poniedziałek, 26 maja 2014

Epilog

Siemanko (:
Ten rozdział miał się ukazać już tydzień temu... Już się tłumaczę.
Wyjechałam w środę na wycieczkę i jeszcze we wtorek prosiłam Martę, żeby dodała rozdział. Pewnie zapomniała no trudno.
Miałam jeszcze problemy z internetem, rodzicami, szkołą... no wiecie jak to jest...
Dzisiaj serwujemy Wam epilog. Za tydzień pojawi się zwiastun części drugiej ( będzie ona tutaj na tym samym blogu ) Za dwa tygodnie proponuję dokończyć w końcu zabawę w kafelki i może spróbujemy zrobić coś jeszcze, co Wy na to?
Chcecie jutro jakiegoś imagina kompletnie oderwanego od fabuły? Tak w ramach przeprosin? (:
Zapraszam na epilog!
***
Epilog

***

 Byłem ubrany w pomarańczowy kombinezon. Ręce miałem skute kajdankami. Za mną szli dwaj strażnicy, trzymający ręce na moich ramionach. Głowę miałem spuszczoną nisko w dół, bo wszyscy więźniowie dookoła się na nas patrzyli. Dodatkowo miałem rozciętą wargę i rozkwaszony nos. Dostałem celę razem z Lawsonem, który codziennie się ze mną bił.

 Szliśmy długim korytarzem mijając poszczególne cele. Przy jednej zobaczyłem charakterystyczną czuprynę Armina. 

 - Kastiel?!- wrzasnął. Złapał za metalowe pręty i przywarł do kratki, przyglądając mi się z otwartymi ustami.

 Odepchnąłem jednego strażnika, uderzając drugiego kolanem w czułe miejsce. Padłem na kolana przed chłopakiem.

 - Co ty tu robisz?! Złapali cię?- chłopak przyjrzał mi się uważnie.

 - Jak widzisz. Ile jeszcze będziesz siedział?

 - Pół roku, a ty? Ile dostałeś?

 - Dożywocie- uśmiechnąłem się słabo.

 - Jak to?! Za ten samochód?

 - Zabiłem dyrektorkę, groziłem śmiercią sekretarkom, podpaliłem samochód i naraziłem parę osób na śmierć.

 Nie zdążył mi nic odpowiedzieć, bo strażnicy wstali z ziemii i ponownie chwycili mnie za ramiona. Gwałtownie przywrócili do pionu. Czarnowłosy zdążył posłać mi tylko przerażone spojrzenie, bo mnie pociągnęli za róg.

 W końcu wepchnęli mnie do niewielkiego pokoju, w którym stał tylko stół i dwa krzesła. Okna były zakratowane nic.

 - Co to jest?- spytałem, przerzucając sobie grzywkę na lewą stronę.

 - Masz widzenie- warknął jeden ze strażników, popychając mnie na krzesło.

 - Będziecie filować pod drzwiami i spijać każde słowo?

 - Nie. Wpłacilili sporą ilość pieniędzy za nie podsłuchiwanie.

 - Kto?

 - Sami nie wiemy- wzruszył ramionami drugi i wyszli. 


 Siedziałem sam dość długo, gdy nagle przez te same drzwi weszła ona.

 Była ubrana w czarne skórzane spodnie i ciężkie buty z jaskrawozielonymi sznurówkami. Na sobie miała ciemną bluzę z kapturem, naciągniętym na głowę, też z zielonymi sznureczkami. Na nosie błyszczły ogromne okulary słoneczne.

 - Dobry kamuflaż, nie ma co- uśmiechnąłem się pod nosem- Jak noga?

 - Dobrze- postawiła płócienną torebkę na stole, po czym usiadła mi okrakiem na kolanach i zaczęła mnie całować. Całowała namiętnie, przylegając do mnie całym ciałem i gryząc w dolną wargę. Odwzajemniałem te pocałunki, uśmiechając się do siebie.

 - Będzie dobrze kochanie- pocałowała mnie kojąco- Będzie dobrze.

środa, 14 maja 2014

Imagin przeprosinowy - 'Smile'

Siema!
Sorry że nie ma rozdziału ale Laura nie ma neta żeby mi przesłać do sprawdzenia więc nie mamy jak wstawić .___. zamiast tego wstawię wam Imagina przeprosinowego, coby znowu nie było takiego zawieszenia jak ostatnio.
Jest strasznie dołujący, nie ma w nim romansu i nie ma nic związanego z sf-em ale nic innego nie mam ;-;
Przed wami 'smile' mojego autorstwa, powstały podczas przerwy od bloga.
Enjoy!
~Marta

'Smile'


