piątek, 28 lutego 2014

Rozdział 17: Po imprezie

Hej hej (:
Ten rozdział jest rozdziałem +18 :D
Jeśli nie chcesz go czytać, nie czytaj. Nie wnosi nic nowego do opowiadania :D
Powoli zbliżamy się do końca pierwszej części, wiecie? :3
Pamiętajcie o numerku :3
I tak wiem, że jest krótki, ale to dlatego, że to erotyk x D
~L

Rozdział 17: Po imprezie (+18)
-Masz ochotę na...- przesunęła dłonią po moim policzku, po czym ostrożnie zaczęła całować linię szczęk.
- Na...?- uśmiechnąłem się, kładąc sobie jej nogi na biodrach i oddając się jej delikatnym pocałunkom.
- Oj wiesz na co...- wplątała palce w moje włosy, powoli zsuwając się z pocałunkami na szyję.
Odetchnąłem głęboko. Gwałtownie wstałem i przyciągając ją mocno do siebie wbiegłem po schodach do mojego pokoju.
Rzuciłem ją na łóżko, żeby po chwili przygnieść ją do materaca. Objąłem ją mocno w talii. Położyła dłonie po bokach mojej głowy, łącząc nasze usta w pocałunku. Przesunąłem językiem po jej wargach, gdy ona nagle ugryzła mnie w jego koniec. Syknąłem, na co ona wślizgnęła się do moich ust i zaczęła badać ich zakamarki.
Przekręciłem się, przenosząc ją na klatkę piersiową. Ona wsunęła dłonie pod moją koszulkę i ocierając się o moje plecy ściągnęła ją. Zaczęła całować mnie w okolice szyi, jednocześnie błądząc dziko po moim torsie.
- Szalejesz- szepnąłem jej cicho do ucha, przygryzając jego płatek.
Złapała mnie za nadgarstki i przycisnęła do materaca. Mógłbym się jej z łatwością wyrwać, ale jej wargi błądzące po moim torsie były zbyt podniecające by to zrobić.
Polizała moją klatkę piersiową po całej długości, na co ja głośno wypuściłem powietrze. Mocno przygryzła moje sutki, na co znowu jęknąłem.
Dziewczyna zaczęła rozpinać moje spodnie, gdy ja zrzuciłem z niej koszulkę. Nasze ciała znowu się splotły, a wargi znowu nie mogły się od siebie oderwać.
W końcu oboje zostaliśmy w bieliźnie. Ułożyłem ją pod siebie i ostrożnie ściągnąłem z niej czarne figi w białą koronkę. Natychmiast ją pocałowałem, widząc, że cała się czerwieni.
- Hej, hej...- mruknąłem cicho, z łatwością odpinając jej stanik- Co to za buraczek?
- Oh, zamknij się- objęła mnie za szyję, zamykając usta kolejnym pocałunkiem.
Czułem, że mój kolega budzi się do życia. Ona też to wyczuła, bo natychmiast ściągnęła ze mnie bokserki.
Znowu wplątała palce w moje włosy i pociągnęła mnie na siebie. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Jej tęczówki błyszczały figlarnie.
Cmoknąłem ją w nos, po czym zacząłem całować ją po szyi. Zacisnęła dłonie na moich plecach. Tworzyłem szlak od jej ust, aż po szyję, kończąc na obojczyku. Cały czas wzdychała ciężko.
Dotarłem do jej piersi. Zacząłem delikatnie muskać je palcami, czasami dotykając nóg. Lucy drżała. W końcu nie wytrzymała. Złapała mnie za ręce i pociągnęła je wyżej.
Wiedziałem o co jej chodzi. Zacząłem ostrożnie je masować i drażnić, na co ona jęknęła cicho.
- No już, już- mruknąłem jej do ucha, ostrożnie całując jej policzek.
Złapała mnie za biodra, namiętnie ciągnąc do siebie. Przygryzła dziko moją dolną wargę, żeby potem móc prześlizgnąć się po niej językiem.
Oddałem się tym pieszczotą z lekkością, obejmując ją w talii. Nie wiem jak ona to zrobiła, ale teraz ja leżałem pod nią, a ona siedziała na mojej klatce piersiowej.
Pochyliła się nade mną, zahaczyła pocałunkiem o moj brzuch.
Znowu przekręciliśmy się tak, że ona leżała pode mną. Władczo rozchyliłem jej nogi i stanowczo wszedłem w nią. Z oczu pociekły jej łzy, ale pochyliłem się i zacząłem całować jej mokre policzki. Cały czas starałem się patrzeć jej w oczy, bo widziałem, że jest trochę przestraszona. Pocałowałem ją delikatnie, żeby się uspokoiła.
W końcu nasze oddechy, westchnienia złączyły się w jednym rytmie. Oddawała się moim pieszczotom naturalnie, bez żadnych skrzywień, czy prostestów. Ostrożnie całowałem ją w tym czasie obojczykach, bo widziałem, że po tym jest spokojniejsza i wcale się nie boi.
Kiedy osiągneliśmy spełnienie, pocałowałem ją lekko w usta, szepcząc w nie:
- Dzielna dziewczynka.
***
Zasnęliśmy, ale obudziliśmy się już po godzinie. Znaczy ona mnie obudziła, kręcąc się pod moim ramieniem.
- Co ty odwalaaasz?- ziewnąłem, przeczesując włosy palcami.
- Głodna jestem- westchnęła- Zostało jeszcze trochę tortu?
- Tak, ale najpierw się ubierzmy. Bo jak chłopacy wparują do domu, a my będziemy bez ubrań... nie dadzą nam życia.
Skinęła głową i poszła do łazienki się ubrać.
Ja za to usiadłem na łóżku, uśmiechając się do swojego odbicia w lustrze.
W końcu. W końcu jakaś dziewczyna sama chciała się ze mną kochać, a nie że ja ją do tego zmuszałemm zbyt wielką ilością drinków. To było świetne uczucie. Kiedy trzymałem ją w ramionach, taką drobną dziewczynę, czułem się jakbym trzymał cały świat.
Wciągnąłem na siebie spodnie i zszedłem na dół do kuchni. Ona już stała przy mikrofali, odgrzewając pizzę/
Objąłem ją od tyłu i przyciągnąłem do siebie, całując w głowę.
- Zostaw mnie, jestem zajęta- parsknęła, wysuwając się z moich bioder.
- Dwie godziny temu to sama jęczałaś, żebym cię dotykał, a teraz... ała!- rozcierałem brzuch, po jej uderzeniu.
Zauważyłem rumieńce na jej twarzy i zaśmiałem się. Postawiła przede mnie talerz z jedzeniem. Zajęła miejsce przy stole, spuszczając głowę w dół.
- Ej mała... Co jest?- chwyciłem jej podbródek, unosząc go w górę- Stało się coś?
- Nie- pokręciła głową, nawet nie patrząc w moją stronę.
- Kłamiesz. Znowu- warknąłem, łapiąc ją za rękę- Coś nie tak?
- Po prostu... Ja... pierwszy raz się...
- Co?- podniosłem na nią wzrok zaskoczony- Jesteś dziewicą?
-Byłam- zaczerwieniła się jeszcze bardziej.
- Myślałem, że w dwudziestym pierwszym wieku to niemożliwe- uniosłem brew- Przepraszam, jeśli coś ci się nie podobało.
- Nie, nie... Było okay, ale... już widzę Kentina prawiącego mi morały.
- Lucy, mówiłem ci już coś na jego temat...
- Tak, nie przejmuję się nim, ale on musi wiedzieć. Mam tylko jego, dziwnie by było gdyby on nie wiedział!- zaczęła przyglądać się kawałkowi pizzy.
- A on ci mówił, że jest jeszcze prawiczkiem, czy coś? Pewnie nie...
- Tak- jeszczer raz spojrzałem na nią zdziwiony- No co, to mój brat! Mówimy sobie takie rzeczy.
- Okay, okay!- uniosłem dłonie w obronnym geście.
Śniadanie dokończyliśmny w ciszy.
- Co chcesz porobić?- spytałem, kiedy wkładała naczynia do zlewu.
- Nie wiem... Chyba będę wracać do domu. Jest już po północy, a mówiłam, że wrócę koło jedenastej.
- Czekaj, odprowadzę cię- wciągnąłem na siebie koszulkę.
- No dobrze.
Założyłem buty, kurtkę i mogliśmy wychodzić.
Chwyciłem ją za rękę, a ona zaczęła ciągnąć mnie w stronę swojego domu.
- Czemu tak się spieszysz?
- No bo Kentin...
- Jezu, Lucy...- stanąłem przed nią. Chwyciłem jej twarz w obie dłonie i zacząłem patrzeć się w jej brązowe oczy- Przestań tak się nim przejmować. Po pierwsze, jesteś prawie pełnoletnia, musisz sama dbać o siebie. Po drugie, byle chłopak nie może ci zabraniać robić co chcesz.
- Ale to mój brat!
- Dopiszmy, że twój brat jest porąbany- westchnąłem- Musisz przestać być od niego zależna.
- Tak, ale...
- Żadnego ale. Dzisiaj powiesz mu to co ja tobie przed chwilą i uwolnisz się od jego rozkazów i nakazów.
Nie czekając na jej odpowiedź, pociągnąłem ją w stronę jej domu. Miałem wrażenie, że trochę się boi rozmowy z bratem. Ale miałem dość tego pieprzonego Kentina, który wpierdala się w nie swoje sprawy!
- Do jutra- przyciągnąłem ją mocno do siebie i pocałowałem delikatnie- Liczę, że mu wszystko wygarniesz.
Bez słowa pokiwała głową i weszła do mieszkania. Usiadłem pod jej oknem, które akurat było uchylone i zacząłem nasłuchiwać.
- Lucy, gdzieś ty była?!- usłyszałem głos Kentina.
- Muszę ci coś powiedzieć- zaczęła moja dziewczyna.
- Do pokoju, masz szlaban! Miałaś byc o jedenastej, a zobacz, która jest godzina!
- A kim ty jesteś, żeby dawać mi szlabany co?! Wielki dorosły się znalazł! Co chwile przychodzi z jakąś laską, gwałcą się, tak że nie można spać i w końcu ja ją wywalam na ulicę!
- Lucy, nie tym tonem!
- Będę sobie mówiła jak będę chciała! Będę też robiła to co będę chciała i wychodziła z kim i gdzie będę chciała.
- To Kastiel, tak?!- głos chłopaka stał się głośniejszy niż wcześniej.
- Co 'Kastiel', co 'Kastiel' ?! Zwalasz na niego winę? Serio? Tego to się po tobie nie spodziewałam!
- Lucy idź do swojego pokoju!
- Nigdzie nie pójdę, kiedy w końcu będę mogła robić co chcę! Mam prawie osiemnaście lat i zamierzam być zależna tylko od siebie!
- Ale nie jesteś jeszcze na tyle odpowiedzialna, by móc sama decydować o swoim losie!
- Mylisz się! Jestem! To ty sobie nie radzisz i chcesz być nagle szefem! Zmieniłeś się Ken, co ty z sobą zrobiłeś!- wrzasnęła, po czym usłyszałem dźwięk tłuczonego wazonu- Jesteś idiotą! Nienawidzę cię!- wrzasnęła i wybiegła z pokoju.
Trochę się przestraszyłem, więc poszedłem na tył domu, gdzie powinny być okna od sypialnii.
- Lucy? Lucy!- krzyczałem, rzucając w jej okno kamyczkami z chodnika.
- Na trawie leży drabina. Weź ją i podstaw tutaj- otworzyła okno i wychyliła się. Na jasnej twarzy błyszczał uśmiech.
Wszedłem do jej pokoju, w którym panowała całkowita ciemność.
- Dziękuję ci- zarzuciła mi ręce na szyję- W końcu czuję się taka... wolna- wtuliła się w moją koszulkę.
- Nie ma za co- uśmiechnąłem się do niej.
- Może zostaniesz na noc? Zamknęłam drzwi, na pewno tu nie wejdzie.
- No dobra- ściągnąłem trampki i spodnie, po czym położyłem się do łóżka. Materac jęknął, gdy opadła obok mnie. Pocałowała mnie delikatnie w policzek i wtuliła się w mój tors.
- Dobranoc- mruknęła,
 - Dobranoc mała- pogłaskałem ją po włosach.

