poniedziałek, 26 maja 2014

Epilog

Siemanko (:
Ten rozdział miał się ukazać już tydzień temu... Już się tłumaczę.
Wyjechałam w środę na wycieczkę i jeszcze we wtorek prosiłam Martę, żeby dodała rozdział. Pewnie zapomniała no trudno.
Miałam jeszcze problemy z internetem, rodzicami, szkołą... no wiecie jak to jest...
Dzisiaj serwujemy Wam epilog. Za tydzień pojawi się zwiastun części drugiej ( będzie ona tutaj na tym samym blogu ) Za dwa tygodnie proponuję dokończyć w końcu zabawę w kafelki i może spróbujemy zrobić coś jeszcze, co Wy na to?
Chcecie jutro jakiegoś imagina kompletnie oderwanego od fabuły? Tak w ramach przeprosin? (:
Zapraszam na epilog!
***
Epilog

***

 Byłem ubrany w pomarańczowy kombinezon. Ręce miałem skute kajdankami. Za mną szli dwaj strażnicy, trzymający ręce na moich ramionach. Głowę miałem spuszczoną nisko w dół, bo wszyscy więźniowie dookoła się na nas patrzyli. Dodatkowo miałem rozciętą wargę i rozkwaszony nos. Dostałem celę razem z Lawsonem, który codziennie się ze mną bił.

 Szliśmy długim korytarzem mijając poszczególne cele. Przy jednej zobaczyłem charakterystyczną czuprynę Armina. 

 - Kastiel?!- wrzasnął. Złapał za metalowe pręty i przywarł do kratki, przyglądając mi się z otwartymi ustami.

 Odepchnąłem jednego strażnika, uderzając drugiego kolanem w czułe miejsce. Padłem na kolana przed chłopakiem.

 - Co ty tu robisz?! Złapali cię?- chłopak przyjrzał mi się uważnie.

 - Jak widzisz. Ile jeszcze będziesz siedział?

 - Pół roku, a ty? Ile dostałeś?

 - Dożywocie- uśmiechnąłem się słabo.

 - Jak to?! Za ten samochód?

 - Zabiłem dyrektorkę, groziłem śmiercią sekretarkom, podpaliłem samochód i naraziłem parę osób na śmierć.

 Nie zdążył mi nic odpowiedzieć, bo strażnicy wstali z ziemii i ponownie chwycili mnie za ramiona. Gwałtownie przywrócili do pionu. Czarnowłosy zdążył posłać mi tylko przerażone spojrzenie, bo mnie pociągnęli za róg.

 W końcu wepchnęli mnie do niewielkiego pokoju, w którym stał tylko stół i dwa krzesła. Okna były zakratowane nic.

 - Co to jest?- spytałem, przerzucając sobie grzywkę na lewą stronę.

 - Masz widzenie- warknął jeden ze strażników, popychając mnie na krzesło.

 - Będziecie filować pod drzwiami i spijać każde słowo?

 - Nie. Wpłacilili sporą ilość pieniędzy za nie podsłuchiwanie.

 - Kto?

 - Sami nie wiemy- wzruszył ramionami drugi i wyszli. 


 Siedziałem sam dość długo, gdy nagle przez te same drzwi weszła ona.

 Była ubrana w czarne skórzane spodnie i ciężkie buty z jaskrawozielonymi sznurówkami. Na sobie miała ciemną bluzę z kapturem, naciągniętym na głowę, też z zielonymi sznureczkami. Na nosie błyszczły ogromne okulary słoneczne.

 - Dobry kamuflaż, nie ma co- uśmiechnąłem się pod nosem- Jak noga?

 - Dobrze- postawiła płócienną torebkę na stole, po czym usiadła mi okrakiem na kolanach i zaczęła mnie całować. Całowała namiętnie, przylegając do mnie całym ciałem i gryząc w dolną wargę. Odwzajemniałem te pocałunki, uśmiechając się do siebie.

 - Będzie dobrze kochanie- pocałowała mnie kojąco- Będzie dobrze.

środa, 14 maja 2014

Imagin przeprosinowy - 'Smile'

Siema!
Sorry że nie ma rozdziału ale Laura nie ma neta żeby mi przesłać do sprawdzenia więc nie mamy jak wstawić .___. zamiast tego wstawię wam Imagina przeprosinowego, coby znowu nie było takiego zawieszenia jak ostatnio.
Jest strasznie dołujący, nie ma w nim romansu i nie ma nic związanego z sf-em ale nic innego nie mam ;-;
Przed wami 'smile' mojego autorstwa, powstały podczas przerwy od bloga.
Enjoy!
~Marta

'Smile'