   Dziś opowiem ci o pewnej silnej dziewczynie. Nie chodzi mi o siłę fizyczną, tylko o to jaka była. Bo mimo wszystko zawsze była radosna, bo mimo wszystko nigdy nie płakała.
    To jest historia  o jej 'mimo wszystko'. 
    Wiesz, u nas w szkole można wejść na dach. Teoretycznie, bo jest tam dostęp tylko po to żeby woźny miał łatwe podejście do komina. Schody zawsze są zastawione ławką, powinien tam być ktoś żeby tego pilnować. Jest też kamera na którą woźny nigdy nie patrzy i która jest skierowana na bardzo wąski obszar. W praktyce można tam więc wchodzić do woli ale i tak nikt tego nie robi. Barierki są bardzo nisko, łatwo wypaść. Do tego nasza szkoła ma 3 piętra i parter więc ciągle wieje tam ostry wiatr. Nikt nie chce tam przesiadywać. Podobno kiedyś wolno tam było wchodzić legalnie ale potem jakiś dzieciak z podstawówki poślizgnął się i wypadł, dzięki Bogu na cienki skrawek trawnika. Tylko to mu uratowało życie, ale wciąż ma problemy z chodzeniem. Wbijanie tam jest więc jak igranie z ogniem. Każdy ceni własne życie.
    No dobra, prawie każdy.
    No bo wiesz, była Ona. Ona to naprawdę ładna, inteligentna dziewczyna. Strasznie mnie wkurzała. Miała prześliczną twarz, nie narzekała na nią, mówiła że nie jest najgorzej. Nosiła jednak okulary, miała beznadziejną cerę i wiecznie potargane myszate włosy. Mogła być kim chciała, ale wolała być nikim. Denerwowało mnie to, że nie malowała się nigdy, nie zgadzała się na soczewki, nie zmieniała fryzury. Była zadbana, ale nic więcej. Akceptowała po prostu świat wokoło.
    I ta jej inteligencja. To denerwowało mnie najbardziej. Była mądra, nigdy nie odrabiała lekcji, nigdy się nie uczyła a na lekcjach słuchała muzyki. I i tak zgarniała piątki. To nie było OK. 
    Zazdrościłem jej, teraz, choć za późno, mogę to przyznać. Inteligencji, bo sam byłem idiotą w każdym względzie. Dobrze wyglądałem ale nie byłem zbyt popularny bo zawsze był ktoś lepszy. 
    Patrząc z perspektywy czasu jakoś mnie to wcale nie dziwi.
    Wracając do tematu dachu, to był dzień kiedy wiało naprawdę mocno. Poszedłem tam na długiej przerwie bo byłem już zmęczony zachowaniem klasy. Wszystko mnie tam wkurzało. Poszedłem na dach ciesząc się samotnością. Ominąłem kamerę, następnie podszedłem do ściany przy której wiało najmniej. Wyszedłem zza rogu i zauważyłem Ją leżącą na ziemi. Wcale nie zamarłem. Zdziwiłem się co prawda, ale szybko zorientowałem się w sytuacji i postanowiłem jej wyciąć kawał. Skoro już wiedziałem gdzie chowa się na każdej pierwszej przerwie obiadowej mogłem to wykorzystać. Na pewno nikt by się nie zdenerwował gdybym pochował jej książki i zrobił kebaba. Potrzebowałbym co prawda kogoś na straży ale to nie był problem. Uśmiechnąłem się pod nosem i powoli zacząłem się wycofywać. 
    Wtedy zaczęła mówić.
    W pierwszej chwili przestraszyłem się że mnie zauważyła. W drugiej stwierdziłem że mam takie samo prawo co ona żeby tam być. W trzeciej zacząłem jej słuchać.
    - Dzisiaj rano okazało się że nie ma Susan. Mathilde, która siedzi z nią poprosiła Lucy, która siedzi ze mną żeby usiadły razem. Niby ok, ale Mathilde jest moją najlepszą przyjaciółką więc chyba mnie powinna o to poprosić, chociaż raz. Powinnam się przyzwyczaić ale jakoś nie potrafię. Potem była biologia i mieliśmy w innej sali. Dziewczyn jest u nas jedenaście a chłopaków 8. Żeby było jasne, to ta jestem tą dziewiętnastą. Więc znowu siedziałam sama. Mam parę właściwie tylko na trzech przedmiotach, i to dlatego że nie wolno się przesiąść, trzeba siedzieć w jednym miejscu 3 lata. Kiedyś na fizyce Mathilde chciała zmienić miejsce, ale pani jej nie pozwoliła. Zauważyłam też że jeśli nie przejmowałam inicjatywy na przerwach to nikt nie podszedł i ze mną nie pogadał. Na wfie znowu nie miałam pary. Zapytałam się Lucy i Mathilde czy mogę z nimi ćwiczyć ale nie chciały. Wczoraj ćwiczyły we trójkę z Susan. 
    Mówiła tylko o tym w pewnym momencie wpadł mi świetny pomysł i włączyłem nagrywanie. Posłucham w domu jej narzekania i będę miał ubaw.
    - Eh, chyba powinnam skończyć na dzisiaj. To niby nic takiego, po 17 latach mogłabym przywyknąć. No i to głupio brzmi gdy mówi się to na głos. Wkurzające.
    Westchnęła i powoli wstała. Zaczęła się przeciągać a ja wycofałem się do szkoły.
    Tak wyglądał stan rzeczy przez następne dwa tygodnie. Codziennie nagrywałem ją z zamiarem ośmieszenia w odpowiednim czasie, ale jakoś nie znajdowałem czasu nawet na ponowne odsłuchanie. Po prostu przychodziłem na dach kilka minut po niej i wszystkiego słuchałem. Tak naprawdę nic wokoło się nie zmieniło. Ona i ja dalej się kłóciliśmy, choć ja z trochę mniejszaym przekonaniem. Zacząłem obserwować Ją i jej koleżanki. Wszystko co mówiła się zgadzało. Mathilde była i nie była przyjaciółką. Susan ją tolerowała. Lucy jej nienawidziła, bez konkretnego powodu.