czwartek, 27 lutego 2014

Odkryliście numerek 1!

Siemaaa! (:
Odkryliście cyferkę 1!

Pod nią kryje się ciekawostka o mnie (:
W przyszłości Laura zamierza zamieszkać w Warszawie i przefarbować włosy na fioletowo
Ah, ta ja i ta moja kreatywność/ głupota/ orginalność :D
+ w sobotę razem z moją przyjaciółką Klaudią będziemy robić twitcama- czyli, że będziecie mogli oglądać mnie i ją jak się wygłupiamy x D Jeśli jesteście tego ciekawe to zaobserwujcie mnie na twitterze (@ZubertIsReal ) i w sobotę pokaże się link do twitcama ::D
+ kolejny rozdział ' Undercover ' jest erotyczny x D

~L

środa, 26 lutego 2014

Rozdział XVI: Margaret! Zapomnieliśmy kupić mu prezent!

Hejka :3
Rozdział szesnasty dla Was! 
Głosujcie na numerek i komentujcie, jesteśmy ciekawe ile osób to czyta! *-*
+ rozdział może zawierać błędy, bo Marta nie zdążyła poprawić :(
Poprawiony ;D
Do napisania
~L


       ***

Dwa dni później, kiedy najspokojniej w świecie trwała chemia, zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pokazało się imię mojej dziewczyny. Schowałem się pod ławkę, klikając zieloną słuchawkę.
 - Halo?- szepnąłem cicho.
- Cześć kochanie- też szeptała- Urwiesz się z następnych lekcji? Ile ci zostało?
- Tylko niemiecki, mogę wiać. Gdzie chcesz iść?
- Na randkę- zachichotała- Wybierzemy się do kina na ' Wilka z Wall Street '. Co ty na to?
- To chyba ja powinienem organizować randki, a nie ty?
- Ty zabrałeś mnie do baru dwa dni temu, teraz ja cię wezmę. Kończę, pa!
Wsunąłem telefon do kieszeni, z niecierpliwością czekając na dzwonek.

***

- Wszystko gotowe? Alexy, ta dekoracja krzywo wisi!- warczałem na niebieskowłosego, rozpinając guziki wiktoriańskiego płaszcza- Wyszedłem tylko na trzy minuty, by zajarać, a wy już wszystko knocicie!
- Rozmawiałam z Kasem. Umówliśmy się za godzinę pod szkołą- do pokoju weszła Lucy. Odłożyła swój telefon na stół i spojrzała na balony, smętnie zwisające z sufitu- Zabierzcie to gówno. Wygląda jakbyśmy robili imprezę dla dwulatka!
Nataniel zrezygnowanym ruchem, ściągnął wszystkie dekoracje, poniszczył je i wyrzucił do kosza.
- Co więc proponujesz?- spojrzałem na nią spode łba.
- Ludzie, to jego dwudzieste urodziny! Niech coś się dzieje!- krzyknęła- Alexy, zjeżdżaj do cukierni i kup jakiś zajebisty tort. Nataniel, ogarnij muzykę. Lys, ty i ja zejdziemy do sklepu po czerwone i czarne balony, czerwone wstążki i czarny obrus. Okay?
- Okay- odpowiedzieliśmy wszyscy.
Wszedłem za Lucy do korytarza i naciągnąłem moje buty. Po kilku minutach byliśmy już w pobliskim papierniczym.
Lucy pochyliła się nad przeszkloną ladą i zaczęła wybierać dekoracje. Ja zaś oparłem się o wielkiego pluszowego misia i przyglądałem się jej.
Była prześliczna. Piękne kasztanowe włosy spływały falami po jej plecach. Cienkie brwi marszczyła, dotykając kolejnych wstążek. W zamyśleniu zacisnęła bladoróżowe wargi, proszące się choćby o maleńki pocałunek.
Kastiel to ma jednak szczęście. Zawsze wyrywa najlepsze dziewczyny. Anne, Debrah, a teraz Lucy. Dlaczego zawsze te, które tak mi się podobają?
Stojąc w tym sklepie, postanowiłem, że nie odpuszczę. Że choćbym miał umrzeć, będę z Lucy. Będę jej chłopakiem, nie przelecę jej i nie zostawię. Bo ona jest idealna.
Szkoda, że nie moja.
Westchnąłem ciężko, gdy pomachała mi ręką przed oczami.
- Lys, które wstążki?- szturchnęła mnie ramieniem w bok.
- Te po lewej- mlasnąłem, nawet nie patrząc w tamtą stronę.
Zapłaciłem za wszystko i ruszyliśmy z powrotem do domu Nataniela.
- Jak ci idzie Nate?- wrzasnęła, ściągając buty.
- Dobrze! Mam świetną playlistę, Kastiel będzie zadowolony!- odkrzyknął blondyn z salonu.
- Ej dajcie tu te dekoracje, to będę rozwieszać- powiedział niebieskowłosy, wchodząc do pokoju.
Dziewczyna podała mu woreczek, po czym pobiegła w podskokach do salonu.
Ja też zdjąłem buty i poszedłem za nią.
Nagle ona przepchnęła się w drzwiach obok mnie.
- Straciłam poczucie czasu! Muszę już wychodzić!- wcisnęła się w swoje kozaki- Pospieszcie się, macie dwie i pół godziny!
Wybiegła z domu.
Stanąłem w oknie i przyglądałem się jej jak idzie chodnikiem.
Kiedyś będziesz moja, obiecuję.