   Dziś opowiem ci o pewnej silnej dziewczynie. Nie chodzi mi o siłę fizyczną, tylko o to jaka była. Bo mimo wszystko zawsze była radosna, bo mimo wszystko nigdy nie płakała.
    To jest historia  o jej 'mimo wszystko'. 
    Wiesz, u nas w szkole można wejść na dach. Teoretycznie, bo jest tam dostęp tylko po to żeby woźny miał łatwe podejście do komina. Schody zawsze są zastawione ławką, powinien tam być ktoś żeby tego pilnować. Jest też kamera na którą woźny nigdy nie patrzy i która jest skierowana na bardzo wąski obszar. W praktyce można tam więc wchodzić do woli ale i tak nikt tego nie robi. Barierki są bardzo nisko, łatwo wypaść. Do tego nasza szkoła ma 3 piętra i parter więc ciągle wieje tam ostry wiatr. Nikt nie chce tam przesiadywać. Podobno kiedyś wolno tam było wchodzić legalnie ale potem jakiś dzieciak z podstawówki poślizgnął się i wypadł, dzięki Bogu na cienki skrawek trawnika. Tylko to mu uratowało życie, ale wciąż ma problemy z chodzeniem. Wbijanie tam jest więc jak igranie z ogniem. Każdy ceni własne życie.
    No dobra, prawie każdy.
    No bo wiesz, była Ona. Ona to naprawdę ładna, inteligentna dziewczyna. Strasznie mnie wkurzała. Miała prześliczną twarz, nie narzekała na nią, mówiła że nie jest najgorzej. Nosiła jednak okulary, miała beznadziejną cerę i wiecznie potargane myszate włosy. Mogła być kim chciała, ale wolała być nikim. Denerwowało mnie to, że nie malowała się nigdy, nie zgadzała się na soczewki, nie zmieniała fryzury. Była zadbana, ale nic więcej. Akceptowała po prostu świat wokoło.
    I ta jej inteligencja. To denerwowało mnie najbardziej. Była mądra, nigdy nie odrabiała lekcji, nigdy się nie uczyła a na lekcjach słuchała muzyki. I i tak zgarniała piątki. To nie było OK. 
    Zazdrościłem jej, teraz, choć za późno, mogę to przyznać. Inteligencji, bo sam byłem idiotą w każdym względzie. Dobrze wyglądałem ale nie byłem zbyt popularny bo zawsze był ktoś lepszy. 
    Patrząc z perspektywy czasu jakoś mnie to wcale nie dziwi.
    Wracając do tematu dachu, to był dzień kiedy wiało naprawdę mocno. Poszedłem tam na długiej przerwie bo byłem już zmęczony zachowaniem klasy. Wszystko mnie tam wkurzało. Poszedłem na dach ciesząc się samotnością. Ominąłem kamerę, następnie podszedłem do ściany przy której wiało najmniej. Wyszedłem zza rogu i zauważyłem Ją leżącą na ziemi. Wcale nie zamarłem. Zdziwiłem się co prawda, ale szybko zorientowałem się w sytuacji i postanowiłem jej wyciąć kawał. Skoro już wiedziałem gdzie chowa się na każdej pierwszej przerwie obiadowej mogłem to wykorzystać. Na pewno nikt by się nie zdenerwował gdybym pochował jej książki i zrobił kebaba. Potrzebowałbym co prawda kogoś na straży ale to nie był problem. Uśmiechnąłem się pod nosem i powoli zacząłem się wycofywać. 
    Wtedy zaczęła mówić.
    W pierwszej chwili przestraszyłem się że mnie zauważyła. W drugiej stwierdziłem że mam takie samo prawo co ona żeby tam być. W trzeciej zacząłem jej słuchać.
    - Dzisiaj rano okazało się że nie ma Susan. Mathilde, która siedzi z nią poprosiła Lucy, która siedzi ze mną żeby usiadły razem. Niby ok, ale Mathilde jest moją najlepszą przyjaciółką więc chyba mnie powinna o to poprosić, chociaż raz. Powinnam się przyzwyczaić ale jakoś nie potrafię. Potem była biologia i mieliśmy w innej sali. Dziewczyn jest u nas jedenaście a chłopaków 8. Żeby było jasne, to ta jestem tą dziewiętnastą. Więc znowu siedziałam sama. Mam parę właściwie tylko na trzech przedmiotach, i to dlatego że nie wolno się przesiąść, trzeba siedzieć w jednym miejscu 3 lata. Kiedyś na fizyce Mathilde chciała zmienić miejsce, ale pani jej nie pozwoliła. Zauważyłam też że jeśli nie przejmowałam inicjatywy na przerwach to nikt nie podszedł i ze mną nie pogadał. Na wfie znowu nie miałam pary. Zapytałam się Lucy i Mathilde czy mogę z nimi ćwiczyć ale nie chciały. Wczoraj ćwiczyły we trójkę z Susan. 
    Mówiła tylko o tym w pewnym momencie wpadł mi świetny pomysł i włączyłem nagrywanie. Posłucham w domu jej narzekania i będę miał ubaw.
    - Eh, chyba powinnam skończyć na dzisiaj. To niby nic takiego, po 17 latach mogłabym przywyknąć. No i to głupio brzmi gdy mówi się to na głos. Wkurzające.
    Westchnęła i powoli wstała. Zaczęła się przeciągać a ja wycofałem się do szkoły.
    Tak wyglądał stan rzeczy przez następne dwa tygodnie. Codziennie nagrywałem ją z zamiarem ośmieszenia w odpowiednim czasie, ale jakoś nie znajdowałem czasu nawet na ponowne odsłuchanie. Po prostu przychodziłem na dach kilka minut po niej i wszystkiego słuchałem. Tak naprawdę nic wokoło się nie zmieniło. Ona i ja dalej się kłóciliśmy, choć ja z trochę mniejszaym przekonaniem. Zacząłem obserwować Ją i jej koleżanki. Wszystko co mówiła się zgadzało. Mathilde była i nie była przyjaciółką. Susan ją tolerowała. Lucy jej nienawidziła, bez konkretnego powodu.
    Reszta klasy normalnie z Nią rozmawiała, śmiała się i zachowywała w  porządku wobec niej. I tak nawet w największej grupie była sama. Gdy jej nie było mało kto to zauważał. Gdy była, to jako dodatek.
    Pewnego dnia, kiedy świeciło słońce, nic nie mówiła. Po prostu wystawiła twarz ku niebu. Kiedy wyjrzałem zza rogu, zobaczyłem jedną jedyną łzę płynącą po jej piegowatym policzku. To była pierwsza i ostatnia jej łza jaką widziałem.
    Następnego dnia wytłumaczyła że jej rodzice się rozwodzą. Mama jest pracoholiczką, której całe dochody idą na nią samą, a ojciec sprowadza jakichś swoich kolegów do domu na karty i piwko. Jest w porządku do 3 butelki. Potem zwykle zaczyna się gra na pieniądze i łapanie za tyłek. 
    Tamtego dnia nie nagrałem ani słowa.
    Nazajutrz była sobota. Na obiad zamówiliśmy pizzę. Uwielbiam włoskie jedzenie. Pizzą wtedy nie potrafiłem się cieszyć. Myślałem o tym że Ona nie zamówi pizzy, bo jej zarobki starczają tylko na podstawowe potrzeby. Nawet gdyby, jej ojciec pewnie wszystko by wziął. 
    Nie mogłem też skupić się na sluchaniu muzyki. Bo Ona nie mogła słuchać w domu mimo że to kochała. Słuchała więc w szkole. 
    Nie mogłem przestać o niej myśleć. W końcu zebrałem odwagę i odsłuchałem nagrania. Nie wstawiłem ich na facebooka, już dawno dałem spokój. Gdy skończyłem zrozumiałem że jest samotna i cholernie silna. Że nie ma kompletnie nikogo komu mogłaby się wygadać więc wyrzuca swoje słowa w powietrze. Że ma prawo narzekać, że to wcale nie jest żałosne. I że ja bym sobie nie poradził.
    Wtedy chyba pierwszy raz nabrałem ochoty żeby wyjść z cienia i powiedzieć że wszystko wiem. Zapragnąłem jej zaufania. Jako pierwszy bym jej nie zawiódł. Postanowiłem że zrobię to w poniedziałek.
    Mimo tego że myślałem o tym cały weekend, w końcu mi się nie udało. Poszedłem na dach. Leżała tam jak zwykle, patrzyła na szybujące po niebie chmury i nie robiła kompletnie nic. Pewnie zebrałbym odwagę gdyby ona zaczęła mówić. Ale nie zrobiła tego. Nie zrobiła nic. Nie wiał wiatr, dochodziły do nas tylko dźwięki dzieciaków krzyczących na głównym placu. 
     Nagle ciszę rozdarł jej delikatny głos na którym ostatnio tak mi zaczęło zależeć.
     - Naprawdę nienawidzę tego świata.
     Te słowa wypowiedziała tak spokojnie, prawie że radośnie, jakby oznajmiła że jest śliczna pogoda.
     Następnego dnia nie pojawiła się w szkole. Kolejnego też. Następny był czwartek. Na pierwszej godzinie mieliśmy godzinę wychowawczą. Ona znowu się nie pojawiła. Kiedy weszliśmy do klasy oprócz wychowcy zobaczyliśmy też pedagoga i jakąś obcą kobietę.
    - Mamy dla was naprawdę smutne wieści. Otóż wczoraj wasza koleżanka... Otóż ona... Skoczyła z dachu szkoły.
    Wszystkich wmurowało. Poczułem jak powietrze ucieka mi z piersi i nie mogę złapać go z powrotem.
    - Nie chrzańcie! Czemu miałaby to zrobić? Zawsze się uśmiechała, zawsze była szczęśliwa!! Czemu?! - krzyczała Mathilde.
    - To ty nie chrzań. Nigdy nie była szczęśliwa, przez każdego z nas po części. Sami do tego doprowadziliśmy - powiedziałem z łzami w oczach. Reszta klasy stała skamieniała, kilka osób płakało. Mathilde doskoczyła do mnie. 
    - Co ty wiesz? Skąd? Skoro wiedziałeś, czemu jej nie pomogłeś?
    Tylko pokręciłem głową. Po policzkach pociekły mi łzy.
    Dorośli wyraźnie nie panowali nad sytuacją. Kiedy wszyscy płakali, wychowawca podszedł do mnie i powiedział cicho
     - Jest pewne nagranie... Pójdziesz ze mną żeby je zobaczyć?
     - Tak - odpowiedziałem tylko.
     Szliśmy korytarzem. Milczeliśmy.
     - To nagranie jest z kamery na dachu.. Jest... Chcesz je zobaczyć? - Kiwnąłem głową - Napewno? - ponownie wykonałem ten sam ruch. Na to otworzył przede mną drzwi.
    Weszliśmy do kantorka woźnego. Dorosły który mnie tu przyprowadził włożył jakaś płytę do komputera. Wyświetlił się film.
    Zobaczyłem dach. Przez minutę nic się nie poruszyło. Zrozumiałem dlaczego woźny zawsze olewa ten ekran. Nagle na główny plan wysunęła się głowa z myszatą szopą. Do głowy dołączyły plecy, potem tułów. Dziewczyna podeszła do barierki rozglądając się na boki. Przykucnęła i oparła czoło o metal. Nagle wstała, odwróciła się i przekręciła lekko głowę. Zauważyła kamerę. Usiadła na prętach które sięgały jej do połowy ud. Uniosła lewą rękę do poziomu twarzy i wysunęła dwa palce w znak 'V'. Uśmiechnęła się szeroko po czym przechyliła się w tył.
    A ja pomyślałem że doskonale udawała silną.

~   ~   ~

Wiem, wiem, niektórzy mogę to wszystko uznać za głupotę. Mogę wam kiedyś napisać opowiadanie z Jej perspektywy. Kiedy to pisałam po prostu czułam że MUSZĘ kogoś zabić, i padło na biedną bohaterkę tegoż oto imagina x d

środa, 7 maja 2014

Rozdział XIX: "Czy to już koniec?"