    Reszta klasy normalnie z Nią rozmawiała, śmiała się i zachowywała w  porządku wobec niej. I tak nawet w największej grupie była sama. Gdy jej nie było mało kto to zauważał. Gdy była, to jako dodatek.
    Pewnego dnia, kiedy świeciło słońce, nic nie mówiła. Po prostu wystawiła twarz ku niebu. Kiedy wyjrzałem zza rogu, zobaczyłem jedną jedyną łzę płynącą po jej piegowatym policzku. To była pierwsza i ostatnia jej łza jaką widziałem.
    Następnego dnia wytłumaczyła że jej rodzice się rozwodzą. Mama jest pracoholiczką, której całe dochody idą na nią samą, a ojciec sprowadza jakichś swoich kolegów do domu na karty i piwko. Jest w porządku do 3 butelki. Potem zwykle zaczyna się gra na pieniądze i łapanie za tyłek. 
    Tamtego dnia nie nagrałem ani słowa.
    Nazajutrz była sobota. Na obiad zamówiliśmy pizzę. Uwielbiam włoskie jedzenie. Pizzą wtedy nie potrafiłem się cieszyć. Myślałem o tym że Ona nie zamówi pizzy, bo jej zarobki starczają tylko na podstawowe potrzeby. Nawet gdyby, jej ojciec pewnie wszystko by wziął. 
    Nie mogłem też skupić się na sluchaniu muzyki. Bo Ona nie mogła słuchać w domu mimo że to kochała. Słuchała więc w szkole. 
    Nie mogłem przestać o niej myśleć. W końcu zebrałem odwagę i odsłuchałem nagrania. Nie wstawiłem ich na facebooka, już dawno dałem spokój. Gdy skończyłem zrozumiałem że jest samotna i cholernie silna. Że nie ma kompletnie nikogo komu mogłaby się wygadać więc wyrzuca swoje słowa w powietrze. Że ma prawo narzekać, że to wcale nie jest żałosne. I że ja bym sobie nie poradził.
    Wtedy chyba pierwszy raz nabrałem ochoty żeby wyjść z cienia i powiedzieć że wszystko wiem. Zapragnąłem jej zaufania. Jako pierwszy bym jej nie zawiódł. Postanowiłem że zrobię to w poniedziałek.
    Mimo tego że myślałem o tym cały weekend, w końcu mi się nie udało. Poszedłem na dach. Leżała tam jak zwykle, patrzyła na szybujące po niebie chmury i nie robiła kompletnie nic. Pewnie zebrałbym odwagę gdyby ona zaczęła mówić. Ale nie zrobiła tego. Nie zrobiła nic. Nie wiał wiatr, dochodziły do nas tylko dźwięki dzieciaków krzyczących na głównym placu. 
     Nagle ciszę rozdarł jej delikatny głos na którym ostatnio tak mi zaczęło zależeć.
     - Naprawdę nienawidzę tego świata.
     Te słowa wypowiedziała tak spokojnie, prawie że radośnie, jakby oznajmiła że jest śliczna pogoda.
     Następnego dnia nie pojawiła się w szkole. Kolejnego też. Następny był czwartek. Na pierwszej godzinie mieliśmy godzinę wychowawczą. Ona znowu się nie pojawiła. Kiedy weszliśmy do klasy oprócz wychowcy zobaczyliśmy też pedagoga i jakąś obcą kobietę.
    - Mamy dla was naprawdę smutne wieści. Otóż wczoraj wasza koleżanka... Otóż ona... Skoczyła z dachu szkoły.
    Wszystkich wmurowało. Poczułem jak powietrze ucieka mi z piersi i nie mogę złapać go z powrotem.
    - Nie chrzańcie! Czemu miałaby to zrobić? Zawsze się uśmiechała, zawsze była szczęśliwa!! Czemu?! - krzyczała Mathilde.
    - To ty nie chrzań. Nigdy nie była szczęśliwa, przez każdego z nas po części. Sami do tego doprowadziliśmy - powiedziałem z łzami w oczach. Reszta klasy stała skamieniała, kilka osób płakało. Mathilde doskoczyła do mnie. 
    - Co ty wiesz? Skąd? Skoro wiedziałeś, czemu jej nie pomogłeś?
    Tylko pokręciłem głową. Po policzkach pociekły mi łzy.
    Dorośli wyraźnie nie panowali nad sytuacją. Kiedy wszyscy płakali, wychowawca podszedł do mnie i powiedział cicho
     - Jest pewne nagranie... Pójdziesz ze mną żeby je zobaczyć?
     - Tak - odpowiedziałem tylko.
     Szliśmy korytarzem. Milczeliśmy.
     - To nagranie jest z kamery na dachu.. Jest... Chcesz je zobaczyć? - Kiwnąłem głową - Napewno? - ponownie wykonałem ten sam ruch. Na to otworzył przede mną drzwi.
    Weszliśmy do kantorka woźnego. Dorosły który mnie tu przyprowadził włożył jakaś płytę do komputera. Wyświetlił się film.
    Zobaczyłem dach. Przez minutę nic się nie poruszyło. Zrozumiałem dlaczego woźny zawsze olewa ten ekran. Nagle na główny plan wysunęła się głowa z myszatą szopą. Do głowy dołączyły plecy, potem tułów. Dziewczyna podeszła do barierki rozglądając się na boki. Przykucnęła i oparła czoło o metal. Nagle wstała, odwróciła się i przekręciła lekko głowę. Zauważyła kamerę. Usiadła na prętach które sięgały jej do połowy ud. Uniosła lewą rękę do poziomu twarzy i wysunęła dwa palce w znak 'V'. Uśmiechnęła się szeroko po czym przechyliła się w tył.
    A ja pomyślałem że doskonale udawała silną.