***

Wyszedłem ze szkoły. Lucy już tam na mnie czekała.  Uśmiechała się do mnie szeroko.
Pomachałem do niej i podszedłem szybkim krokiem. Objąłem ją w talii i cmoknąłem w policzek.
- Hejka kochanie- wymruczała, przesuwając palcem po moim policzku- Idziemy?
- Jasne- chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w głąb ulicy- Czemu akurat dzisiaj idziemy do kina?- spojrzałem na nią podejrzliwie.
Dzisiaj kończyłem dwadzieścia lat. Nie dziwiłem się, że nikt nie złożył mi życzeń czy coś, bo przywykłem do tego. Ale wszyscy dziwnie się dzisiaj zachowywali.
Lysander, Nataniel i Alexy niby dostali zatrucia pokarmowego od wczorajszego kurczaka. Dziwne, że ja go nie dostałem.
Poza tym wszyscy moi znajomi byli dla mnie dziwnie mili. Nawet Kentin wydawał się być bardziej ludzki niż zwykle.
A teraz Lucy wyjeżdża z propozycją randki.
- A tak sobie... Nie wiem- zaśmiała się, po czym weszliśmy do kina.
Kupiliśmy popcorn, colę i ruszyliśmy na salę kinową.
Przesadziłem ją sobie na kolana, na co wtuliła się w moją szyję.
- Tak to możemy oglądać- mruknąłem, przygryzając płatek jej ucha.
- Mhm- zamruczała.
Rozsiadłem się wygodniej i przyciągnąłem ją mocniej do siebie. To będzie fajna randka.

****

- Kurwa! Lysander! Lysander!- zacząłem wołać niebieskowłosego, poluźniając niebieski krawat.
- No, co jest?- chłopak wszedł do przedpokoju.
- Rodzice Kastiela przyszli!
- Że co kurwa?!- spojrzał na mnie zaskoczony.
- No sterczą pod furtką!
- Nie otwieraj im!
- Nie mogę, wiedzą, że on u mnie mieszka!
- Cholera, no to otwieraj!
Wcisnąłem przycisk, otwierający bramkę.
- Co teraz?- spojrzałem bezradnie na mamę Kasa, potykającą się na szpilkach.
- Nie wiem. Chyba będziemy musieli zaprosić ich na przyjęcie...- westchnął białowłosy.
- Będą jedynymi takimi starszymi!
- Trudno! My i Kastiel będziemy z nimi gadać. Otwieraj, bo pewnie sterczą pod drzwiami jak głupki!
Otworzyłem drzwi.
Mama Kastiela była bardzo piękną kobietą. Nie wypadało mi tak o niej mówić, ale to była sama prawda. Była dość niska, ale w swoich szpilkach przewyższała nawet mnie. Długie włosy spięła w koński ogon z tyłu głowy. Czarny tusz i kocie kreski na powiekach przyciągały spojrzenie na piwne tęczówki. Usta pociągnęła jasnym błyszczykiem.
Ojca Kastiela widziałem ostatnio jakieś dwa lata temu, kiedy dostał napadu furii. Teraz, wyglądał na dużo bardziej opanowanego. Czarne włosy były idealnie ułożone. Zgolił brodę i wyglądał na mojego rówieśnika. W czarnej koszulce i marynarce wyglądał jak zwykły nastolatek, wow!
- Dzień dobry- skinąłem głową- Zapraszam do środka.
- Cześć Nate- mama Kastiela skinęła mi głową- Kastiela nie ma?
- Nie,wyszedł. Powinien wrócić za jakieś półtorej godziny.
- Dzień dobry- Lys podszedł do kobiety i pocałował ją w rękę- Lysander, miło panią widzieć.
- Lys! Nie poznałabym cię!- krzyknęła zaskoczona- Świetnie wyglądasz w tych ubraniach. Moda wiktoriańska?
- To my wrócimy za półtorej godziny- powiedział ojciec Kastiela . Już miał wyjść, gdy zobaczył balony latające pod sufitem- Szykujecie mu przyjęcie niespodziankę?
- Tak- uśmiechnąłem się grzecznie.
- Margaret! Zapomnieliśmy kupić mu prezent!- ojciec Kastiela obrócił się jak na zawołanie i spojrzał z przerażeniem na żonę.
- O cholera...- kobieta przyłożyła dłoń do ust.
- Co mu kupiliście?- spytali.
` - Carlo Rossi'ego- podrapałem się z tyłu głowy.
- To my kupimy mu gitarę! Chodź Marg, zdążymy!- wybiegli z domu.
- Jak można zapomnieć o prezencie?- spojrzałem na białowłosego.
- Nigdy nie kupowali mu prezentów. mogli zapomnieć- wzruszył ramionami- Chodź pomożemy Alexy'emu.
Wszyscy wiedzieliśmy o ciężkim dzieciństwie Kastiela. Wiedzieliśmy o wszystkim. O śmierci babci, o tym, że ojciec go bił. Raz nawet byliśmy świadkiem, tego pobicia.

***

- Przestań! Jezu, nie przy znajomych!- wrzasnął czarnowłosy chłopak, próbując zatrzymać nacierającego na niego ojca.
- Będę to robić, kiedy tylko będę chciał!
- Opanuj się!- krzyknął Kastiel, spoglądając na zdezorientowanego Nataniela, stojącego w drzwiach.
Nagle poczuł uderzenie i pieczenie na przedramieniu. Jęknął z bólu.
Pieprzony kabel.
- Chłopaki, wchodzimy!- krzyknął Lysander, wymijając Nataniela.
Armin chwycił mężczyznę za jedno ramię, blondyn za drugie. Białowłosy odciągnął mężczyznę do drugiego pokoju, po czym zatrzasnął drzwi i podparł je krzesłem.
- Przepraszam...- wymruczał czerwonowłosy, czując łzy cisnące do oczu.
- Za co?- Lysander spojrzał na niego zaskoczony.
Blondyn przyglądał się czerwonej prędze na ręce chłopaka. Im dłużej się przyglądał tym więcej ich dostrzegał.
- Że musieliście to oglądać- chłopak ukrył twarz w dłoniach. Czuł się teraz niesamowicie skrępowany.

***

- Nataniel? Idziesz?!- krzyczał Lys z salonu.
Otrząsnąłem się z niemiłych wspomnień.
Tak, Kastiel zdecydowanie za dużo wycierpiał.
Wszedłem do salonu.
- No! Wygląda świetnie!- klasnąłem w dłonie.
- Wiem- niebieskowłosy opadł na kanapę i otarł pot z czoła- Jak Lucy powie, że brzydko to przysięgam, że ją zabiję.
Zaśmialiśmy się, po czym rozsiedliśmy się w salonie i odpoczywaliśmy.
- Mamy jeszcze godzinę- zerknąłem na zegarek.
- Mhm, wszystko przygotowane?- westchnął Alexy.
- Tak. Prezent stoi za kanapą, tort postawiłeś w lodówce, wszystko jest okay.