Cześć Wam :3
Oto rozdział 19... ostatni z pierwszej części ' Undercover '
Cieszycie się czy raczej smucicie?
Jestem zadowolona z tego rozdziału, w końcu następuje rozplątanie tego wszystkiego.
Niedługo dostaniecie jeszcze epilog, później zwiastun kolejnej części i po dwóch tygodniach wrócimy z " Undercover część 2"
WENA MNIE ROZPIERA :3
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział!
~L
***
***
Zebranie nadzwyczajne? Od kiedy my mamy zebrania nadzwyczajne?
Szybko wstałem i zbiegłem po schodach do salonu. Na kanapach siedzieli Lysander i Alexy, chorobliwie  bladzi. Każdy ze szklaneczką whisky w ręku. Między nimi krążył Nataniel, co chwilę pijąc zimne piwo. Atmosfera w
pokoju była napięta, nawet bardzo.
- Co jest panowie?- nawet nie zdążyłem usiąść, gdy Lysander wstał i wepchnął mi do ręki kieliszek.
- To co zaraz usłyszysz, będzie takie, że po prostu będziesz musiał się napić- powiedział, na moją zdziwioną minę.
- Lawson jednak nie wyjechał do Miami- Nataniel oparł się o stół i ukrył twarz w dłoniach- Cały czas jest w mieście.
- Kurwa mać!- wrzasnąłem, wylewając cały alkohol na dywan - Widziałem go wczoraj!
- Gdzie?- Alexy podniósł na mnie wzrok.
- Siedział w krzakach pod domem Lucy.Odprowadziłem ją do domu, bo źle się czuła.
- Nie całowaliście się czy coś?- Nate spojrzał na mnie poważnie.
Skrzyżowałem palce i warknąłem, że nie.
- A co z tego, że jest w mieście?- powiedział Alexy- Ostatnio też był.
- Dzwonił do mnie wczoraj...- Nate znowu zaczął przechadzać się po pokoju - Powiedział, że albo oddamy się w ręce policji za podpalenie jego samochodu, albo on sam nas tam wsadzi.
- Ciekawe niby jak, skoro on sam jest poszukiwany?!- warknąłem, uderzając pięścią w stół. Czułem, gromadzący się we mnie gniew.
- O to samo go spytałem. Powiedział, żebym się nie martwił, bliskie nam osoby będą miały w to jakiś wkład- Nataniel podniósł na mnie zmęczone spojrzenie- Jak myślicie o kogo mu może chodzić?
- Armin!- krzyknął Alexy i wstał.
- Leo?- Lysander wbił przerażony wzrok w ziemię.
- Lucy... Moja mała Lucy...- szepnąłem do siebie ze strachem.
- Właśnie. Więc? Co robimy?- Nate nalał nam jeszcze po kieliszku.
- Nie damy się- Lys spojrzał w górę. Jego oczy błyszczały wściekle. Zielono-żółte oczy mieniły się ze zdenerwowania- Nie pozwolimy się zamknąć, ani nie pozwolimy stracić jednego z naszych bliskich.
- To chyba jasne... Co jeszcze mówił Lawson?- Alexy spojrzał na Nate'a.
- Że mam mu wysłać sms-a z odpowiedzią...
Nagle ciszę przerwał dźwięk stłuczonej szyby, przez którą wleciała cegła. Na niej była przywiązana kartka z wielkimi czarnymi literami: "Odpowiedź otrzymana"
Rzuciliśmy się w stronę okna i zobaczyliśmy Lawsona, przebiegającego ulicę i wsiadającego do jakiegoś samochodu.
     Zobaczyłem, że Nataniel wyjmuje z kieszeni mały pistolet i kieruje go w stronę brata.
- Nate, co ty...
Nie dokończyłem zdania, bo blondyn wystrzelił.
- Kurwa, nie trafiłem!
- Czemu do niego strzelasz?! Rodzonego brata zabijesz?- Alexy złapał go za ramię.
- Robię to, żeby cię chronić, więc stul pysk!- wrzasnął Nataniel.
- Uspokójcie się- Lysander wziął głęboki oddech.
- Dla was też mam- Nataniel otworzył szafkę z alkoholem. Rozsunął butelki i naszym oczom ukazał się maleńki sejfik. Wpisał kod, po czym drzwiczki otworzyły się. Naszym oczom ukazały się jeszcze trzy identyczne pistolety i naboje.
- Oto wiatrówki  CyberGun Swiss Arms GSG P92, kaliber 4,5 milimetra- położył je na stole razem z nabojami - Całość wykonana z metalu, ciężka replika Beretty 92, waży około 1100 gramów. Mieści dwadzieścia jeden kulek. Lecą z początkową prędkością 95 metów na sekundę. Wyprodukowane przez CyberGun we Francji. Bardzo porządna robota.
- Skąd ty się na tym znasz?- wymsknęło mi się.
- Broń to moje hobby- uśmiechnął się, po czym wziął jeden do ręki. Załadował go szybko i rozładował- Oddaję je w wasze ręce. Musicie je nosić przy sobie cały czas. Dla bezpieczeństwa. I nie wachajcie się przed strzałem- włożył mi broń do ręki.
Obrócił go lekko w dłoni. Przyjrzałem mu się dokładnie. Był wykonany bardzo precyzyjnie i wyglądał naprawdę dobrze. Chłodny metal na chwilę zmroził mi palce. Broń. Najprawdziwsza broń, która może zabić.
- Nie mamy za bardzo czasy na jakieś nauki czy coś- westchnął Nataniel- Wierzę, że traficie w głowę ofiary.
Skinęliśmy głowami. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ustalając, że Nate i ja śpimy w moim pokoju, a Lys i Alexy u Nataniela.
Gdy blondyn rozłożył sobie materac koło mojego łóżka, ja też się położyłem.
- Śpisz?- spytał po dłuższej chwili.
- Nie- odpowiedziałem.
- Oby nikomu nic się nie stało- powiedział, wciskając głowę w poduszkę.
Przytaknąłem mu, wyobrażając sobie że dotykam włosów Lucy.
***
- Panowie Ross, Docum i Song są proszeni do mojego gabinetu. Natychmiast!- usłyszeliśmy nastęnego dnia z głośnika na lekcji biologii.
Spojrzeliśmy na siebie przestraszeni, ale potulnie wyszliśmy z klasy.
- Chłopaki...- zaczął Nataniel, kiedy drzwi sali zamknęły się za nami- Mam bardzo złe przeczucia.
- Ja też- parsknąłem.
W milczeniu doszliśmy do drzwi dyrektorki.
- Macie pistolety?- szepnął Nate.
Wsunąłem dłoń do kieszeni, muskąjąc broń palcami.
- Tak- kiwnęliśmy głowami.
- Dobra, to wchodzimy- Nataniel przełknął ślinę i przywołał na twarz sztuczny uśmiech. Zapukał i weszliśmy.
- Dzień dobry, usiądźcie- szepnęła dyrektorka. Blada i przestraszona.
        - Dzień dobry, stało się coś?- spoczęliśmy na krzesłach obitych różowym pluszem.
- Otrzymaliśmy dzisiaj rano anonimowy telefon, chwilę potem e-maila. Ze zdjęciami. Panie Natanielu, pan nazywa się Shadow, nie Docum. Nataniel Shadow, Kastiel Freeman i Lysander Writer, tak brzmią wasze prawdziwe nazwiska, czyż nie? I to wy podapiliście samochód jakiś czas temu! Policja już tu jedzie, będą za chwilę.
Przez chwilę czułem się, jakbym był w letargu. Nie wiedząc do końca co robię, wstałem, wyszarpałem z kieszeni pistolet i strzeliłem. Głowę dyrektorki zdobiła czerwona dziura, z której obficie lała się krew.
- Alexy, Lysander namierzcie do sekretarek! Jeśli tylko się ruszą, strzelać!- wrzasnął Nate- Gratuluję zimnej krwi- blondyn otarł czoło.
Patrzyłem na ciało dyrektorki bezwładnie leżące fotelu. Zabiłem ją. Poczułem coś ciemnego wlewającego mi się do brzucha, ale też coś jasnego wpadającego mi do derca.
Zabiłem ją. Byłem panem.
- Wszyscy uczniowie są proszenie o opuszczenie sal. Z powodu pewnych wydarzeń, lekcje zostały anulowane- Nate bardzo dobrze udał dyrektorkę i dał ogłoszenie na całą szkołę- Będzie nam łatwiej zniknąć w tym tłumie.
Wyszliśmy z pokoju dyrki. Alexy i Lysander dzielnie trzymali sekretarki na muszce. Nate stanął pomiędzy nimi i wymruczał.
- Przez następne dwadzieścia minut nie możecie się poruszyć. Zainstalowałem w pokoju obok bombę reagującą na ruch. Jeśli tylko cokolwiek się poruszy, za najbliższą minutę wszystko eksploduje.
- Co z dyrektorką?- pisnęła jedna z nich.
- Nie żyje- warknąłem- Panowie, wychodzimy. Mamy mało czasu.
Wyszliśmy na korytarz i zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Ciężko się przeciskało między tymi uczniami, ale na pewno były mniejsze szanse, że policja odnajdzie nas w tym tłumie.
Byliśmy już prawie przy wyjściu, już czułem promienie słońca na twarzy, gdy usłyszałem okrzyk:
- Ratunku! Kastiel!
     Odwróciłem się i skamieniałem.
Tłum rozstąpił się. Na środku korytarza stał Lawson, zaciskający ramię na szyi Lucy z pistoletem przystawionym do boku jej głowy. Uśmiechał się do mnie wrednie, podczas gdy dziewczyna szamotała się wystraszona.
Wymierzyłem do niego z pistoletu. Miałem stuprocentową pewność, że nie trafię. Lucy tak mocno się szarpała, że mogłem przez przypadek trafić w nią.
- Zostaw ją w spokoju!- wrzasnąłem.
- Dlaczego miałbym to zrobić?- Lawson trochę opuścił pistolet, obrzydliwy uśmiech nie schodził mu z twarzy- Zignorowaliście moje polecenie, a to bardzo nieładnie.
- Powiedziałem "puść ją", skurwysynie!- wrzasnąłem, trochę rozpaczliwe.
- Oj, oj. Bardzo nieładnie. Niegrzeczny chłopczyk. Teraz jeszcze mnie wyzywasz?- kontynuował- No to spójrz!- natychmiast przyłożył pistolet do uda dziewczyny strzelił. Cały korytarz usłyszał rozpaczliwy wrzask.
- Lucy!- wrzasnąłem w tym samym momencie, co nadbiegający od lewej brat dziewczyny.
- Miałeś jej nic nie zrobić!- Kentin doskoczył Lawsona.
- Zamknij się- warknął na niego chłopak w irokezie, nie spuszczając ze mnie wzroku- Rzuć broń Kastielu Freeman, a twojej niuni nic się nie stanie.
- Kas, nie opuszczaj broni, bo on zacznie strzelać- szepnął Nate.
- Strzelaj Kastiel, strzelaj!- warknął do mnie Lysander.
Stałem tak, rozważając wszystkie za i przeciw. Płacz Lucy rozdzierał mi serce, ale zdrowy rozsądek kazał trzymać brata Nataniela na muszce.
W końcu zdecydowałem.
Idąc z wyciągniętym pistoletem powoli podchodziłem do Lawsona. Wszyscy patrzyli w moją stronę z nieukrywanym
przerażeniem, pomieszanym z ciekawością.
     Kiedy stałem już tylko metr od niego, pochyliłem się i położyłem broń pod jego nogami. Odsunąłem sie trochę, unosząc dłonie do góry.
- Puść ją- powiedziałem.
Lawson wypuścił dziewczynę z rąk, na co ta wrzasnęła. Upadła prosto na rozstrzelone udo. Zaczęła zwijać się z bólu i spoglądając na mnie przyczołgała się w stronę Kim.
- Powiedz mi, co...- nie zdążył dokończyć, bo do budynku wpadła policja.
Powstało zamieszanie, wszyscy uczniowie zaczęli kryczeć, przepychać się i biegać. Kim i Violetta osłaniały Lucy swoimi ciałami, Alexy wyprowadził Nataniela i Lysandra ze szkoły tylnym wyjściem, jeszcze nieobstawionym przez policję. Kentin strzelał do policjantów, próbującymi się do nas zbliżyć.
Korzystając ze zdezorientowania Lawsona rzuciłem się na niego i zacząłem okładać go pięściami. Za Lucy! Za moją Lucy!
Wyprowadziłem świetnego prawego sierpowego prosto w jego nos, z którego gruchnęła fala krwi. Nie zdążyłem jednak nacieszyć się tym widokiem, bo chłopak podbił mi oko.
Złapał mnie za ramiona i trzasnął o podłogę. Nagle z kieszeni wyjął nóż. Zdążyłem go złapał za rękę i próbowałem wykręcić ją w stronę jego szyi. Nasze mięśnie drżały pod wpływem siły przeciwnika, a klinga błyszczała w świetle lamp. Nie było nic dookoła nas, tylko my dwaj i ten nóż.
- Przysięgam ci, że umrzesz- warknął- Nie wiem jak, nie wiem w jaki sposób, nie wiem gdzie i kiedy, ale umrzesz skurwysynie.
- Okay. Ale ty pierwszy- ostrze dotknęło jego szyi, ale nie miałem już siły, żeby pchnąć.
        Nagle poczułem, że ktoś mnie od niego odciąga. Zostałem brutalnie popchnięty szafki i poczułem chłód kajdanek na nadgarstkach,
- Panie Kastielu Freeman, jest pan aresztowany- warknął policjant i zmusił mnie do pochylenia się w przód. Obok stał Lawson w takiej samej pozycji.
Już miałem wsiąść do samochodu, gdy zobaczyłem przeszklone oczy Lucy. Medycy owijali jej ranę bandażami, pytali o zdrowie, ale ona ich ignorowała. Patrzyła na mnie z bólem i nieukrywanym smutkiem.
Uśmiechnąłem się do niej, po czym spokojnie dałem się wyprowadzić ze szkoły.

***
Myślę, że zaskoczyła Was trochę reakcja Kastiela na sam koniec, ale ona będzie dość istotna w kolejnej części :3
Pa!

sobota, 3 maja 2014

Odkrywam numerek!