~   ~   ~

Wiem, wiem, niektórzy mogę to wszystko uznać za głupotę. Mogę wam kiedyś napisać opowiadanie z Jej perspektywy. Kiedy to pisałam po prostu czułam że MUSZĘ kogoś zabić, i padło na biedną bohaterkę tegoż oto imagina x d

środa, 7 maja 2014

Rozdział XIX: "Czy to już koniec?"

Cześć Wam :3
Oto rozdział 19... ostatni z pierwszej części ' Undercover '
Cieszycie się czy raczej smucicie?
Jestem zadowolona z tego rozdziału, w końcu następuje rozplątanie tego wszystkiego.
Niedługo dostaniecie jeszcze epilog, później zwiastun kolejnej części i po dwóch tygodniach wrócimy z " Undercover część 2"
WENA MNIE ROZPIERA :3
Nie przedłużając, zapraszam na rozdział!
~L
***
***
Zebranie nadzwyczajne? Od kiedy my mamy zebrania nadzwyczajne?
Szybko wstałem i zbiegłem po schodach do salonu. Na kanapach siedzieli Lysander i Alexy, chorobliwie  bladzi. Każdy ze szklaneczką whisky w ręku. Między nimi krążył Nataniel, co chwilę pijąc zimne piwo. Atmosfera w
pokoju była napięta, nawet bardzo.
- Co jest panowie?- nawet nie zdążyłem usiąść, gdy Lysander wstał i wepchnął mi do ręki kieliszek.
- To co zaraz usłyszysz, będzie takie, że po prostu będziesz musiał się napić- powiedział, na moją zdziwioną minę.
- Lawson jednak nie wyjechał do Miami- Nataniel oparł się o stół i ukrył twarz w dłoniach- Cały czas jest w mieście.
- Kurwa mać!- wrzasnąłem, wylewając cały alkohol na dywan - Widziałem go wczoraj!
- Gdzie?- Alexy podniósł na mnie wzrok.
- Siedział w krzakach pod domem Lucy.Odprowadziłem ją do domu, bo źle się czuła.
- Nie całowaliście się czy coś?- Nate spojrzał na mnie poważnie.
Skrzyżowałem palce i warknąłem, że nie.
- A co z tego, że jest w mieście?- powiedział Alexy- Ostatnio też był.
- Dzwonił do mnie wczoraj...- Nate znowu zaczął przechadzać się po pokoju - Powiedział, że albo oddamy się w ręce policji za podpalenie jego samochodu, albo on sam nas tam wsadzi.
- Ciekawe niby jak, skoro on sam jest poszukiwany?!- warknąłem, uderzając pięścią w stół. Czułem, gromadzący się we mnie gniew.
- O to samo go spytałem. Powiedział, żebym się nie martwił, bliskie nam osoby będą miały w to jakiś wkład- Nataniel podniósł na mnie zmęczone spojrzenie- Jak myślicie o kogo mu może chodzić?
- Armin!- krzyknął Alexy i wstał.
- Leo?- Lysander wbił przerażony wzrok w ziemię.
- Lucy... Moja mała Lucy...- szepnąłem do siebie ze strachem.
- Właśnie. Więc? Co robimy?- Nate nalał nam jeszcze po kieliszku.
- Nie damy się- Lys spojrzał w górę. Jego oczy błyszczały wściekle. Zielono-żółte oczy mieniły się ze zdenerwowania- Nie pozwolimy się zamknąć, ani nie pozwolimy stracić jednego z naszych bliskich.
- To chyba jasne... Co jeszcze mówił Lawson?- Alexy spojrzał na Nate'a.
- Że mam mu wysłać sms-a z odpowiedzią...
Nagle ciszę przerwał dźwięk stłuczonej szyby, przez którą wleciała cegła. Na niej była przywiązana kartka z wielkimi czarnymi literami: "Odpowiedź otrzymana"
Rzuciliśmy się w stronę okna i zobaczyliśmy Lawsona, przebiegającego ulicę i wsiadającego do jakiegoś samochodu.
     Zobaczyłem, że Nataniel wyjmuje z kieszeni mały pistolet i kieruje go w stronę brata.
- Nate, co ty...
Nie dokończyłem zdania, bo blondyn wystrzelił.
- Kurwa, nie trafiłem!
- Czemu do niego strzelasz?! Rodzonego brata zabijesz?- Alexy złapał go za ramię.
- Robię to, żeby cię chronić, więc stul pysk!- wrzasnął Nataniel.
- Uspokójcie się- Lysander wziął głęboki oddech.
- Dla was też mam- Nataniel otworzył szafkę z alkoholem. Rozsunął butelki i naszym oczom ukazał się maleńki sejfik. Wpisał kod, po czym drzwiczki otworzyły się. Naszym oczom ukazały się jeszcze trzy identyczne pistolety i naboje.