***

Wyszliśmy z kina przytulając się do siebie.
- Podobał ci się film?- wymruczałem jej prosto w usta, które natychmiast pocałowałem. Delikatnie prześlizgnąłem się językiem po jej wargach, na co ona przytuliła się do mnie mocniej.
- Nie. Seks był tam przedstawiony, tak bardzo... przedmiotowo- westchnęła, łapiąc mnie za rękę- Chodź, robi się zimno.
Kiedy już mieliśmy wejść do domu, mocno przyparłem dziewczynę do drzwi frontowych. Oplotłem sobie jej nogi w pasie i pocałowałem. Gwałtownie przygryzłem jej dolną wargę. Zaskoczyłem Lucy. Odwzajemniła pocałunek, dopiero po chwili, prześlizgując się językiem po moich zębach.
Z trudem wymacałem klamkę i otworzyłem drzwi. Przesunąłem palcami, po jej udach, okrytych płaszczem. Ona chwyciła moją twarz w obie dłonie, całując mocniej. Wszedłem do środka i przycisnąłem ją do ściany, zsunąłem się na jej szyję i zacząłem całować. Ostrożnie przygryzałem delikatną skórę, błądząc palcami po jej włosach.
- Niespodzianka!- usłyszałem wrzask Nataniela.
Światło zapaliło się. W salonie było mnóstwo osób. Moi rodzice, gang Nataniela, Kentin, Kim i Violetta. Wszyscy patrzyli na mnie i Lucy.
Zakłopotany odchrząknąłem i odstawiłem ją na ziemie. Ona zrobiła się cała czerwona. Panowała cisza.
- Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin!- moja mama pierwsza się odnalazła. Podeszła do mnie i zarzuciła ręce na szyję - Żeby ci się wiodło w życiu!
Phah, kobieto, gdybyś wiedziała jak ja naprawdę żyję...
Odwzajemniłem uścisk.
- Dz-Dziękuję.
- To ty sobie coś wymyśl, a ja się pod tym podpisuję- ojciec klepnął mnie w bark, na co nerwowo odskoczyłem. Wziąłem jednak głęboki oddech, ale podałem mu rękę i uśmiechnąłem się.
- Najlepszego kochanie- Lucy dyskretnie położyła dłoń na moim pośladku i ścisnęła go. Spojrzałem na nią rozbawiony, a ona stanęła na palcach i szepnęła mi do ucha- Żebyś był zawsze tak na mnie napalony jak przed chwilą.
- Kas? Przedstawisz nam swoją koleżankę?- mama spojrzała na Lucy z grzecznym uśmiechem.
- Lucy Mullingar- brązowowłosa podeszła do niej żwawym krokiem i podała jej rękę.
- Margaret Freeman i Jacob Freeman- wymienili grzeczne uśmiechy.
- Stówa kochanie!- Lysander podszedł do mnie i zarzucił ramię na szyję- Żebyś dalej kochał mnie tak jak do tej pory!
Wszyscy się zaśmiali i przeszliśmy do salonu.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki!- powiedział Alexy pchając mnie w stronę tortu- No i wszystkiego najlepszego. Prezent dostaniesz później.
Pochyliłem się nad ciastem i spojrzałem na dwadzieścia czerwonych świeczek. Zamknąłem oczy i pomyślałem.
"Żeby było zajebiście"
Zdmuchnąłem świeczki, w burzy oklasków.
- Sto lat, sto lat...- zaczął śpiewać Nataniel.
- Nie, koleś. Błagam cię- warknąłem- Możesz puścić z neta, ale nie śpiewajcie.
W końcu usiedliśmy na kanapach dookoła tortu. Każdy dostał po kawałku. Lucy usiadła obok i wtuliła się w moje ramię, tak samo z resztą Lysander.
- Kocham Cię- mruknął Lys.
- Ogarnij się- zaśmiałem się, szturchjąc go łokciem.
- Kastiel, proszę... O to prezent- mama podała mi dużą paczkę- Mam nadzieję, że ci się spodoba- usiadła na fotelu.
Zacząłem rozwijać papier, żeby po chwili ujrzeć futerał gitary.
- Wow... Dzięki- otworzyłem powoli wieko i zobaczyłem... pięknego nowego Ibaneza z dębowym gryfem w czerwonym kolorze.
- O matko!- przesunąłem palcami po drewnie- Dziękuję!
- Najnowszy model, podobno świetny- pokiwał mój ojciec z uznaniem.
- Zagrasz nam coś?- Lucy chwyciła mnie za rękę.
Ochoczo wstałem i wyciągnąłem z za kanapy mój stary wzmacniacz. Zostawiłem go u Nataniela dawno temu.
Podłączyłem wszystkie kable, sprawdziłem czy wszystko gra i szarpnąłem za struny. Popłynęły idealne czyste dźwięki.
- Wow, świetne!- Nataniel wstał- Jedziesz z tą nową piosenką Lysia. A my sobie pośpiewamy- zdjął z szafki kartki i każdemu podał- Na razie jest tylko tyle, jesteśmy w trakcie.
Zacząłem grać, po chwili głosy wszystkich połączyły się w jeden i zaśpiewaliśmy:

We were running through the town
Our senses had been drowned
No place we hadn’t been before

We learned to live and then
Our freedom came to an end
We have to break down this wall

Too young to live a lie
Look into my eyes

Ready, set, go it’s time to run
The sky is changing we are warned
Together we can make it while the world is crashing down
Don’t you turn around


- To niezły kawałek- kiwnęła moja mama z uznaniem- Będę się już zbierać. Jutro wieczorem mamy sesję z Taylor Swift.
- Też lecę. Muszę zdążyć na zmianę. Do zobaczenia dzieciaki- wyszli razem z domu.
- Zamawiamy pizzę?- rzucił Lysander.
- Jak chcesz- Lucy przesiadła się na moje kolana i cmoknęła mnie w nos- moje kochanie.
- Mhm-uśmiechnąłem się, muskając jej policzek palcami.
- Chłopaki, mam wrażenie, że przeszkadzamy- Alexy wstał i wyszedł z pokoju. Po chwili wrócił, gotowy do wyjścia- Proponuję iść do pizzeri świętować urodziny Kastiela, bez Kastiela i Lucy, co wy na to?
- Jestem za!- krzyknął Nataniel. Poszedł po Lysandra, szybko się ubrali i już ich nie było.
Spojrzałem na twarz mojej dziewczyny, która patrzyła na mnie uśmiechając się kusząco.

***
Piosenka, którą grał Kastiel: http://www.youtube.com/watch?v=0ODdhNH0n8U

poniedziałek, 24 lutego 2014

Odkryliście cyferkę 7!

Hej!
Dzisiaj szybko, bo i ja i Marta jesteśmy ZASYPANE sprawdzianami.
Fizyka, informatyka, angielski, historia... już nwm w co ręce włożyć...

Odkryliście cyferkę 7, czyli moją krótką charakterystykę :3
 Mam na imię Laura, kocham taniec i pisanie opowiadań. Staram się być miła, ale często mi nie wychodzi i wszyscy uważają mnie za wredną flirciarę haha :3  NIENAWIDZĘ, gdy ktoś obgaduje lub plotkuje, budzi się we mnie wtedy taki gniew, że hoho uciekajcie.-.- Mam około 15 mężów, nie będę was teraz męczyć :D Nie wiem kim chcę zostać w przyszłości, ale na pewno wydam książkę, której i tak nikt nie kupi :>

Do napisania, ily xx
Rozdział w środę, o ile się z czymś nie potkniemy :/
~L

piątek, 21 lutego 2014

Rozdział XV: Gangsterskie życie wcale nie jest proste, Lucy.

Rozdział XV: Gangsterskie życie wcale nie jest proste, Lucy.

