił. Raz nawet byliśmy świadkiem, tego pobicia.
***
- Przestań! Jezu, nie przy znajomych!- wrzasnął czarnowłosy chłopak, próbując zatrzymać nacierającego na niego ojca.
- Będę to robić, kiedy tylko będę chciał!
- Opanuj się!- krzyknął Kastiel, spoglądając na zdezorientowanego Nataniela, stojącego w drzwiach.
Nagle poczuł uderzenie i pieczenie na przedramieniu. Jęknął z bólu.
Pieprzony kabel.
- Chłopaki, wchodzimy!- krzyknął Lysander, wymijając Nataniela.
Armin chwycił mężczyznę za jedno ramię, blondyn za drugie. Białowłosy odciągnął mężczyznę do drugiego pokoju, po czym zatrzasnął drzwi i podparł je krzesłem.
- Przepraszam...- wymruczał czerwonowłosy, czując łzy cisnące do oczu.
- Za co?- Lysander spojrzał na niego zaskoczony.
Blondyn przyglądał się czerwonej prędze na ręce chłopaka. Im dłużej się przyglądał tym więcej ich dostrzegał.
- Że musieliście to oglądać- chłopak ukrył twarz w dłoniach. Czuł się teraz niesamowicie skrępowany.
***
- Nataniel? Idziesz?!- krzyczał Lys z salonu.
Otrząsnąłem się z niemiłych wspomnień.
Tak, Kastiel zdecydowanie za dużo wycierpiał.
Wszedłem do salonu.
- No! Wygląda świetnie!- klasnąłem w dłonie.
- Wiem- niebieskowłosy opadł na kanapę i otarł pot z czoła- Jak Lucy powie, że brzydko to przysięgam, że ją zabiję.
Zaśmialiśmy się, po czym rozsiedliśmy się w salonie i odpoczywaliśmy.
- Mamy jeszcze godzinę- zerknąłem na zegarek.
- Mhm, wszystko przygotowane?- westchnął Alexy.
- Tak. Prezent stoi za kanapą, tort postawiłeś w lodówce, wszystko jest okay.
***
Wyszliśmy z kina przytulając się do siebie.
- Podobał ci się film?- wymruczałem jej prosto w usta, które natychmiast pocałowałem. Delikatnie prześlizgnąłem się językiem po jej wargach, na co ona przytuliła się do mnie mocniej.
- Nie. Seks był tam przedstawiony, tak bardzo... przedmiotowo- westchnęła, łapiąc mnie za rękę- Chodź, robi się zimno.
Kiedy już mieliśmy wejść do domu, mocno przyparłem dziewczynę do drzwi frontowych. Oplotłem sobie jej nogi w pasie i pocałowałem. Gwałtownie przygryzłem jej dolną wargę. Zaskoczyłem Lucy. Odwzajemniła pocałunek, dopiero po chwili, prześlizgując się językiem po moich zębach.
Z trudem wymacałem klamkę i otworzyłem drzwi. Przesunąłem palcami, po jej udach, okrytych płaszczem. Ona chwyciła moją twarz w obie dłonie, całując mocniej. Wszedłem do środka i przycisnąłem ją do ściany, zsunąłem się na jej szyję i zacząłem całować. Ostrożnie przygryzałem delikatną skórę, błądząc palcami po jej włosach.
- Niespodzianka!- usłyszałem wrzask Nataniela.
Światło zapaliło się. W salonie było mnóstwo osób. Moi rodzice, gang Nataniela, Kentin, Kim i Violetta. Wszyscy patrzyli na mnie i Lucy.
Zakłopotany odchrząknąłem i odstawiłem ją na ziemie. Ona zrobiła się cała czerwona. Panowała cisza.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!- moja mama pierwsza się odnalazła. Podeszła do mnie i zarzuciła ręce na szyję - Żeby ci się wiodło w życiu!
Phah, kobieto, gdybyś wiedziała jak ja naprawdę żyję...
Odwzajemniłem uścisk.
- Dz-Dziękuję.
- To ty sobie coś wymyśl, a ja się pod tym podpisuję- ojciec klepnął mnie w bark, na co nerwowo odskoczyłem. Wziąłem jednak głęboki oddech, ale podałem mu rękę i uśmiechnąłem się.