Siemanko! (:
Skoro wracamy, mała niespodzianka!
Odkrywam numerek!
Odkryję go ja, bo nie mogłam znaleźć jaki numerek chcieliście ostatnio wybrać.
Mam nadzieję, że Marta nie będzie na mnie zła (:

Hyhy, odkryję sobie kafelek 14, bo to moim zdaniem jeden z ciekawszych x D
( psst, głosujcie pod tym postem i wybierajcie 15 hahahaha )
CIEKAWOSTKA POD 14 BRZMI:
Kentin jest podobny z wyglądu i ma charakter wzorowany na chłopaku Laury.

Gdyby się dowiedział, to chyba bym umarła x D
Okay, może trochę zmienimy zasady. Głosujcie pod postem z kafelkami, nie pod rozdziałami, będzie łatwiej się odnaleźć. Rozumiecie?
Do kolejnego rozdziału!
Kocham Was ♥
~L

piątek, 2 maja 2014

Rozdział XVIII: "Zebranie nadzwyczajne"

No więc... Przepraszamy.
Nie będziemy się tłumaczyć zbyt wiele, bo nie mamy jak. Nie było nas naprawdę długo, miałyśmy poważne problemy i nie mogłyśmy się pozbierać. Jeśli chcecie wiedzieć czemu możecie napisać na priv, bo macie prawo być ciekawe. My się zdecydowanie nie zachowałyśmy okej w stosunku do was. Mogę Wam dać teraz nasz plan działania: Rozdział dziś, w środę (7), potem w sobotę 10 epilog tej części, 14 damy Wam zwiastun następnej części, 21 jedziemy z koksem i zaczynamy część 2. Teraz dajemy Wam rozdział 18.

L&M

"Zebranie nadzwyczajne"


- Proszę. Oto pański dowód osobisty. Proszę o niego dbać i nosić zawsze przy sobie. Dziękuję, do widzenia - powiedział do Kastiela standardową kwestię jakiś urzędas.
Chłopakowi aż błyszczały oczy. Wpatrywał się w niewielki prostokącik jak urzeczony.
Czuł się taki dorosły. Zapomniał o wszystkich problemach, o ojcu, o dziewczynie.
- Dzenia!- krzyknął i wybiegł z budynku. Od razu poszedł do pobliskiego kiosku.
- Paczkę L&M proszę- pomachał mężczyźnie dowodem przed nosem.
Kiedy tylko wsunął papierosy do kieszeni, pobiegł za sklep. Usiadł na kamieniu i drżącą dłonią wyciągnął szlugę. Z drugiej kieszeni wyjął zapalniczkę. Płomień wystrzelił z cichym sykiem, prosto w białą końcówkę, która natychmiast zajarzyła się na pomarańczowo.
Przez chwilę patrzył na papierosa z ciekawością, ale w końcu wsunął go do ust. Zaciągnął się głęboko, żeby nikotyna dotarła do płuc.
Od razu zaczął kaszleć. Przez załzawione oczy nic nie widział. Musiał wziąść oddech, żeby się opanować.
Spojrzał na papieros z nieukrywaną odrazą i nową dawką ciekawośći.
Czuł się... spokojny. Naprawdę spokojny, wyluzowany i w ogóle. I wolny od stresu!
Dym w płucach, był czymś zupełnie nowym. Nie aż tak przyjemnym jak sobie wyobrażał, ale ciekawym i w miarę miłym.
Jeszcze raz zaciągnął się. Powoli wypuścił dym.
Teraz czuł się jeszcze lepiej. Odpłynął zupełnie od tych wszystkich problemów. Nareszcie, coś pozwalało mu się wyluzować!
Siedział tak z godzinę, gdy wypalił całą paczkę. Spodobało mu się. Naprawdę mu się to spodobało. Pokochał palenie.
Wracając do domu, cały czas czuł w ustach miły smak nikotyny.
Wszedł do domu i zdał sobie z tego, że śmierdzi tytoniem. I to naprawdę mocno.
Czuł, że jego włosy mają okropny zapach, bluza, kurtka. A właśnie stanął przed nim ojciec, wpatrując się wściekłym spojrzeniem w jego oczy.
- Gdzieś ty był?!- warknął, podchodząc do Kastiela i łapiąc go za kołnierz kurtki.
- W szkole. A potem u Lysandra!- czarnowłosy wyszarpał się mężczyźnie.
Już miał odejść, gdy nagle poczuł, że ktoś łapie go za włosy.
- Ała! Puść, to boli!- warknął, spoglądając kątem oka na ojca.
Jacob Freeman przybliżył się i powąchał kurtkę syna.
- Paliłeś?!- wrzasnął. Był nieźle wkurzony.
- Spierdalaj. Nie twoja sprawa- Kastiel uderzył go z łokcia w brzuch.
- Gówniarzu, ty paliłeś!- mężczyzna popchnął chłopaka na ścianę.
- No i?! Co z tego?!- podniósł się z ziemii. Spojrzał wściekły na ojca trzymającego w ręku kabel.
***
Kilka dni później, wszedłem do szkoły w całkiem niezłym humorze. Nataniel sam przygotował śniadanie i w ogóle też był w lepszym nastroju.
- Siems chłopaki- przybiłem żółwika z Lysandrem i Alexym. Nataniel miał przyjść później, bo miał jakieś sprawy do załatwienia w pokoju gospodarzy.
- Kastiel, ratuj!- jęknął żałośnie Lysander, na co niebieskowłosy zachichotał.
- Co jest?- oklapłem obok niego.
- Amber znowu próbuje mnie poderwać- udał, że ociera łzy- Ta głupia suka podchodzi do mnie i przykleja się do mojego policzka!
- Ledwo się daje ją oderwać!- zachichotał Lexy.
- Stul dziób, Amber jest porąbana. Nie dziwię się, że nikt jej nie chce- wzruszyłem ramionami- Lys, współczuję. Mam nadzieję, że nic was nie łączy, poczułbym się strasznie zraniony- parsknąłem.
- Spierdalaj, wracaj do Lucy- warknął pod nosem Lysander, na co wszyscy ryknęliśmy śmiechem.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy weszliśmy do klasy. Lekcja angielskiego minęła spokojnie, bez żadnych zakłóceń.
Wyszedłem z klasy i skierowałem się do szatni po worek. Za dwie godziny miał być WF, a w szafce pełnej śmieci już się nie mieścił.
Ledwo wszedłem do pomieszczenia zgasło światło i drzwi się zatrzasnęły. Byłem trochę zaskoczony, gdy nie mogłem ich otworzyć.
Nagle poczułem wątłe ramiona owijające się dookoła mojej klatki piersiowej i usta, delikatnie przyciśnięte do policzka. To była Lucy.
- Cześć słonko- odwróciłem się i objąłem ją.
- Hej... Co słychać?- uśmiechnęła się.
Przyjrzałem się jej trochę dokładniej. Mimo ciemności zauważyłem fioletowe sińce pod oczami, jeszcze bladsze policzki i nieco zmącone spojrzenie.
- Dobrze się czujesz?- złapałem ją za rękę.
- Nie... Trochę boli mnie głowa i gardło - stwierdziła tuż przed atakiem kaszlu.
- Może odprowadzę cię do domu?
- Nie, Kas... Nie za bardzo. Mam dzisiaj ważny sprawdzian i wiesz...
- Zdrowie jest ważniejsze niż jakieś dupne sprawdziany- żachnąłem się- Wychodzimy.
Uderzyłem z całej siły w drzwi, które od razu się otworzyły. Wyszliśmy na świeże powietrze. Zima zniknęła już na dobre. Było ciepło, śpiewały ptaki i uczniowie biegali dookoła boiska.
Nagle zobaczyłem, że Lucy się przewraca. Dzięki Bogu zdążyłem do niej dopaść i upadła w moje ramiona.
- Lucy? Wszystko okay?
- Tak, tak... Tylko... Trochę zakręciło mi się w głowie.
- Chodź, zaniosę Cię.
- Ale...
- Żadnych ' ale '! Nie możesz mi paść na ulicy- ułożyłem ją sobie w ramionach i wyszliśmy ze szkoły.
- Ale to jest spory kawałek- mruknęła.
- Trudno, wytrzymam- wzruszyłem ramionami- A ty się może trocę prześpij...
- Teraz?
- Tak, teraz.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, ale przylgnęła do mojej klatki piersiowej. Ja zaś szedłem ulicami miasta, ze słuchawkami wciśniętymi do uszu.
Kiedy dotarliśmy do jej domu było już po dziesiątej. Bolały mnie ręcę, bo jednak Lucy trochę ważyła, głowa od słońca i czułem, że koniecznie muszę się czegoś napić.
- No to jesteśmy- postawiłem ją na ganku jej domu.
- Dziękuję Kas- wtuliła się w moją koszulkę.
- Pomóc ci w jeszcze czymś?
- Nie... Chyba wezmę tabletki i położę się spać...
- Okay, no to dobranoc. I zdrowiej szybko- pogłaskałem ją po policzku, uśmiechając się.
Nagle złapała kołnierz mojej kurtki i mocno przyciągnęła do siebie. Słodko pocałowała mnie w usta, co ja szybko odwzajemniłem.
Weszła do domu i zatrzasnęła drzwi. Ja za to przywołałem taksówkę i już miałem wracać na chatę Nataniela, gdy zobaczyłem coś niepokojącego.
W krzakach rosnących niedaleko sąsiadów rodzeństwa Mullingar, mignęła mi twarz Lawsona i charakterystyczny czarny irokez. Ten widok jednak szybko zniknął, więc chyba mi się coś przywidziało.
Zignorowałem to i wsiadłem do taksówki.
***
W domu Nataniela nudziłem się. I to potwornie. Dopiero koło czternastej wpadł Nataniel. Przebrał się i oznajmił, że o piętnastej wychodzi.
- Jak to 'wychodzisz'? Myślałem, że pojeździmy na deskach albo pogramy w gry, a ty...
- Przykro mi Kas, ale mam randkę- powiedział z zapałem szczotkując zęby.
- Z kim?!- doskoczyłem do niego. On tylko uśmiechnął się, wypluł pianę i powiedział:
- Z panią Roxaną Cellister.
- Nauczycielką od angola?! Ocipiałeś?!
- Nie. Po prostu z tego mam gorsze oceny. Przelecę ją parę razy i będzie OK.
- Nate...
- Mam co do niej trochę poważniejszych planów, ale wiesz...
- Przecież sam mówiłeś, że mamy się z nikim nie wiązać!
- Co ty skutecznie złamałeś- westchnął, wycierając twarz- Daj spokój Kas, każdy może czasem trochę zaszaleć.
Pokiwałem głową i wróciłem do swojego pokoju.
Miałem wrażenie, że zaczynamy trochę olewać sprawę. Nataniel i ja randkujemy, a to może nas wkopać i policja może nas zgarnąć. Alexy widział się z Arminem, my do niego dzwoniliśmy, mogli wszystko podsłuchać. A Lysander sypnął prawdziwe nazwisko Nate'a. Musimy trochę bardziej zacząć przejmować się życiem gangu, bo niedługo może zostać rozbity.
A właśnie, czy ten pieprzony gang jeszcze istnieje? Mam wrażenie, że tak, tylko jest uśpiony. Ale widzę też, że kończy nam się kasa. W moim portfelu jest coraz szczuplej, Nataniel oszczędza na czym może. Nie wiem jak z pieniędzmi u Alexy'ego i Lysandra, ale oni sami nie wyglądają najlepiej. Będzie trzeba namówić Nate'a na jakiś mały skok na stację benzynową za miastem.
Z takimi przemyśleniami zasnąłem.
***
Koło dziewiętnastej ze snu wybudził mnie Nataniel. Stał nad moim łóżkiem z grobową miną. Był cały blady, włosy miał potargane i wyglądał jakby przed chwilą go postrzelono.
- Jak było na randce?- ziewnąłem, przeciągając się.
- Nieważne. Wstawaj. Zebranie nadzwyczajne w salonie- warknął i opuścił mój pokoj.