        - Nie, proszę cię... Nie opuszczaj mnie... Chociaż ty- Kastiel ukrył twarz w dłoniach.
- Przykro mi, ale... muszę. To nie ma sensu. Nigdy go nie miało- powiedziała dziewczyna, stojąca przed nim.
Długie brązowe włosy otulały szczupłą talię. Niebieskie oczy patrzyły na czarnowłosego z nieukrywaną 
odrazą i wstrętem. Nerwowo poprawiała niebiesko-złoty gorset i nieco przyduże szare rurki. Dłońmi muskała motyle, wytatuowane na ramieniu.
- Deb, proszę...- chłopak podniósł na nią wzrok- Co zrobiłem nie tak?
- Ty nic, ale... Połowa szkoły dowiedziała się, że Louis cię zgwałcił i wszyscy cię wyśmiewają... A ja 
zaczynam karierę, rozwijam się... Tylko przynosisz mi złą sławę- mamrotała chodząc po pokoju- Lepiej będzie jeśli się rozstaniemy... Rozumiesz?
Kastiel nic nie mówiąc, powoli skinął głową.
- A poza tym... i tak wyjeżdżam, nie wypaliłoby. Cieszę się, że rozumiesz.
Chłopak znowu przytaknął.
- Będę się już zbierać. Do widzenia Kastiel!- pomachała mu i wybiegła z domu.
Nie poruszył się ani o milimetr. Siedział jak skała na stołu kuchennym ze wzrokiem wbitym w podłogę.
Czuł, że wszystko w nim padło. Nie słyszał nic, nie czuł nic. Był pusty. Wyzuty ze wszystkich uczuc.
Siedział tak... godzinę, może dwie? Ocknął się, słysząc trzask zamykanych drzwi
- Jakie oceny dzisiaj dostałeś?- do pomieszczenia wparował ojciec. Usiadł na wprost niego, patrząc mu w oczy wściekłym spojrzeniem- Słucham.
Kastiel spojrzał na niego beznamiętnie, po czym wstał i ruszył do swojego pokoju
- Odpowiedz gówniarzu!- mężczyzna chwycił go za ramię, a chłopaka uderzył zapach piwa.
- Spierdalaj- warknął cicho i zatrzasnął drzwi swojego pokoju. Szybko podstawił pod nie krzesło, 
ignorując wrzaski rozwścieczonego ojca. 
Rzucił się na łóżko i spojrzał na swoje zdjęcie z babcią. Parsknął cicho i wpatrując się w twarz kobiety 
mruknął:
- No i zostałem sam.
***
Następnego dnia nie poszedłem do szkoły. Wymówiłem się Natanielowi silnym bólem głowy i brzucha i zostałem w jego domu sam.
Ubrałem się, umyłem i zszedłem do kuchni. Zacząłem przygotowywać sobie śniadanie, jednocześnie wybierając numer w telefonie. 
- Halo?- usłyszałem niski głos w słuchawce.
- Bernard? Cześć, Kastiel z tej strony!
- O siema! Dużo czasu minęło, co słychać?
- Sporo się dzieje, nie będę cię zanudzał. Potrzebuję twojej pomocy.
- Wal.
- Wyrwałem sobie całkiem fajną laskę i... ona jest zajebista, tylko myśli, że randkowanie z gangsterem to świetna zabawa. Muszę jej pokazać, że to strzasznie 
niebezpieczne, żeby się ogarnęła.
- Mhm, okay. Będzie ciekawie. O której przyjdziecie?
- Gdzieś koło ósmej.
- Skombinuję tyle kolesiów ile się da.
- Dzięks stary, to do wieczora.
Rozłączyłem się i rzuciłem telefon na stół.
Może i to jest bardzo drastyczna metoda na pokazanie Lucy, że życie w środowisku gangstera jest 
bardzo niebezpieczne, ale na pewno będzie skuteczna. Ja po prostu się o nią martwię i wiem, że jeżeli ona tego nie zrozumie, to na pewno stanie się coś bardzo złego.
Zjadłem śniadanie i postanowiłem pojeździć trochę na deskorolce. 
Zamknąłem za sobą starannie drzwi i wyjechałem na chodnik.
Czując wiatr we włosach znowu czułem się wolny. Bez żadnych problemów typu wkurzona dziewczyna, czy przyjmowanie sztucznych osobowości. Dźwięk obracających 
się kółek był dla moich uszu muzyką. 
Wykonałem perfekcyjną trzysta sześćdziesiątkę. Jezu, jak ja dawno nie jeździłem na desce! 
Podjechałem pod najbliższy kiosk. Wszedłem do środka i zobaczyłem... czarny irokez.
- Trzy paczki Malboro proszę- warknął do sprzedawcy Lawson. 
Patrzyłem się na niego zaskoczony. On przecież jest teraz w Miami! Z jakiej paki kupuje papierosy dwie ulice od domu Nataniela?!
Ej, ale może to nie on? Każdy przecież może mieć czarnego irokeza!
Stanąłem za nim w kolejce. 
Mężczyzna odebrał papierosy, przez przypadek szturchając mnie ramieniem.
- Sorry- warknął, zerkając na mnie. Po chwili odwrócił się i podniósł przerażony wzrok. Tak, to był 
Lawson.
- Kurwa!- szepnął cicho i wybiegł z kiosku.
Aż uniosłem brwi z zaskoczenia. Nie wiedziałem, że brat Nataniela aż tak się mnie boi! Sprałem go tylko raz, a ten już ucieka, hah!
- Co dla pana?- z transu wybudził mnie głos kioskarza.
- Paczkę L&M- burknąłem, cały czas spoglądając na drzwi.
Odszedłem do tyłu za sklep. Oparłem się o ścianę i wyciągnąłem z kieszeni papierosa z zapalniczką. Wsunąłem go do ust i od razu podpaliłem.
           Zaciągnąłem się głęboko, czując jak powoli się oczyszczam. Nikotyna była kolejnym sposobem na ucieczkę od problemów i stresu. Poza tym wyniszczała i przyspieszała śmierć, więc czemu miałbym nie palić?
- Kastiel? Ty palisz?- usłyszałem głos obok siebie.
Podskoczyłem zaskoczony i spojrzałem w prawo. Tam stał mój ojciec. Świetnie. Na randkę z Lucy będę miał śliwę pod okiem.
- Jak miło cię widzieć- parsknąłem sarkastycznie, wypuszczając w jego stronę obłok dymu.
- Kastiel, przestań.
Nie wiem czemu, przestałem. Odwróciłem głowę, zaciągając się po raz kolejny. O słodka nikotyno...
- Może... Może przestaniemy się kłócić?- mój ojciec też wyciągnął z kieszeni papierosa i zapalił. 
- Czemu? Przecież to takie miłe- warknąłem, zasłaniając oczy.
- Kas, dajmy spokój. Ja... jestem chory...
- Na głupotę nie ma lekarstwa.
- Choruję na rozdwojenie osobowości.
Spojrzałem na niego zaskoczony.
- Że co?- wydukałem. Papieros wypadł mi z ręki.
- Na pewno znasz historię doktora Bannera i Hulka? Te z Marvel Comics... 
- Jasne, że znam- wzruszyłem ramionami- Jakbyś nie pamiętał, czytałem te komiksy tonami...
- To... To było podobne... Ale Banner został napromieniowany, a ja... miałem ciężkie przeżycia, słabą 
psychikę... I kiedy mój ojciec mnie uderzył... tego zrobiło się po prostu za wiele...
- I... jakby przemieniłeś się w Hulka?
- Tak. Mam dwie twarze. Złą i dobrą. Tą złą widziałeś częściej, ale to nie była twoja wina... Tylko 
matki, pracy i problemów w życiu... Ty jedyny nic mi nie zrobiłeś, byłeś taki bezbronny i niewinny... Tylko na tobie mogłem... mogłem się wyżyć.
Milczałem.
- Kastiel, zakończmy to. Jesteś już dorosły, powinieneś mnie zrozumieć...
- Czy mama o tym wiedziała?- spytałem, odpalając nowego papierosa.
- Tak.
- Czemu nic nie powiedziała?
- Wmówiłem jej, że wiesz o wszystkim.
Zacisnąłem usta.
- Czy dalej to masz?
- Tak. Nie leczyłem się.
Westchnąłem.
- Ale walczę z tym! Kastiel, walczę, uwierz!
- Wierzę- podszedłem do niego i podałem mu rękę- 
Sztama?
- Sztama- odwzajemnił uścisk.
Oparliśmy się o ścianę sklepu, razem wypuszczając dym z płuc.
- Gdzie teraz mieszkasz? Jak sprawa z pracą?- zacząłem powoli.
- Wynająłem twoje stare mieszkanie. Pracuję jako stróż nocny, świetna praca- uśmiechnął się- Poznałem niedawno jedną dziewczynę... Powoli zaczyna mi się 
układać.
- No to nieźle- zaciągnąłem się.
- A ty?
- Co ja?
- Dziewczyna, praca, dom?
- Eee... Teraz mieszkam z Natanielem i... jestem woźnym w liceum... a dziewczyny mnie nie interesują.
- Jesteś gejem?- spojrzał na mnie zaskoczony.
- Nie, ale...
- Jak to? Musisz być gejem, skoro dziewczyny cię 
nie kręcą!
- Tak, jestem gejem- westchnąłem, żeby w końcu dał 
mi spokój.
- Wow.
- Co?
- Nic, nieważne. Czemu nie jesteś w pracy?
- No chyba nie będziesz mi tu matkował?- zaśmiałem się.
- Będę, jeśli będę miał ochotę- szturchnął mnie w ramię.
- Mam wolne. Cała szkoła ma jakiś bieg na orientację, czy coś...
- Nieźle się ustawiłeś- rzucił- Będę już spadał, mam randkę z Dalianą...
- Ja jebię co za imię!
- Nie klnij!- krzyknął i odszedł.
Machnąłem na niego ręką, śmiejąć się.
Miło w końcu pogodzić się z ojcem. Tylko czemu nikt mi nie powiedział o tej chorobie? Rozumiem, że mama nie powiedziała, ale babcia? Może ona sama nie wiedziała?
Spojrzałem na ekran komórki. Dopiero dwunasta.
Postanowiłem zadzwonić do matki. Skoro już odnawiam kontakty rodzinne, no to na całość!
Odjechałem w stronę pobliskiego parku i wybrałem jej numer.
- Margaret Freeman z tej strony, z kim mam przyjemność?- usłyszałem jej sztywny głos w słuchawce.
- Czyli zachowałaś nazwisko taty?- spytałem, patrząc na ekranik zdziwiony.
- Kas! Jak miło cię słyszeć!- jej głos od razu zmiękł- Tak, zachowałam, czemu nie?
- Przecież się rozwiedliście.
- Tak, ale pod tym nazwiskiem lepiej znają mnie w branży, rozumiesz?
- Mhm... A co tam słychać?
- Wszystko dobrze. Jutro mamy sesję zdjęciową z Channingiem Tatuum'em, więc wiesz jest spore zamieszanie.
- Tak, tak. A gdzie teraz jesteś?
- W Paryżu. A ty?
- No a gdzie ja mógłbym być? Tam gdzie zawsze- zaśmialiśmy się razem.
- Powiedz mi, czy widziałeś się ze swoim ojcem? Powiedział, że do ciebie jedzie kilka dni temu i od tamtej pory się nie odzywa. Nawet nie odbiera telefonu!- parsknęła zirytowana.
- Widziałem. Znalazł pracę, mieszkanie i kobietę.
- Kobietę? Kto to jest?
- Nie wiem, mamo! Jakaś Daliana, czy coś...
- Jezus Maria, co to za imię! 
- Powiedziałem to samo- wyszczerzyłem zęby.