- Oto wiatrówki  CyberGun Swiss Arms GSG P92, kaliber 4,5 milimetra- położył je na stole razem z nabojami - Całość wykonana z metalu, ciężka replika Beretty 92, waży około 1100 gramów. Mieści dwadzieścia jeden kulek. Lecą z początkową prędkością 95 metów na sekundę. Wyprodukowane przez CyberGun we Francji. Bardzo porządna robota.
- Skąd ty się na tym znasz?- wymsknęło mi się.
- Broń to moje hobby- uśmiechnął się, po czym wziął jeden do ręki. Załadował go szybko i rozładował- Oddaję je w wasze ręce. Musicie je nosić przy sobie cały czas. Dla bezpieczeństwa. I nie wachajcie się przed strzałem- włożył mi broń do ręki.
Obrócił go lekko w dłoni. Przyjrzałem mu się dokładnie. Był wykonany bardzo precyzyjnie i wyglądał naprawdę dobrze. Chłodny metal na chwilę zmroził mi palce. Broń. Najprawdziwsza broń, która może zabić.
- Nie mamy za bardzo czasy na jakieś nauki czy coś- westchnął Nataniel- Wierzę, że traficie w głowę ofiary.
Skinęliśmy głowami. Posiedzieliśmy jeszcze chwilę, ustalając, że Nate i ja śpimy w moim pokoju, a Lys i Alexy u Nataniela.
Gdy blondyn rozłożył sobie materac koło mojego łóżka, ja też się położyłem.
- Śpisz?- spytał po dłuższej chwili.
- Nie- odpowiedziałem.
- Oby nikomu nic się nie stało- powiedział, wciskając głowę w poduszkę.
Przytaknąłem mu, wyobrażając sobie że dotykam włosów Lucy.
***
- Panowie Ross, Docum i Song są proszeni do mojego gabinetu. Natychmiast!- usłyszeliśmy nastęnego dnia z głośnika na lekcji biologii.
Spojrzeliśmy na siebie przestraszeni, ale potulnie wyszliśmy z klasy.
- Chłopaki...- zaczął Nataniel, kiedy drzwi sali zamknęły się za nami- Mam bardzo złe przeczucia.
- Ja też- parsknąłem.
W milczeniu doszliśmy do drzwi dyrektorki.
- Macie pistolety?- szepnął Nate.
Wsunąłem dłoń do kieszeni, muskąjąc broń palcami.
- Tak- kiwnęliśmy głowami.
- Dobra, to wchodzimy- Nataniel przełknął ślinę i przywołał na twarz sztuczny uśmiech. Zapukał i weszliśmy.
- Dzień dobry, usiądźcie- szepnęła dyrektorka. Blada i przestraszona.
        - Dzień dobry, stało się coś?- spoczęliśmy na krzesłach obitych różowym pluszem.
- Otrzymaliśmy dzisiaj rano anonimowy telefon, chwilę potem e-maila. Ze zdjęciami. Panie Natanielu, pan nazywa się Shadow, nie Docum. Nataniel Shadow, Kastiel Freeman i Lysander Writer, tak brzmią wasze prawdziwe nazwiska, czyż nie? I to wy podapiliście samochód jakiś czas temu! Policja już tu jedzie, będą za chwilę.
Przez chwilę czułem się, jakbym był w letargu. Nie wiedząc do końca co robię, wstałem, wyszarpałem z kieszeni pistolet i strzeliłem. Głowę dyrektorki zdobiła czerwona dziura, z której obficie lała się krew.
- Alexy, Lysander namierzcie do sekretarek! Jeśli tylko się ruszą, strzelać!- wrzasnął Nate- Gratuluję zimnej krwi- blondyn otarł czoło.
Patrzyłem na ciało dyrektorki bezwładnie leżące fotelu. Zabiłem ją. Poczułem coś ciemnego wlewającego mi się do brzucha, ale też coś jasnego wpadającego mi do derca.
Zabiłem ją. Byłem panem.
- Wszyscy uczniowie są proszenie o opuszczenie sal. Z powodu pewnych wydarzeń, lekcje zostały anulowane- Nate bardzo dobrze udał dyrektorkę i dał ogłoszenie na całą szkołę- Będzie nam łatwiej zniknąć w tym tłumie.
Wyszliśmy z pokoju dyrki. Alexy i Lysander dzielnie trzymali sekretarki na muszce. Nate stanął pomiędzy nimi i wymruczał.
- Przez następne dwadzieścia minut nie możecie się poruszyć. Zainstalowałem w pokoju obok bombę reagującą na ruch. Jeśli tylko cokolwiek się poruszy, za najbliższą minutę wszystko eksploduje.
- Co z dyrektorką?- pisnęła jedna z nich.
- Nie żyje- warknąłem- Panowie, wychodzimy. Mamy mało czasu.
Wyszliśmy na korytarz i zaczęliśmy kierować się w stronę wyjścia. Ciężko się przeciskało między tymi uczniami, ale na pewno były mniejsze szanse, że policja odnajdzie nas w tym tłumie.
Byliśmy już prawie przy wyjściu, już czułem promienie słońca na twarzy, gdy usłyszałem okrzyk:
- Ratunku! Kastiel!
     Odwróciłem się i skamieniałem.
Tłum rozstąpił się. Na środku korytarza stał Lawson, zaciskający ramię na szyi Lucy z pistoletem przystawionym do boku jej głowy. Uśmiechał się do mnie wrednie, podczas gdy dziewczyna szamotała się wystraszona.
Wymierzyłem do niego z pistoletu. Miałem stuprocentową pewność, że nie trafię. Lucy tak mocno się szarpała, że mogłem przez przypadek trafić w nią.
- Zostaw ją w spokoju!- wrzasnąłem.
- Dlaczego miałbym to zrobić?- Lawson trochę opuścił pistolet, obrzydliwy uśmiech nie schodził mu z twarzy- Zignorowaliście moje polecenie, a to bardzo nieładnie.
- Powiedziałem "puść ją", skurwysynie!- wrzasnąłem, trochę rozpaczliwe.
- Oj, oj. Bardzo nieładnie. Niegrzeczny chłopczyk. Teraz jeszcze mnie wyzywasz?- kontynuował- No to spójrz!- natychmiast przyłożył pistolet do uda dziewczyny strzelił. Cały korytarz usłyszał rozpaczliwy wrzask.
- Lucy!- wrzasnąłem w tym samym momencie, co nadbiegający od lewej brat dziewczyny.
- Miałeś jej nic nie zrobić!- Kentin doskoczył Lawsona.
- Zamknij się- warknął na niego chłopak w irokezie, nie spuszczając ze mnie wzroku- Rzuć broń Kastielu Freeman, a twojej niuni nic się nie stanie.
- Kas, nie opuszczaj broni, bo on zacznie strzelać- szepnął Nate.
- Strzelaj Kastiel, strzelaj!- warknął do mnie Lysander.
Stałem tak, rozważając wszystkie za i przeciw. Płacz Lucy rozdzierał mi serce, ale zdrowy rozsądek kazał trzymać brata Nataniela na muszce.
W końcu zdecydowałem.
Idąc z wyciągniętym pistoletem powoli podchodziłem do Lawsona. Wszyscy patrzyli w moją stronę z nieukrywanym
przerażeniem, pomieszanym z ciekawością.
     Kiedy stałem już tylko metr od niego, pochyliłem się i położyłem broń pod jego nogami. Odsunąłem sie trochę, unosząc dłonie do góry.
- Puść ją- powiedziałem.
Lawson wypuścił dziewczynę z rąk, na co ta wrzasnęła. Upadła prosto na rozstrzelone udo. Zaczęła zwijać się z bólu i spoglądając na mnie przyczołgała się w stronę Kim.
- Powiedz mi, co...- nie zdążył dokończyć, bo do budynku wpadła policja.
Powstało zamieszanie, wszyscy uczniowie zaczęli kryczeć, przepychać się i biegać. Kim i Violetta osłaniały Lucy swoimi ciałami, Alexy wyprowadził Nataniela i Lysandra ze szkoły tylnym wyjściem, jeszcze nieobstawionym przez policję. Kentin strzelał do policjantów, próbującymi się do nas zbliżyć.
Korzystając ze zdezorientowania Lawsona rzuciłem się na niego i zacząłem okładać go pięściami. Za Lucy! Za moją Lucy!
Wyprowadziłem świetnego prawego sierpowego prosto w jego nos, z którego gruchnęła fala krwi. Nie zdążyłem jednak nacieszyć się tym widokiem, bo chłopak podbił mi oko.
Złapał mnie za ramiona i trzasnął o podłogę. Nagle z kieszeni wyjął nóż. Zdążyłem go złapał za rękę i próbowałem wykręcić ją w stronę jego szyi. Nasze mięśnie drżały pod wpływem siły przeciwnika, a klinga błyszczała w świetle lamp. Nie było nic dookoła nas, tylko my dwaj i ten nóż.
- Przysięgam ci, że umrzesz- warknął- Nie wiem jak, nie wiem w jaki sposób, nie wiem gdzie i kiedy, ale umrzesz skurwysynie.
- Okay. Ale ty pierwszy- ostrze dotknęło jego szyi, ale nie miałem już siły, żeby pchnąć.
        Nagle poczułem, że ktoś mnie od niego odciąga. Zostałem brutalnie popchnięty szafki i poczułem chłód kajdanek na nadgarstkach,
- Panie Kastielu Freeman, jest pan aresztowany- warknął policjant i zmusił mnie do pochylenia się w przód. Obok stał Lawson w takiej samej pozycji.
Już miałem wsiąść do samochodu, gdy zobaczyłem przeszklone oczy Lucy. Medycy owijali jej ranę bandażami, pytali o zdrowie, ale ona ich ignorowała. Patrzyła na mnie z bólem i nieukrywanym smutkiem.
Uśmiechnąłem się do niej, po czym spokojnie dałem się wyprowadzić ze szkoły.