piątek, 14 marca 2014

Marta też się tłumaczy...

Mamy dla was smutną wiadomość.
Chwilowo zawieszamy bloga.
PRZEPRASZAMY WAS
Czekałyście długo a tu takie coś. :c
Obecnie obydwie jesteśmy w rozsypce, zero weny, zero chęci. Ja ostatnio mam ochotę po prostu skoczyć z okna...
Blog będzie kontynuowany. Wstawimy wtedy 3 ostatnie rozdziały, potem 1 miesiąc przerwy i wtedy dopiero cz. II. Gdy odwiesimy 'Undercover' napiszemy wiadomość do głównych czytelników :)

Dziś wstawię wam numerek 11. 



Numer 11: wspólny przypał/ciekawostka (?)
W każdą zimę zakładamy pakt nie wrzucania się w śnieg. W tym roku jeśli któraś wrzuciłaby drugą to całujemy się wzajemnie. Działa, żadna nie wepchnęła drugiej x d

M

piątek, 7 marca 2014

Laura się tłumaczy...

Hej...
Dzisiaj post, bo czuję się odpowiedzialna za przeprosiny. 
Jutro nie pojawi się rozdział 18. No chyba, że Marta go napisze, ale to naprawdę, tylko jeśli znajdzie czas i chęci.
Może późnym wieczorem ukazać się imagin, jeśli nie pojawi się rozdział.
Przepraszam.
Po prostu straciłam serce do pisania.
Będę pisała dalej i będzie kontynuacja bloga, ale muszę się pozbierać, bo powiedzmy, że... dostałam kosza i obecnie leczę złamane serce.
Nie będę się z tego tłumaczyć, powiem Wam tylko, że ledwo co żyję, przepraszam za wszystko.
Do napisania.
~L

odkryliście numerek 6!

Przepraszamy!!!Wiem że całkowicie o tym zapomniałam i powinnyście być wsciekłe ale obydwie ostatnio jesteśmy rozbite psychicznie i nie mamy głowy do bloga ._____.
Postaramy się żeby teraz było lepiej

Jako rekompensatę możecie tu głosować wyjątkowo na numerek! Wtedy jutro pojawi się rozdział (pewnie i tak się skończy na jakimś moim starym imaginie ;-;) i numerek!



Odkryłyście numerek 6!!!

Ciekawostka o Marcie: W drużynie wszyscy wołają na mnie Matylda. Gdy zapytałam się chłopaka który to wymyślił czemu akurat tak, powiedział: "Też jest na 'M' nie?"
Inteligentne >_<

/M

czwartek, 6 marca 2014

Imagin: "Ale jak się robi striptiz?"

Hej!
Będzie krótko, nie mam dużo czasu.
1) Sorry za obsuwę, nie miałyśmy jak wstawić.
2) Jest imagin, L nie zdążyła napisać 18 a jest w zbyt kiepskim stanie psychicznym :/
3) Imagin krótki, pisany przeze mnie i na dosyć szybko. Przepraszamy, chciałam wam dać cokolwiek. jak chcecie jutro z numerkiem mogę wstawić wstęp do opka które zaczynam.
Wiem że one-shot nienajlepszy ale.. enjoy!
M

Imagin: "Ale jak się robi striptiz?"


 -Lysander! Lysander! Lysander!
 -Ej, serio bez przesady, nie zrobię tego! - zdenerwował się białowłosy chłopak - serio nie chcę!!
 - To jest gwóźdź programu, wszyscy na to czekają, no dalej! - krzyknął Kastiel.
 - Jaki gwóźdź programu, do cholery? To tylko głupie zadanie przy grze w butelce!
 - Jak ty możesz być taki racjonalny? To chore! - wydarł się Armin - Dalej!
 - Nie jestem racjonalny ani chory, po prostu jedyny się nie upiłem!
 - Jeszcze ja... - gdzieś z przodu rozległ się cichy głosik, ale został zignorowany - Jeszcze ja się nie upiłam, więc nie przejmuj się, Lys!
 - Wow, Katie odezwała się głośno, szacun, wow, tak bardzo odważna, wow, wow - zaśmiała się Rozalia, sprawiając że właściciel cichego głosu skulił się.
 - Hej, nie dokuczaj jej Roza! Ciesz się że usłyszałaś jej głos! - Kim krzyknęła, zabierając bialowłosej piwo i rozlewając je wokoło.
 - Ja... Ja... Ja powinnam już iść! - pisnęła Katie - Przepraszam!
 Dziewczyna wstała gwałtownie.
 Była całkiem ładna, lecz nie wyróżniała się z tłumu. Ubrana była w za duży czarny sweter, proste jeansy i trampki. Krótkie blond włosy potargały się a do jasno zielonych oczu napłynęły łzy.
 Lysander podskoczył i próbował złapać ją za rękę, lecz Rozalia go powstrzymała. Spojrzała na Kastiela, który podchwycił jej wzrok. Lekko kiwnął głową, a parę sekund później przytrzymywał Katie tak, aby się nie wyrwała.
 - Słuchaj Lysiu! Ja KONIECZNIE chcę dziś zobaczyć kogoś w samej bieliźnie, więc albo urządzisz nam striptiz, albo zmusimy do tego twoją drogą Katie! - zaśmiała się białowłosa- Kastiel! Dowód że nie kłamiemy!
 W jakieś pięć sekund blondynka była pozbawiona swetra, i siedziała na samej bokserce, zaś Kastiel trzymał ją w talii.
 - L- Lysander! Nie musisz tego robić! Ja d-dam sobie r-radę!
 - Wy pijane skurwysyny! Pożałujesz tego, Kas!
 Białowłosy rozpoczął pokaz. Najpierw puścił oko w stronę ukochanej brata, a nastepnie pochylił się i rozwiązał sznurówki trampek. Powoli wstał, przejeżdżając sobie delikatnie dłonią po całej długości nogi. Ostrożnie zsunął bluzę i zrzucił ją na podłogę. Następnie powoli, guziczek po guziczku, rozpiął koszulę, lecz zostawił ją na sobie, pokazując środkową część umięśnionego brzucha. Kręcąc pośladkami podszedł do ściany i oparł się o nią plecami. Puścił buziaka w stronę Kastiela i Katie, na co publika zaczęła piszczeć.
 Uśmiechnął się delikatnie, choć wewnątrz niego wszystko się gotowało.
 Czubkami palców jednej stopy zsunął skarpetki, z drugą zrobił dokładnie to samo. Powoli rozpiął guzik i zamek w spodniach. Zrzucił przedtem rozpiętą koszulę w stronę publiki. Następnie bardzo ostrożnie, zsunął spodnie, uważając aby zajęło to jak najwięcej czasu. Stojąc na samych bokserkach zakończył występ.
 Publika szalała, każdy prócz Katie, która mało co nie spaliła się ze wstydu, piszczał bądź krzyczał. Rozalia złapała Lysandra i wepchnęła go do garderoby. Zaraz za nim wyrzuciła tam Katie z jej swetrem.
 - Twoja nagroda! Korzystaj do woli!
 Zakluczyła drzwi i zgasiła światło.
 - Nie martw się Katie, nie zrobię nic dziwnego - stwierdził Lysander
 - Dobrze
 - Nie jest ci zimno?
 - Nie, jest dobrze..
 - Cieszę się.
 Zapadła niezręczna cisza. Żadne z nich nie widziało co dalej.
 - A... A tobie? Ciepło ci? - szepnęła Katie
 - Wiesz, jestem wciąż na samej bieliźnie... Ale nie musisz się przejmować! Jestem twardy! - zaśmiał się chłopak. Nagle poczuł coś ciepłego na ramionach. Rozpoznał sweter blondynki.
 - Proszę.
 - Przeziebisz się! Weź to z powrotem, mi nic nie będzie.
 - Nie, ja mam resztę ubrań a ty nic. Załóż go, powinien być dobry.
 - Eh... Ok.
 Lysander zarzucił sweter gdy nagle poczuł obejmujące go ramiona. Zawahał się.
 - Tak... Będzie cieplej.
 - Ach, t-tak, masz rację - białowłosy czuł że jego twarz płonęła. Dzięki Bogu byli ciemno!
 - Lysander, ja...
 - Cśśś, nic nie mów.
 - Ale... Ja... Chcę ci coś powiedzieć!
 - Wiem. Ja też chcę ci to powiedzieć - powiedział przyciskając do siebie dziewczynę.