- Kochanie, muszę kończyć. Channing przyjechał- zapiszczała do słuchawki- Miło, że zadzwoniłeś. Odezwij się w najbliższym czasie- rzuciła słuchawkę.
Wsunąłem telefon do kieszeni kurtki i postanowiłem 
wrócić do domu.
Odjechałem na desce z powrotem do Nataniela.
Kiedy tylko wszedłem do domu, nagle poczułem się mega zmęczony. Rzuciłem się na kanapę i zasnąłem, nawet nie zdejmując butów.
***
- Kastiel? Wstawaj. Umówiłeś się z Lucy na dwudziestą- poczułem Nataniela, szarpiącego mnie za ramię.
- C-co? Skąd o tym wiesz?- podniosłem się, przecierając oczy.
- Kentin wspomniał o tym w szkole. Był nieźle wkurwiony, gdy mi to mówił.
- Ten kutas mnie nie lubi- wzruszyłem ramionami i ruszyłem do swojego pokoju - Która jest godzina?
- Dziewiętnasta, spokojnie.
Skinąłem głową i wszedłem do łazienki. Wziąłem szybki prysznic i wysuszyłem włosy. Specjalnie ich nie czesałem, żeby sterczały na wszystkie strony. Do takiego wizerunku przywykli moi koledzy po fachu.
Wszedłem do swojego pokoju i założyłem czarną koszulę i dopasowane spodnie. Na nogi wcisnąłem eleganckie lakierki Nataniela.
Stanąłem przed lustrem i zacząłem się sobie przyglądać. Po dłuższym namyśle rozpiąłem górny guzik 
koszuli i zapiąłem na ręce złoty zegarek blondyna.
- Potrzebuję samochód!- krzyknąłem, schodząc po 
schodach.
- Zadzwoń do Lysa, może pożyczysz od Leo?- podniósł wzrok znad książek- Czemu ubrałeś się jak kiedyś?
- Tajemnica- mrugnąłem do niego.
Wyciągnąłem komórkę, wybierając numer białowłosego. Odebrał po kilku minutach i powiedział, że auto zaraz będzie pod naszym domem, a kluczyki znajdę w skrzynce na listy.
Zdążyłem umyć jeszcze zęby, gdy zobaczyłem światła 
na podjeździe.
        Zbiegłem na dół, wciągając na siebie skórzaną kurtkę. Zostały dwa tygodnie do świąt, a śniegu jak na 
lekarstwo. 
- Wychodzę i nie wiem, kiedy wrócę!- wyszedłem z domu.
Wsiadłem do samochodu Lysa i podjechałem pod dom Lucy.
***
- Cześć?- warknąłem, podnosząc wzrok na drzwi.
Lucy wyglądała prześlicznie. Długie brązowe włosy spięła w wysokiego oka, odsłaniając bladą szyję, proszącą się o pocałunki. Miała mocny makijaż. Czarny cień do powiek, eyeliner i doczepiane rzęsy. Za to na ustach lśniła jasnoróżowa szminka. Krótka, czarna i mega seksowna sukienka, odsłaniała długie nogi. Na stopach błyszczały wysokie białe szpilki.
- Hej- chwyciła mnie za rękę, spoglądając na mnie zimno- Gdzie idziemy?
- Do baru- pociągnąłem ją do samochodu. Otworzyłem drzwi od strony pasażera- Wsiadaj.
- Do baru? Odstawiłam się tak na wypad do baru?!
Zająłem miejsce obok niej.
- W tym barze będą sami gangsterzy i gangsterki- spojrzałem na nią poważnie- Chcę, żeby ci pokazali jak wielkie ryzyko wiąże się z byciem w związku z gangsterem.
- Ale... Kastiel!
- Przykro mi, ale muszę to zrobić. Inaczej chyba nie zrozumiesz- westchnąłem ciężko, odpalając samochód. 
         Wyjechałem z podjazdu i skierowałem się w stronę klubu.
Zerknąłem na nią ukradkiem. Niezadowolona splotła ręce na piersiach i zmarszczyła brwi. Dodatkowo wydęła wargi. Świetnie.
Postanowiłem nie odzywać się do końca podróży.
Po pół godzinie zaparkowaliśmy pod ' Nightmare ', chyba najmniej znanym barem w mieście. Gromadziły się tu same ciemne osobowości, a dzisiaj miały się tutaj pojawić typki spod prawdziwie czarnej gwiazdy. I to specjalnie dla Lucy!
Wysiedliśmy. Dziewczyna chciała stanowczo pchnąć drzwi baru, ale przyciągnąłem ją do siebie.
- Co?!- parsknęła.
- Nie możesz tam wejść w ten sposób- oplotłem 
ramieniem jej talię, kładąc dłoń na jej pupie. Chciała ją strzepnąć, ale mruknąłem- Przepraszam, muszę. Muszę pokazać, że kogoś masz, żeby nikt się tobą nie interesował.
Dobra, nie musiałem tego robić, ale chciałem.
Westchnęła głęboko.
- A jeśli nie uda ci się mnie przekonać do niewykonywania romantycznych rzeczy w szkole?- zmrużyła 
powieki.
- To cię rzucę!- krzyknąłem- Dla twojego bezpieczeństwa- wymamrotałem, stanowczo wchodząc do klubu.
- Kastiel! Długo się nie widzieliśmy!- usłyszałem głosy.
- Siemka ekipo!- krzyknąłem, uśmiechając się. Lucy patrzyła na otoczenie z udawaną pogardą, widziałem jednak zainteresowanie w jej oczach.
- Siadaj i pij z nami!- klepnął mnie w ramię Jack, nielegalny handlarz narkotykami- A twoja niunia niech siada przy mnie.
- Sorry Jackie, ona jest zajęta- objąłem Lucy ramieniem i pociągnąłem na moje kolana. Nie zaprotestowała chyba tylko dlatego, że niedaleko siedziała podobna para w tej samej pozycji.
- Gdzie ją wyrwałeś?
- Jestem Lucy- pisnęła moja dziewczyna.
- Dobra, dobra mała!- zaśmiał się Bernard z za baru- Gdzie się poznaliście?
- Pieprzyliśmy się kilka razy i tak wyszło- powiedziała sarkastycznie Lucy.
- Nieźle!- przyklasnął Jack.
- Ej laski- spojrzałem w stronę kilku innych dziewczyn, siedzących przy stoliku obok- Powiecie Lucy, że ciężko jest być dziewczyną gangstera?
- A co z tego będę miała?- wstała Georgia, płatna morderczyni. Zakołysała biodrami i dotknęła mojego podbródka- Co mi dasz młodzieniaszku? Może swojego kolegę?
Poczułem jak moja dziewczyna mocniej zaciska moje ramię dookoła swojej talii. Z trudem powstrzymałem sie od śmiechu.
- Coś ty, rozerwałoby cię! Każdej z was postawię 
po piwie.
- Trzy- podniosła brew.
- Dwa.
- Stoi. Chodź maleńka, wszystko ci powiemy. Ci niech sobie gadają- Georgia pociągnęła Lucy do drugiego 
stolika.
- Ej Kastiel...- usłyszałem głos na wprost mnie. To był Lucas, fałszerz pieniędzy- Wiesz, że policja cię 
szuka?
- Tsa, wiem...- mlasnąłem- Za to pieprzone spalenie samochodu. Szczeniacki wybryk.
- I Nataniela, Lysandra...- mruknął Jack- To prawda, że złapali Armina?
- Tak- pociągnąłem łyk z butelki stojącej obok- Chujowa historia. Ale już się wyplątaliśmy. Mniej więcej- zerknąłem na stolik dziewczyn. Lucy robiła się bledsza z każdym słowem, wypowiedzianym przez Georginę i Dianę, kolejną morderczynię za pieniądze.
- Jak?- Bernard nalał mi whisky.
- Nie powiem. Tajemnica służbowa- położyłem palec na ustach- A jak u was w robocie? Wszystko w porządku?
- Odkryłem, fantastyczny sposób na przemyt kokainy za granicę- Jack'owi błysnęły oczy- Wszystko idzie w książkach i papierze toaletowym!
- Jak?!- zaskoczony Bernard aż przestał przecierać kufle.
- Bardzo małą ilość w okładkach i na zakończeniach listka. Policja nic nie podczaja, bo idealnie grubo 
zapakowane. Przemyt perfekcyjny!
- Gratuluję- spojrzałem na niego z uznaniem- A jak twoje fałszowanie kasy?
- Mam taką małą ekipę, sami zaufani kumple i robimy w jaskinii, niedaleko jeziora. Nic nie słychać, 
puszczamy głośno muzykę i myślą, że jest jakaś impreza.
- Świetnie, świetnie... gratuluję- zderzyłem z ich kieliszkami moje piwo.
Nagle poczułem, że ktoś łapie mnie za ramię.
- K-Kas...p-proszę, chodźmy do domu...- to była Lucy. 
Była bardzo blada, nawet delikatnie zielona. Patrzyła w moją stronę z niemałym przerażaniem, kurczowo zaciskając palce na mojej kurtce.
- Ale czemu? Impreza nawet nie zdązyła się 
rozkręcić- uśmiechnąłem się do niej złośliwie- Co jej naopowiadałyście?
- Prawdziwe historie gangsterskiego życia, a jak?!- Georgia wyrwała mi z ręki butelkę i wypiła jej 
zawartość- Jeszcze trzy.
Położyłem na blacie stolika pięćdziesiąt euro, prosząc Bernarda, żeby dał dziewczynom piwo.
Objąłem Lucy ramieniem i opuściliśmy bar, żegnani wrzaskami kolegów.
- Za długo tam z nimi nie wytrzymałaś...- mlasnąłem, sadzając ją na masce samochodu. Stanąłem na 
wprost niej, delikatnie dotykając ramienia.
- K-Kas... J-Ja przepraszam!- wybuchnęła płaczem- N-Nie wiedziałam, że to aż tak niebezpieczne! Nie zdawałam sobie z tego sprawy! Jestem taka głupia- zaczęła płakać.
- Cii... Nie płacz- objąłem ją ostrożnie i zacząłem głaskać po głowie- Cieszę się, że już to 
rozumiesz. Od jutra okazujemy sobie miłość tylko poza liceum.
- D-dobrze Kas- zamruczała wtulając się w moją koszulę.
Staliśmy tak jeszcze chwilę w ciszy, którą momentami przerywało jej pociąganie nosem.
- Odwieziesz mnie do domu? -szepnęła, kiedy już się opanowała.
- Że co?! Żeby Kentin zobaczył w jakim jesteś stanie i obdarł mnie ze skóry? Jedziemy do mnie. Prześpisz się, wrócisz do domu i jeśli będziesz chciała pójdziesz do szkoły- pocałowałem ją w czoło- I przepraszam za tę drastyczność.
- Nie przepraszaj- westchnęła- Jedźmy do ciebie.
***
Po pół godzinie leżeliśmy w łóżku w moim pokoju. Lucy obejmowała mnie, wtulając się w mój tors, a ja głaskałem ją po włosach.
- Miło tak się leży- mruknąłem cicho.
- Mhm...- usłyszałem jej pomruk. Nagle otworzyła oczy i podniosła się, żeby widzieć moje brązowe tęczówki - Boję się reakcji Kentina, gdy zobaczy, że nie wróciłam na 
noc- podkuliła nogi pod brodę.
- Na pewno zrozumie- pocałowałem ją w policzek- Jeśli nie jest pojebany zrozumie.
- No to będzie kłopot- westchnęła, po czym pocałowała mnie. Delikatnie musnęła moje usta, na co 
odpowiedziałem jej tym samym.
- Nie myśl o tym teraz. Idź spać. Dobranoc- 
nakryłem nas szczelniej kołdrą.