- Najlepszego kochanie- Lucy dyskretnie położyła dłoń na moim pośladku i ścisnęła go. Spojrzałem na nią rozbawiony, a ona stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha- Żebyś był zawsze tak na mnie napalony jak przed chwilą.
- Kas? Przedstawisz nam swoją koleżankę?- mama spojrzała na Lucy z grzecznym uśmiechem.
- Lucy Mullingar- brązowowłosa podeszła do niej żwawym krokiem i podała jej rękę.
- Margaret Freeman i Jacob Freeman- wymienili grzeczne uśmiechy.
- Stówa kochanie!- Lysander podszedł do mnie i zarzucił ramię na szyję- Żebyś dalej kochał mnie tak jak do tej pory!
Wszyscy się zaśmiali i przeszliśmy do salonu.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki!- powiedział Alexy pchając mnie w stronę tortu- No i wszystkiego najlepszego. Prezent dostaniesz później.
Pochyliłem się nad ciastem i spojrzałem na dwadzieścia czerwonych świeczek. Zamknąłem oczy i pomyślałem.
"Żeby było zajebiście"
Zdmuchnąłem świeczki, w burzy oklasków.
- Sto lat, sto lat...- zaczął śpiewać Nataniel.
- Nie, koleś. Błagam cię- warknąłem- Możesz puścić z neta, ale nie śpiewajcie.
W końcu usiedliśmy na kanapach dookoła tortu. Każdy dostał po kawałku. Lucy usiadła obok i wtuliła się w moje ramię, tak samo z resztą Lysander.
- Kocham Cię- mruknął Lys.
- Ogarnij się- zaśmiałem się, szturchjąc go łokciem.
- Kastiel, proszę... O to prezent- mama podała mi dużą paczkę- Mam nadzieję, że ci się spodoba- usiadła na fotelu.
Zacząłem rozwijać papier, żeby po chwili ujrzeć futerał gitary.
- Wow... Dzięki- otworzyłem powoli wieko i zobaczyłem... pięknego nowego Ibaneza z dębowym gryfem w czerwonym kolorze.
- O matko!- przesunąłem palcami po drewnie- Dziękuję!
- Najnowszy model, podobno świetny- pokiwał mój ojciec z uznaniem.
- Zagrasz nam coś?- Lucy chwyciła mnie za rękę.
Ochoczo wstałem i wyciągnąłem z za kanapy mój stary wzmacniacz. Zostawiłem go u Nataniela dawno temu.
Podłączyłem wszystkie kable, sprawdziłem czy wszystko gra i szarpnąłem za struny. Popłynęły idealne czyste dźwięki.
- Wow, świetne!- Nataniel wstał- Jedziesz z tą nową piosenką Lysia. A my sobie pośpiewamy- zdjął z szafki kartki i każdemu podał- Na razie jest tylko tyle, jesteśmy w trakcie.
Zacząłem grać, po chwili głosy wszystkich połączyły się w jeden i zaśpiewaliśmy:
We were running through the town
Our senses had been drowned
No place we hadn’t been before
We learned to live and then
Our freedom came to an end
We have to break down this wall
Too young to live a lie
Look into my eyes
Ready, set, go it’s time to run
The sky is changing we are warned
Together we can make it while the world is crashing down
Don’t you turn around
- To niezły kawałek- kiwnęła moja mama z uznaniem- Będę się już zbierać. Jutro wieczorem mamy sesję z Taylor Swift.
- Też lecę. Muszę zdążyć na zmianę. Do zobaczenia dzieciaki- wyszli razem z domu.
- Zamawiamy pizzę?- rzucił Lysander.
- Jak chcesz- Lucy przesiadła się na moje kolana i cmoknęła mnie w nos- moje kochanie.
- Mhm-uśmiechnąłem się, muskając jej policzek palcami.
- Chłopaki, mam wrażenie, że przeszkadzamy- Alexy wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił, gotowy do wyjścia- Proponuję iść do pizzeri świętować urodziny Kastiela, bez Kastiela i Lucy, co wy na to?
- Jestem za!- krzyknął Nataniel. Poszedł po Lysandra, szybko się ubrali i już ich nie było.
Spojrzałem na twarz mojej dziewczyny, która patrzyła na mnie uśmiechając się kusząco.
***
Piosenka, którą grał Kastiel: http://www.youtube.com/watch?v=0ODdhNH0n8U