~   ~   ~
Ugh. Nie piszę już NIGDY o striptizie. Pisząc to musiałam zwracać uwagę na 1000 rzeczy na raz a i tak wyszło tak sobie :/

~Cheerio! (z serii "Marta ogląda Katanagatari")

piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 17: Po imprezie

Hej hej (:
Ten rozdział jest rozdziałem +18 :D
Jeśli nie chcesz go czytać, nie czytaj. Nie wnosi nic nowego do opowiadania :D
Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, wiecie? :3
Pamiętajcie o numerku :3
I tak wiem, że jest krótki, ale to dlatego, że to erotyk x D
~L

Rozdział 17: Po imprezie (+18)
-Masz ochotę na...- przesunęła dłonią po moim policzku, po czym ostrożnie zaczęła całować linię szczęk.
- Na...?- uśmiechnąłem się, kładąc sobie jej nogi na biodrach i oddając się jej delikatnym pocałunkom.
- Oj wiesz na co...- wplątała palce w moje włosy, powoli zsuwając się z pocałunkami na szyję.
Odetchnąłem głęboko. Gwałtownie wstałem i przyciągając ją mocno do siebie wbiegłem po schodach do mojego pokoju.
Rzuciłem ją na łóżko, żeby po chwili przygnieść ją do materaca. Objąłem ją mocno w talii. Położyła dłonie po bokach mojej głowy, łącząc nasze usta w pocałunku. Przesunąłem językiem po jej wargach, gdy ona nagle ugryzła mnie w jego koniec. Syknąłem, na co ona wślizgnęła się do moich ust i zaczęła badać ich zakamarki.
Przekręciłem się, przenosząc ją na klatkę piersiową. Ona wsunęła dłonie pod moją koszulkę i ocierając się o moje plecy ściągnęła ją. Zaczęła całować mnie w okolice szyi, jednocześnie błądząc dziko po moim torsie.
- Szalejesz- szepnąłem jej cicho do ucha, przygryzając jego płatek.
Złapała mnie za nadgarstki i przycisnęła do materaca. Mógłbym się jej z łatwością wyrwać, ale jej wargi błądzące po moim torsie były zbyt podniecające by to zrobić.
Polizała moją klatkę piersiową po całej długości, na co ja głośno wypuściłem powietrze. Mocno przygryzła moje sutki, na co znowu jęknąłem.
Dziewczyna zaczęła rozpinać moje spodnie, gdy ja zrzuciłem z niej koszulkę. Nasze ciała znowu się splotły, a wargi znowu nie mogły się od siebie oderwać.
W końcu oboje zostaliśmy w bieliźnie. Ułożyłem ją pod siebie i ostrożnie ściągnąłem z niej czarne figi w białą koronkę. Natychmiast ją pocałowałem, widząc, że cała się czerwieni.
- Hej, hej...- mruknąłem cicho, z łatwością odpinając jej stanik- Co to za buraczek?
- Oh, zamknij się- objęła mnie za szyję, zamykając usta kolejnym pocałunkiem.
Czułem, że mój kolega budzi się do życia. Ona też to wyczuła, bo natychmiast ściągnęła ze mnie bokserki.
Znowu wplątała palce w moje włosy i pociągnęła mnie na siebie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jej tęczówki błyszczały figlarnie.
Cmoknąłem ją w nos, po czym zacząłem całować ją po szyi. Zacisnęła dłonie na moich plecach. Tworzyłem szlak od jej ust, aż po szyję, kończąc na obojczyku. Cały czas wzdychała ciężko.
Dotarłem do jej piersi. Zacząłem delikatnie muskać je palcami, czasami dotykając nóg. Lucy drżała. W końcu nie wytrzymała. Złapała mnie za ręce i pociągnęła je wyżej.
Wiedziałem o co jej chodzi. Zacząłem ostrożnie je masować i drażnić, na co ona jęknęła cicho.
- No już, już- mruknąłem jej do ucha, ostrożnie całując jej policzek.
Złapała mnie za biodra, namiętnie ciągnąc do siebie. Przygryzła dziko moją dolną wargę, żeby potem móc prześlizgnąć się po niej językiem.
Oddałem się tym pieszczotą z lekkością, obejmując ją w talii. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale teraz ja leżałem pod nią, a ona siedziała na mojej klatce piersiowej.
Pochyliła się nade mną, zahaczyła pocałunkiem o moj brzuch.
Znowu przekręciliśmy się tak, że ona leżała pode mną. Władczo rozchyliłem jej nogi i stanowczo wszedłem w nią. Z oczu pociekły jej łzy, ale pochyliłem się i zacząłem całować jej mokre policzki. Cały czas starałem się patrzeć jej w oczy, bo widziałem, że jest trochę przestraszona. Pocałowałem ją delikatnie, żeby się uspokoiła.
W końcu nasze oddechy, westchnienia złączyły się w jednym rytmie. Oddawała się moim pieszczotom naturalnie, bez żadnych skrzywień, czy prostestów. Ostrożnie całowałem ją w tym czasie obojczykach, bo widziałem, że po tym jest spokojniejsza i wcale się nie boi.
Kiedy osiągneliśmy spełnienie, pocałowałem ją lekko w usta, szepcząc w nie:
- Dzielna dziewczynka.
***
Zasnęliśmy, ale obudziliśmy się już po godzinie. Znaczy ona mnie obudziła, kręcąc się pod moim ramieniem.
- Co ty odwalaaasz?- ziewnąłem, przeczesując włosy palcami.
- Głodna jestem- westchnęła- Zostało jeszcze trochę tortu?
- Tak, ale najpierw się ubierzmy. Bo jak chłopacy wparują do domu, a my będziemy bez ubrań... nie dadzą nam życia.
Skinęła głową i poszła do łazienki się ubrać.
Ja za to usiadłem na łóżku, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
W końcu. W końcu jakaś dziewczyna sama chciała się ze mną kochać, a nie że ja ją do tego zmuszałemm zbyt wielką ilością drinków. To było świetne uczucie. Kiedy trzymałem ją w ramionach, taką drobną dziewczynę, czułem się jakbym trzymał cały świat.
Wciągnąłem na siebie spodnie i zszedłem na dół do kuchni. Ona już stała przy mikrofali, odgrzewając pizzę/
Objąłem ją od tyłu i przyciągnąłem do siebie, całując w głowę.
- Zostaw mnie, jestem zajęta- parsknęła, wysuwając się z moich bioder.
- Dwie godziny temu to sama jęczałaś, żebym cię dotykał, a teraz... ała!- rozcierałem brzuch, po jej uderzeniu.
Zauważyłem rumieńce na jej twarzy i zaśmiałem się. Postawiła przede mnie talerz z jedzeniem. Zajęła miejsce przy stole, spuszczając głowę w dół.
- Ej mała... Co jest?- chwyciłem jej podbródek, unosząc go w górę- Stało się coś?
- Nie- pokręciła głową, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Kłamiesz. Znowu- warknąłem, łapiąc ją za rękę- Coś nie tak?
- Po prostu... Ja... pierwszy raz się...
- Co?- podniosłem na nią wzrok zaskoczony- Jesteś dziewicą?
-Byłam- zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Myślałem, że w dwudziestym pierwszym wieku to niemożliwe- uniosłem brew- Przepraszam, jeśli coś ci się nie podobało.
- Nie, nie... Było okay, ale... już widzę Kentina prawiącego mi morały.
- Lucy, mówiłem ci już coś na jego temat...
- Tak, nie przejmuję się nim, ale on musi wiedzieć. Mam tylko jego, dziwnie by było gdyby on nie wiedział!- zaczęła przyglądać się kawałkowi pizzy.
- A on ci mówił, że jest jeszcze prawiczkiem, czy coś? Pewnie nie...
- Tak- jeszczer raz spojrzałem na nią zdziwiony- No co, to mój brat! Mówimy sobie takie rzeczy.
- Okay, okay!- uniosłem dłonie w obronnym geście.
Śniadanie dokończyliśmny w ciszy.
- Co chcesz porobić?- spytałem, kiedy wkładała naczynia do zlewu.
- Nie wiem... Chyba będę wracać do domu. Jest już po północy, a mówiłam, że wrócę koło jedenastej.
- Czekaj, odprowadzę cię- wciągnąłem na siebie koszulkę.
- No dobrze.
Założyłem buty, kurtkę i mogliśmy wychodzić.
Chwyciłem ją za rękę, a ona zaczęła ciągnąć mnie w stronę swojego domu.
- Czemu tak się spieszysz?
- No bo Kentin...
- Jezu, Lucy...- stanąłem przed nią. Chwyciłem jej twarz w obie dłonie i zacząłem patrzeć się w jej brązowe oczy- Przestań tak się nim przejmować. Po pierwsze, jesteś prawie pełnoletnia, musisz sama dbać o siebie. Po drugie, byle chłopak nie może ci zabraniać robić co chcesz.
- Ale to mój brat!
- Dopiszmy, że twój brat jest porąbany- westchnąłem- Musisz przestać być od niego zależna.
- Tak, ale...
- Żadnego ale. Dzisiaj powiesz mu to co ja tobie przed chwilą i uwolnisz się od jego rozkazów i nakazów.
Nie czekając na jej odpowiedź, pociągnąłem ją w stronę jej domu. Miałem wrażenie, że trochę się boi rozmowy z bratem. Ale miałem dość tego pieprzonego Kentina, który wpierdala się w nie swoje sprawy!
- Do jutra- przyciągnąłem ją mocno do siebie i pocałowałem delikatnie- Liczę, że mu wszystko wygarniesz.
Bez słowa pokiwała głową i weszła do mieszkania. Usiadłem pod jej oknem, które akurat było uchylone i zacząłem nasłuchiwać.
- Lucy, gdzieś ty była?!- usłyszałem głos Kentina.
- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęła moja dziewczyna.
- Do pokoju, masz szlaban! Miałaś byc o jedenastej, a zobacz, która jest godzina!
- A kim ty jesteś, żeby dawać mi szlabany co?! Wielki dorosły się znalazł! Co chwile przychodzi z jakąś laską, gwałcą się, tak że nie można spać i w końcu ja ją wywalam na ulicę!
- Lucy, nie tym tonem!
- Będę sobie mówiła jak będę chciała! Będę też robiła to co będę chciała i wychodziła z kim i gdzie będę chciała.
- To Kastiel, tak?!- głos chłopaka stał się głośniejszy niż wcześniej.
- Co 'Kastiel', co 'Kastiel' ?! Zwalasz na niego winę? Serio? Tego to się po tobie nie spodziewałam!
- Lucy idź do swojego pokoju!
- Nigdzie nie pójdę, kiedy w końcu będę mogła robić co chcę! Mam prawie osiemnaście lat i zamierzam być zależna tylko od siebie!
- Ale nie jesteś jeszcze na tyle odpowiedzialna, by móc sama decydować o swoim losie!
- Mylisz się! Jestem! To ty sobie nie radzisz i chcesz być nagle szefem! Zmieniłeś się Ken, co ty z sobą zrobiłeś!- wrzasnęła, po czym usłyszałem dźwięk tłuczonego wazonu- Jesteś idiotą! Nienawidzę cię!- wrzasnęła i wybiegła z pokoju.
Trochę się przestraszyłem, więc poszedłem na tył domu, gdzie powinny być okna od sypialnii.
- Lucy? Lucy!- krzyczałem, rzucając w jej okno kamyczkami z chodnika.
- Na trawie leży drabina. Weź ją i podstaw tutaj- otworzyła okno i wychyliła się. Na jasnej twarzy błyszczał uśmiech.
Wszedłem do jej pokoju, w którym panowała całkowita ciemność.
- Dziękuję ci- zarzuciła mi ręce na szyję- W końcu czuję się taka... wolna- wtuliła się w moją koszulkę.
- Nie ma za co- uśmiechnąłem się do niej.
- Może zostaniesz na noc? Zamknęłam drzwi, na pewno tu nie wejdzie.
- No dobra- ściągnąłem trampki i spodnie, po czym położyłem się do łóżka. Materac jęknął, gdy opadła obok mnie. Pocałowała mnie delikatnie w policzek i wtuliła się w mój tors.
- Dobranoc- mruknęła,
 - Dobranoc mała- pogłaskałem ją po włosach.