***
Myślę, że zaskoczyła Was trochę reakcja Kastiela na sam koniec, ale ona będzie dość istotna w kolejnej części :3
Pa!

sobota, 3 maja 2014

Odkrywam numerek!

Siemanko! (:
Skoro wracamy, mała niespodzianka!
Odkrywam numerek!
Odkryję go ja, bo nie mogłam znaleźć jaki numerek chcieliście ostatnio wybrać.
Mam nadzieję, że Marta nie będzie na mnie zła (:

Hyhy, odkryję sobie kafelek 14, bo to moim zdaniem jeden z ciekawszych x D
( psst, głosujcie pod tym postem i wybierajcie 15 hahahaha )
CIEKAWOSTKA POD 14 BRZMI:
Kentin jest podobny z wyglądu i ma charakter wzorowany na chłopaku Laury.

Gdyby się dowiedział, to chyba bym umarła x D
Okay, może trochę zmienimy zasady. Głosujcie pod postem z kafelkami, nie pod rozdziałami, będzie łatwiej się odnaleźć. Rozumiecie?
Do kolejnego rozdziału!
Kocham Was ♥
~L

piątek, 2 maja 2014

Rozdział XVIII: "Zebranie nadzwyczajne"

No więc... Przepraszamy.
Nie będziemy się tłumaczyć zbyt wiele, bo nie mamy jak. Nie było nas naprawdę długo, miałyśmy poważne problemy i nie mogłyśmy się pozbierać. Jeśli chcecie wiedzieć czemu możecie napisać na priv, bo macie prawo być ciekawe. My się zdecydowanie nie zachowałyśmy okej w stosunku do was. Mogę Wam dać teraz nasz plan działania: Rozdział dziś, w środę (7), potem w sobotę 10 epilog tej części, 14 damy Wam zwiastun następnej części, 21 jedziemy z koksem i zaczynamy część 2. Teraz dajemy Wam rozdział 18.