***
Jestem dumna z tego rozdziału :3
Nawet nie wiecie jak bardzo x D Może nie ma z czego, ale to zdecydowanie jeden z moich ulubionych!
Uwaga, mogą pojawić się błędy, bo Marta nie poprawiła tego rozdziału. Ja starałam się to zrobić, ale wyłapywałam tylko literówki, eh :/
POD ROZDZIAŁEM GŁOSUJEMY NA NUMEREK
Następny rozdział: w środę!
Do napisania! :3
~L

Hej! :3

Chcemy wam z całego serca podziękować ponieważ mamy ponad 5000 tysięcy wyświetleń!!!
KOCHAMY WAS!!! <3
Wprawdzie nic specjalnego nie robimy (event trwa!) ale naprawdę wam dziękujemy ^^

Teraz sprawa nr. 2:
Numerek ^^
Odkryliście cyferkę 10! Co oznacza:
Krótka charakterystyka Marty:
Mam na imię Marta, mam 14 lat, kocham harcerstwo, łucznictwo i grę na gitarze. Książki też uwielbiam :D W głębi jestem urodzoną pesymistką ale przed wszystkimi udaję radosną co nie zawsze mi wychodzi i kończę rzucając sucharami i popadając w coraz większą deprechę :) Nienawidzę dwulicowości i przy tym potrafię człowieka rozgryźć w parę chwil. Co do moich mężów- jako uwielbiająca romanse i bishów otaku mam ich tyle że to już chyba nawet nie są mężowie XD (94) Nie przepadam za towarzystwem dziewczyn, wolę przebywać z facetami. Jestem chłopczycą :3 W przyszłości mam zamiar zostać weterynarzem i wyjechać do Japonii.