czwartek, 27 lutego 2014

Odkryliście numerek 1!

Siemaaa! (:
Odkryliście cyferkę 1!

Pod nią kryje się ciekawostka o mnie (:
W przyszłości Laura zamierza zamieszkać w Warszawie i przefarbować włosy na fioletowo
Ah, ta ja i ta moja kreatywność/ głupota/ orginalność :D
+ w sobotę razem z moją przyjaciółką Klaudią będziemy robić twitcama- czyli, że będziecie mogli oglądać mnie i ją jak się wygłupiamy x D Jeśli jesteście tego ciekawe to zaobserwujcie mnie na twitterze (@ZubertIsReal ) i w sobotę pokaże się link do twitcama ::D
+ kolejny rozdział ' Undercover ' jest erotyczny x D

~L

środa, 26 lutego 2014

Rozdział XVI: Margaret! Zapomnieliśmy kupić mu prezent!

Hejka :3
Rozdział szesnasty dla Was! 
Głosujcie na numerek i komentujcie, jesteśmy ciekawe ile osób to czyta! *-*
+ rozdział może zawierać błędy, bo Marta nie zdążyła poprawić :(
Poprawiony ;D
Do napisania
~L


       ***

Dwa dni później, kiedy najspokojniej w świecie trwała chemia, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się imię mojej dziewczyny. Schowałem się pod ławkę, klikając zieloną słuchawkę.
 - Halo?- szepnąłem cicho.
- Cześć kochanie- też szeptała- Urwiesz się z następnych lekcji? Ile ci zostało?
- Tylko niemiecki, mogę wiać. Gdzie chcesz iść?
- Na randkę- zachichotała- Wybierzemy się do kina na ' Wilka z Wall Street '. Co ty na to?
- To chyba ja powinienem organizować randki, a nie ty?
- Ty zabrałeś mnie do baru dwa dni temu, teraz ja cię wezmę. Kończę, pa!
Wsunąłem telefon do kieszeni, z niecierpliwością czekając na dzwonek.

***

- Wszystko gotowe? Alexy, ta dekoracja krzywo wisi!- warczałem na niebieskowłosego, rozpinając guziki wiktoriańskiego płaszcza- Wyszedłem tylko na trzy minuty, by zajarać, a wy już wszystko knocicie!
- Rozmawiałam z Kasem. Umówliśmy się za godzinę pod szkołą- do pokoju weszła Lucy. Odłożyła swój telefon na stół i spojrzała na balony, smętnie zwisające z sufitu- Zabierzcie to gówno. Wygląda jakbyśmy robili imprezę dla dwulatka!
Nataniel zrezygnowanym ruchem, ściągnął wszystkie dekoracje, poniszczył je i wyrzucił do kosza.
- Co więc proponujesz?- spojrzałem na nią spode łba.
- Ludzie, to jego dwudzieste urodziny! Niech coś się dzieje!- krzyknęła- Alexy, zjeżdżaj do cukierni i kup jakiś zajebisty tort. Nataniel, ogarnij muzykę. Lys, ty i ja zejdziemy do sklepu po czerwone i czarne balony, czerwone wstążki i czarny obrus. Okay?
- Okay- odpowiedzieliśmy wszyscy.
Wszedłem za Lucy do korytarza i naciągnąłem moje buty. Po kilku minutach byliśmy już w pobliskim papierniczym.
Lucy pochyliła się nad przeszkloną ladą i zaczęła wybierać dekoracje. Ja zaś oparłem się o wielkiego pluszowego misia i przyglądałem się jej.
Była prześliczna. Piękne kasztanowe włosy spływały falami po jej plecach. Cienkie brwi marszczyła, dotykając kolejnych wstążek. W zamyśleniu zacisnęła bladoróżowe wargi, proszące się choćby o maleńki pocałunek.
Kastiel to ma jednak szczęście. Zawsze wyrywa najlepsze dziewczyny. Anne, Debrah, a teraz Lucy. Dlaczego zawsze te, które tak mi się podobają?
Stojąc w tym sklepie, postanowiłem, że nie odpuszczę. Że choćbym miał umrzeć, będę z Lucy. Będę jej chłopakiem, nie przelecę jej i nie zostawię. Bo ona jest idealna.
Szkoda, że nie moja.
Westchnąłem ciężko, gdy pomachała mi ręką przed oczami.
- Lys, które wstążki?- szturchnęła mnie ramieniem w bok.
- Te po lewej- mlasnąłem, nawet nie patrząc w tamtą stronę.
Zapłaciłem za wszystko i ruszyliśmy z powrotem do domu Nataniela.
- Jak ci idzie Nate?- wrzasnęła, ściągając buty.
- Dobrze! Mam świetną playlistę, Kastiel będzie zadowolony!- odkrzyknął blondyn z salonu.
- Ej dajcie tu te dekoracje, to będę rozwieszać- powiedział niebieskowłosy, wchodząc do pokoju.
Dziewczyna podała mu woreczek, po czym pobiegła w podskokach do salonu.
Ja też zdjąłem buty i poszedłem za nią.
Nagle ona przepchnęła się w drzwiach obok mnie.
- Straciłam poczucie czasu! Muszę już wychodzić!- wcisnęła się w swoje kozaki- Pospieszcie się, macie dwie i pół godziny!
Wybiegła z domu.
Stanąłem w oknie i przyglądałem się jej jak idzie chodnikiem.
Kiedyś będziesz moja, obiecuję.

***

Wyszedłem ze szkoły. Lucy już tam na mnie czekała.  Uśmiechała się do mnie szeroko.
Pomachałem do niej i podszedłem szybkim krokiem. Objąłem ją w talii i cmoknąłem w policzek.
- Hejka kochanie- wymruczała, przesuwając palcem po moim policzku- Idziemy?
- Jasne- chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w głąb ulicy- Czemu akurat dzisiaj idziemy do kina?- spojrzałem na nią podejrzliwie.
Dzisiaj kończyłem dwadzieścia lat. Nie dziwiłem się, że nikt nie złożył mi życzeń czy coś, bo przywykłem do tego. Ale wszyscy dziwnie się dzisiaj zachowywali.
Lysander, Nataniel i Alexy niby dostali zatrucia pokarmowego od wczorajszego kurczaka. Dziwne, że ja go nie dostałem.
Poza tym wszyscy moi znajomi byli dla mnie dziwnie mili. Nawet Kentin wydawał się być bardziej ludzki niż zwykle.
A teraz Lucy wyjeżdża z propozycją randki.
- A tak sobie... Nie wiem- zaśmiała się, po czym weszliśmy do kina.
Kupiliśmy popcorn, colę i ruszyliśmy na salę kinową.
Przesadziłem ją sobie na kolana, na co wtuliła się w moją szyję.
- Tak to możemy oglądać- mruknąłem, przygryzając płatek jej ucha.
- Mhm- zamruczała.
Rozsiadłem się wygodniej i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. To będzie fajna randka.

****

- Kurwa! Lysander! Lysander!- zacząłem wołać niebieskowłosego, poluźniając niebieski krawat.
- No, co jest?- chłopak wszedł do przedpokoju.
- Rodzice Kastiela przyszli!
- Że co kurwa?!- spojrzał na mnie zaskoczony.
- No sterczą pod furtką!
- Nie otwieraj im!
- Nie mogę, wiedzą, że on u mnie mieszka!
- Cholera, no to otwieraj!
Wcisnąłem przycisk, otwierający bramkę.
- Co teraz?- spojrzałem bezradnie na mamę Kasa, potykającą się na szpilkach.
- Nie wiem. Chyba będziemy musieli zaprosić ich na przyjęcie...- westchnął białowłosy.
- Będą jedynymi takimi starszymi!
- Trudno! My i Kastiel będziemy z nimi gadać. Otwieraj, bo pewnie sterczą pod drzwiami jak głupki!
Otworzyłem drzwi.
Mama Kastiela była bardzo piękną kobietą. Nie wypadało mi tak o niej mówić, ale to była sama prawda. Była dość niska, ale w swoich szpilkach przewyższała nawet mnie. Długie włosy spięła w koński ogon z tyłu głowy. Czarny tusz i kocie kreski na powiekach przyciągały spojrzenie na piwne tęczówki. Usta pociągnęła jasnym błyszczykiem.
Ojca Kastiela widziałem ostatnio jakieś dwa lata temu, kiedy dostał napadu furii. Teraz, wyglądał na dużo bardziej opanowanego. Czarne włosy były idealnie ułożone. Zgolił brodę i wyglądał na mojego rówieśnika. W czarnej koszulce i marynarce wyglądał jak zwykły nastolatek, wow!
- Dzień dobry- skinąłem głową- Zapraszam do środka.
- Cześć Nate- mama Kastiela skinęła mi głową- Kastiela nie ma?
- Nie,wyszedł. Powinien wrócić za jakieś półtorej godziny.
- Dzień dobry- Lys podszedł do kobiety i pocałował ją w rękę- Lysander, miło panią widzieć.
- Lys! Nie poznałabym cię!- krzyknęła zaskoczona- Świetnie wyglądasz w tych ubraniach. Moda wiktoriańska?
- To my wrócimy za półtorej godziny- powiedział ojciec Kastiela . Już miał wyjść, gdy zobaczył balony latające pod sufitem- Szykujecie mu przyjęcie niespodziankę?
- Tak- uśmiechnąłem się grzecznie.
- Margaret! Zapomnieliśmy kupić mu prezent!- ojciec Kastiela obrócił się jak na zawołanie i spojrzał z przerażeniem na żonę.
- O cholera...- kobieta przyłożyła dłoń do ust.
- Co mu kupiliście?- spytali.
` - Carlo Rossi'ego- podrapałem się z tyłu głowy.
- To my kupimy mu gitarę! Chodź Marg, zdążymy!- wybiegli z domu.
- Jak można zapomnieć o prezencie?- spojrzałem na białowłosego.
- Nigdy nie kupowali mu prezentów. mogli zapomnieć- wzruszył ramionami- Chodź pomożemy Alexy'emu.
Wszyscy wiedzieliśmy o ciężkim dzieciństwie Kastiela. Wiedzieliśmy o wszystkim. O śmierci babci, o tym, że ojciec go bił. Raz nawet byliśmy świadkiem, tego pobicia.

***

- Przestań! Jezu, nie przy znajomych!- wrzasnął czarnowłosy chłopak, próbując zatrzymać nacierającego na niego ojca.
- Będę to robić, kiedy tylko będę chciał!
- Opanuj się!- krzyknął Kastiel, spoglądając na zdezorientowanego Nataniela, stojącego w drzwiach.
Nagle poczuł uderzenie i pieczenie na przedramieniu. Jęknął z bólu.
Pieprzony kabel.
- Chłopaki, wchodzimy!- krzyknął Lysander, wymijając Nataniela.
Armin chwycił mężczyznę za jedno ramię, blondyn za drugie. Białowłosy odciągnął mężczyznę do drugiego pokoju, po czym zatrzasnął drzwi i podparł je krzesłem.
- Przepraszam...- wymruczał czerwonowłosy, czując łzy cisnące do oczu.
- Za co?- Lysander spojrzał na niego zaskoczony.
Blondyn przyglądał się czerwonej prędze na ręce chłopaka. Im dłużej się przyglądał tym więcej ich dostrzegał.
- Że musieliście to oglądać- chłopak ukrył twarz w dłoniach. Czuł się teraz niesamowicie skrępowany.

***

- Nataniel? Idziesz?!- krzyczał Lys z salonu.
Otrząsnąłem się z niemiłych wspomnień.
Tak, Kastiel zdecydowanie za dużo wycierpiał.
Wszedłem do salonu.
- No! Wygląda świetnie!- klasnąłem w dłonie.
- Wiem- niebieskowłosy opadł na kanapę i otarł pot z czoła- Jak Lucy powie, że brzydko to przysięgam, że ją zabiję.
Zaśmialiśmy się, po czym rozsiedliśmy się w salonie i odpoczywaliśmy.
- Mamy jeszcze godzinę- zerknąłem na zegarek.
- Mhm, wszystko przygotowane?- westchnął Alexy.
- Tak. Prezent stoi za kanapą, tort postawiłeś w lodówce, wszystko jest okay.

***

Wyszliśmy z kina przytulając się do siebie.
- Podobał ci się film?- wymruczałem jej prosto w usta, które natychmiast pocałowałem. Delikatnie prześlizgnąłem się językiem po jej wargach, na co ona przytuliła się do mnie mocniej.
- Nie. Seks był tam przedstawiony, tak bardzo... przedmiotowo- westchnęła, łapiąc mnie za rękę- Chodź, robi się zimno.
Kiedy już mieliśmy wejść do domu, mocno przyparłem dziewczynę do drzwi frontowych. Oplotłem sobie jej nogi w pasie i pocałowałem. Gwałtownie przygryzłem jej dolną wargę. Zaskoczyłem Lucy. Odwzajemniła pocałunek, dopiero po chwili, prześlizgując się językiem po moich zębach.
Z trudem wymacałem klamkę i otworzyłem drzwi. Przesunąłem palcami, po jej udach, okrytych płaszczem. Ona chwyciła moją twarz w obie dłonie, całując mocniej. Wszedłem do środka i przycisnąłem ją do ściany, zsunąłem się na jej szyję i zacząłem całować. Ostrożnie przygryzałem delikatną skórę, błądząc palcami po jej włosach.
- Niespodzianka!- usłyszałem wrzask Nataniela.
Światło zapaliło się. W salonie było mnóstwo osób. Moi rodzice, gang Nataniela, Kentin, Kim i Violetta. Wszyscy patrzyli na mnie i Lucy.
Zakłopotany odchrząknąłem i odstawiłem ją na ziemie. Ona zrobiła się cała czerwona. Panowała cisza.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!- moja mama pierwsza się odnalazła. Podeszła do mnie i zarzuciła ręce na szyję - Żeby ci się wiodło w życiu!
Phah, kobieto, gdybyś wiedziała jak ja naprawdę żyję...
Odwzajemniłem uścisk.
- Dz-Dziękuję.
- To ty sobie coś wymyśl, a ja się pod tym podpisuję- ojciec klepnął mnie w bark, na co nerwowo odskoczyłem. Wziąłem jednak głęboki oddech, ale podałem mu rękę i uśmiechnąłem się.
- Najlepszego kochanie- Lucy dyskretnie położyła dłoń na moim pośladku i ścisnęła go. Spojrzałem na nią rozbawiony, a ona stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha- Żebyś był zawsze tak na mnie napalony jak przed chwilą.
- Kas? Przedstawisz nam swoją koleżankę?- mama spojrzała na Lucy z grzecznym uśmiechem.
- Lucy Mullingar- brązowowłosa podeszła do niej żwawym krokiem i podała jej rękę.
- Margaret Freeman i Jacob Freeman- wymienili grzeczne uśmiechy.
- Stówa kochanie!- Lysander podszedł do mnie i zarzucił ramię na szyję- Żebyś dalej kochał mnie tak jak do tej pory!
Wszyscy się zaśmiali i przeszliśmy do salonu.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki!- powiedział Alexy pchając mnie w stronę tortu- No i wszystkiego najlepszego. Prezent dostaniesz później.
Pochyliłem się nad ciastem i spojrzałem na dwadzieścia czerwonych świeczek. Zamknąłem oczy i pomyślałem.
"Żeby było zajebiście"
Zdmuchnąłem świeczki, w burzy oklasków.
- Sto lat, sto lat...- zaczął śpiewać Nataniel.
- Nie, koleś. Błagam cię- warknąłem- Możesz puścić z neta, ale nie śpiewajcie.
W końcu usiedliśmy na kanapach dookoła tortu. Każdy dostał po kawałku. Lucy usiadła obok i wtuliła się w moje ramię, tak samo z resztą Lysander.
- Kocham Cię- mruknął Lys.
- Ogarnij się- zaśmiałem się, szturchjąc go łokciem.
- Kastiel, proszę... O to prezent- mama podała mi dużą paczkę- Mam nadzieję, że ci się spodoba- usiadła na fotelu.
Zacząłem rozwijać papier, żeby po chwili ujrzeć futerał gitary.
- Wow... Dzięki- otworzyłem powoli wieko i zobaczyłem... pięknego nowego Ibaneza z dębowym gryfem w czerwonym kolorze.
- O matko!- przesunąłem palcami po drewnie- Dziękuję!
- Najnowszy model, podobno świetny- pokiwał mój ojciec z uznaniem.
- Zagrasz nam coś?- Lucy chwyciła mnie za rękę.
Ochoczo wstałem i wyciągnąłem z za kanapy mój stary wzmacniacz. Zostawiłem go u Nataniela dawno temu.
Podłączyłem wszystkie kable, sprawdziłem czy wszystko gra i szarpnąłem za struny. Popłynęły idealne czyste dźwięki.
- Wow, świetne!- Nataniel wstał- Jedziesz z tą nową piosenką Lysia. A my sobie pośpiewamy- zdjął z szafki kartki i każdemu podał- Na razie jest tylko tyle, jesteśmy w trakcie.
Zacząłem grać, po chwili głosy wszystkich połączyły się w jeden i zaśpiewaliśmy:

We were running through the town
Our senses had been drowned
No place we hadn’t been before

We learned to live and then
Our freedom came to an end
We have to break down this wall

Too young to live a lie
Look into my eyes

Ready, set, go it’s time to run
The sky is changing we are warned
Together we can make it while the world is crashing down
Don’t you turn around


- To niezły kawałek- kiwnęła moja mama z uznaniem- Będę się już zbierać. Jutro wieczorem mamy sesję z Taylor Swift.
- Też lecę. Muszę zdążyć na zmianę. Do zobaczenia dzieciaki- wyszli razem z domu.
- Zamawiamy pizzę?- rzucił Lysander.
- Jak chcesz- Lucy przesiadła się na moje kolana i cmoknęła mnie w nos- moje kochanie.
- Mhm-uśmiechnąłem się, muskając jej policzek palcami.
- Chłopaki, mam wrażenie, że przeszkadzamy- Alexy wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił, gotowy do wyjścia- Proponuję iść do pizzeri świętować urodziny Kastiela, bez Kastiela i Lucy, co wy na to?
- Jestem za!- krzyknął Nataniel. Poszedł po Lysandra, szybko się ubrali i już ich nie było.
Spojrzałem na twarz mojej dziewczyny, która patrzyła na mnie uśmiechając się kusząco.

***
Piosenka, którą grał Kastiel: http://www.youtube.com/watch?v=0ODdhNH0n8U