Dzięki za uwagę! 
L&M

czwartek, 20 lutego 2014

Rozdział XIV: "Nie przestawajmy"

Ja wiem, wiem, wiem, jesteśmy beznadziejne ;-;
Ale co mam biedna zrobić? Mam szlaban na kompa, komórkę i bóg jeden wie co jeszcze (ja aka ninja, dorwałam się do kompa) a Laurę cholernie ciężko ogarnąć. 
Macie tu rozdział, w komentach numerki a niżej moje aktualne zdjęcie bo to pod numerkiem jest sprzed 2 lat.
(Tylko takie mam, serio, nigdy w życiu nie miałam sesji zdjęciowej)
Enjoy!
EDIT FROM LAURA:
Wiem, że mnie mega trudno ogarnąć ja sama siebie nie ogarniam, bardzo mi przykro z tego powodu :c
Powiedzmy, że obecnie mam problemy z moim życiem.
Walczę z sukami, godzę się z przyjaciółmi i wysłuchuję tajemnic i sekretów, muszę to wszystko opanować i obiecuję poprawę od piętnastki, która mówię Wam, będzie FUCKING AWESOME!
+ słuchał ktoś ' Helicopter ' Garrixa? :3

Rozdział XIV: "Nie przestawajmy" 


Obudziłem się w nocy z wrzaskiem. Nataniel aż przyleciał zobaczyć co się stało. Wygoniłem go i zatrzasnąłem drzwi.
Usiadłem na łóżku. Dlaczego te sny mnie tak męczą? No dobra, mam parę niemiłych wspomnień, ale one nie muszą mnie chyba prześladować?!
Usnąłem dopiero po dwóch godzinach, po wypiciu kubka kakao. Nie czułem się najlepiej.
***
- Kastiel? Czemu krzyczałeś w nocy?- zapytał Nate przy śniadaniu. Patrzył na mnie dziwnym, zatroskanym spojrzeniem, którego nigdy u niego nie widziałem.
- Nieważne. Miałem koszmar- westchnąłem.
- Nie chcesz o tym pogadać?
- Nie za bardzo- skrzywiłem się i żeby zmienić temat powiedziałem: - Dzisiaj zaproszę Lucy na spacer, lody i powiem jej co do niej czuję.
- Obiecaj, że zadzwonisz zaraz po- uśmiechnął się do mnie.
- Zobaczymy. Napewno wam wszystko opowiem- westchnąłem - Pospiesz się, musimy już wychodzić.
***
- Do Lucy- szepnąłem Alexy'emu podając mu kartkę papieru zwiniętą w kulkę. 
Napisałem tam propozycję spaceru po parku. Ciekawe co odpowie.
Dzisiaj mieliśmy lekcje łączone. Chciałem z nią usiąść, ale ona zajęła miejsce pomiędzy Kim i Kentinem, który dalej mnie nienawidził.
Widziałem jak karteczka wędruje z rąk do rąk. Przechodzi przez dłonie Nataniela do Violetty, później do Kim i w końcu dociera do Lucy.
Spojrzała na mnie z zaciekawieniem i rozwinęła kulkę. Zobaczyłem, że się uśmiecha, szybko coś na niej bazgrząc. 
Po chwili miałem karteczkę z powrotem w swoich rękach. Rozwinąłem ją i przeczytałem:
" Dasz się wyciągnąć na spacer po tej lekcji? Chciałbym pogadać. K."
     "Jasne, możemy gdzieś iść  Lucy xx "
Z niecierpliwością czekałem na dzwonek.
***
- Cześć- uśmiechnęła się do mnie, kiedy wyszliśmy na dziedziniec - Idziemy?
Przytaknąłem jej i chwyciłem ją za rękę. Razem powędrowaliśmy w stronę parku.
Nie było tam zbyt wielu ludzi. Głównie starsze panie spacerujące żwirowanymi ścieżkami i matki z dziećmi na placu zabaw.
My zagłębiliśmy się trochę w niewielki lasek. Usiedliśmy na samotnej ławeczce. 
- Trochę zimno na spacer- szepnęła, naciągając mocniej futrzaną czapkę.
Nagle przytuliła się do mnie. Oplotła ramiona dookoła mojej klatki i wtuliła twarz w moją szyję. 
Westchnąłem.
Tak. Teraz jej powiem. Powiem jej wszystko. Kim dla mnie jest i ile dla mnie znaczy.
A może by tak nic nie mówić, tylko działać? I wtedy będę miał pewność, czy ona też coś do mnie czuje!
Odchyliłem ją lekko od siebie. Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Coś nie tak?- szepnęła cicho.
Nasze twarze dzieliło kilka centymetrów. Czułem zapach jej słodkich perfum, chyba truskawkowych. 
Pochyliłem się i delikatnie dotknąłem ustami jej wargi. Oplotłem ją w talii, całując mocniej. Ona namiętnie wysunęła język. 
Już chciałem się od niej oderwać, kiedy wplotła palce w moje włosy i przylgnęła do mnie całą sobą. Moje dłonie zsunęły się na jej biodra.
Kiedy ona chciała się odsunąć, powstrzymałem ją ustami.
- Nie przestawajmy- wymruczałem jej do ucha.
Zgodziła się ze mną, językiem przesuwając po moich zębach. 
Po kilku minutach oderwała się ode mnie. Usiadła na moich kolanach ciężko dysząc. Głowę oparła na moim ramieniu i zakryła oczy dłońmi.
Położyłem rękę na jej biodrze. Nie wiedzieć czemu, czułem się niesamowicie skrępowany.
- Dlaczego to zrobiłeś?- usłyszałem jej szept.
- No bo... No bo cię kocham- wydukałem.
Spojrzała na mnie zaciekawiona. Czułem, że się czerwienię.
- Bar... Bardzo mi na tobie zależy... Mimo, że znamy się tylko kilka dni... Nie chcę tylko przyjaźni... Chcę... czegoś więcej.
Podniosłem wzrok do góry i zobaczyłam, że Lucy się uśmiecha. Ja też się uśmiechnąłem.
- Chciałabyś może... zostać moją... dziewczyną?
- Mhm. Bardzo chętnie- pocałowała mnie lekko w policzek.
- No to fajnie- mocniej przyciągając ją do siebie.
- Długo czekałam, aż mi to powiesz.
- Jak długo?
- Od kiedy się znamy- dotknęła lekko moich włosów i czule odgarnęła je do tyłu.
- Kentin będzie wściekły- rzuciłem, błądząc myślami gdzieś daleko. Ona chwyciła mój podbródek, nakazując spojrzeć sobie w brązowe oczy.
- Mam go w dupie- warknęła - I ty też powinieneś.
- Taaa, też go tam mam- wzruszyłem ramionami, na co otrzymałem soczytego buziaka w usta.
Posiedzieliśmy tak jeszcze trochę nawijając o bardziej przyziemnych rzeczach.
       Później odprowadziłem ją do domu. Całowaliśmy się na jej ganku, totalnie ignorując Kentina, która przyglądał się nam przez okno.
- Oj dostanę zjebki - szepnęła, całując mnie po raz ostatni.
- Nie przejmuj się nim- uśmiechnąłem się.
- To do jutra- powiedziała machając mi.
Stała już w drzwiach, gdy nagle odwróciła się. Nie patrząc mi w oczy, mruknęła:
- Kocham cię, Kastielu Freeman.
- Ja ciebie też, Lucy Mullingar- uśmiechnąłem się do niej, a ona weszła do domu. 
Złapałem taksówkę, która podwiozła mnie pod dom Nataniela. 
- Nataniel!- krzyknąłem, wchodząc do kuchni. Blondyn siedział nad jakimiś papierami i pił kawę - Mam dziewczynę!
- Zgodziła się?!- podniósł wzrok znad dokumentów - No to gratuluję stary!
- Ah, dziękuję, dziękuję- wziąłem łyka z jego kubka - Dzwoń po chłopaków, robimy imprezę.
Rzucił się na telefon i Lysander z Alexy'm byli u nas już po piętnastu minutach.
- Co świętujemy?- Lysander zdjął płaszcz i od razu rzucił się do szafki, w której Nate trzymał alkohol.
- Kastiel chodzi z Lucy!- krzyknął blondyn podając mi puszkę piwa.
- No to jest co świętować!
Siedzieliśmy do północy, pijąc ile wlezie. Nie wiem jak my jutro pójdziemy do szkoły.



poniedziałek, 17 lutego 2014

Odkyliście numerek 2!

Hej, hej :3
Zanim podam Wam co kryło się pod numerkiem drugim, napiszę krótko co i kiedy powinno pojawiać się na blogu.
Środa- rozdział + głosujecie na numerek
Czwartek- Odkrycie numerka
Piątek- -----
Sobota- rozdział+ głosowanie na numerek
Niedziela- odkrycie numerka
Z racji, że rozdział pokazał się z opóźnieniem, teraz odkrywamy kafelek z numerkiem 2!
A pod nim jest zdjęcie Marty! 
Miała mi jedno wysłać, ale że nie wysłała biorę zdjęcie z Facebooka ( To ty mi nie wysłałaś! )

Do napisania! :3
( Przypomnę, tu nie głosujemy na numerek, tylko komentujemy to co się pod nim kryło ;D )
~L