L&M

"Zebranie nadzwyczajne"


- Proszę. Oto pański dowód osobisty. Proszę o niego dbać i nosić zawsze przy sobie. Dziękuję, do widzenia - powiedział do Kastiela standardową kwestię jakiś urzędas.
Chłopakowi aż błyszczały oczy. Wpatrywał się w niewielki prostokącik jak urzeczony.
Czuł się taki dorosły. Zapomniał o wszystkich problemach, o ojcu, o dziewczynie.
- Dzenia!- krzyknął i wybiegł z budynku. Od razu poszedł do pobliskiego kiosku.
- Paczkę L&M proszę- pomachał mężczyźnie dowodem przed nosem.
Kiedy tylko wsunął papierosy do kieszeni, pobiegł za sklep. Usiadł na kamieniu i drżącą dłonią wyciągnął szlugę. Z drugiej kieszeni wyjął zapalniczkę. Płomień wystrzelił z cichym sykiem, prosto w białą końcówkę, która natychmiast zajarzyła się na pomarańczowo.
Przez chwilę patrzył na papierosa z ciekawością, ale w końcu wsunął go do ust. Zaciągnął się głęboko, żeby nikotyna dotarła do płuc.
Od razu zaczął kaszleć. Przez załzawione oczy nic nie widział. Musiał wziąść oddech, żeby się opanować.
Spojrzał na papieros z nieukrywaną odrazą i nową dawką ciekawośći.
Czuł się... spokojny. Naprawdę spokojny, wyluzowany i w ogóle. I wolny od stresu!
Dym w płucach, był czymś zupełnie nowym. Nie aż tak przyjemnym jak sobie wyobrażał, ale ciekawym i w miarę miłym.
Jeszcze raz zaciągnął się. Powoli wypuścił dym.
Teraz czuł się jeszcze lepiej. Odpłynął zupełnie od tych wszystkich problemów. Nareszcie, coś pozwalało mu się wyluzować!
Siedział tak z godzinę, gdy wypalił całą paczkę. Spodobało mu się. Naprawdę mu się to spodobało. Pokochał palenie.
Wracając do domu, cały czas czuł w ustach miły smak nikotyny.
Wszedł do domu i zdał sobie z tego, że śmierdzi tytoniem. I to naprawdę mocno.
Czuł, że jego włosy mają okropny zapach, bluza, kurtka. A właśnie stanął przed nim ojciec, wpatrując się wściekłym spojrzeniem w jego oczy.
- Gdzieś ty był?!- warknął, podchodząc do Kastiela i łapiąc go za kołnierz kurtki.
- W szkole. A potem u Lysandra!- czarnowłosy wyszarpał się mężczyźnie.
Już miał odejść, gdy nagle poczuł, że ktoś łapie go za włosy.
- Ała! Puść, to boli!- warknął, spoglądając kątem oka na ojca.
Jacob Freeman przybliżył się i powąchał kurtkę syna.
- Paliłeś?!- wrzasnął. Był nieźle wkurzony.
- Spierdalaj. Nie twoja sprawa- Kastiel uderzył go z łokcia w brzuch.
- Gówniarzu, ty paliłeś!- mężczyzna popchnął chłopaka na ścianę.
- No i?! Co z tego?!- podniósł się z ziemii. Spojrzał wściekły na ojca trzymającego w ręku kabel.
***
Kilka dni później, wszedłem do szkoły w całkiem niezłym humorze. Nataniel sam przygotował śniadanie i w ogóle też był w lepszym nastroju.
- Siems chłopaki- przybiłem żółwika z Lysandrem i Alexym. Nataniel miał przyjść później, bo miał jakieś sprawy do załatwienia w pokoju gospodarzy.
- Kastiel, ratuj!- jęknął żałośnie Lysander, na co niebieskowłosy zachichotał.
- Co jest?- oklapłem obok niego.
- Amber znowu próbuje mnie poderwać- udał, że ociera łzy- Ta głupia suka podchodzi do mnie i przykleja się do mojego policzka!
- Ledwo się daje ją oderwać!- zachichotał Lexy.
- Stul dziób, Amber jest porąbana. Nie dziwię się, że nikt jej nie chce- wzruszyłem ramionami- Lys, współczuję. Mam nadzieję, że nic was nie łączy, poczułbym się strasznie zraniony- parsknąłem.
- Spierdalaj, wracaj do Lucy- warknął pod nosem Lysander, na co wszyscy ryknęliśmy śmiechem.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy weszliśmy do klasy. Lekcja angielskiego minęła spokojnie, bez żadnych zakłóceń.
Wyszedłem z klasy i skierowałem się do szatni po worek. Za dwie godziny miał być WF, a w szafce pełnej śmieci już się nie mieścił.
Ledwo wszedłem do pomieszczenia zgasło światło i drzwi się zatrzasnęły. Byłem trochę zaskoczony, gdy nie mogłem ich otworzyć.
Nagle poczułem wątłe ramiona owijające się dookoła mojej klatki piersiowej i usta, delikatnie przyciśnięte do policzka. To była Lucy.
- Cześć słonko- odwróciłem się i objąłem ją.
- Hej... Co słychać?- uśmiechnęła się.
Przyjrzałem się jej trochę dokładniej. Mimo ciemności zauważyłem fioletowe sińce pod oczami, jeszcze bladsze policzki i nieco zmącone spojrzenie.
- Dobrze się czujesz?- złapałem ją za rękę.
- Nie... Trochę boli mnie głowa i gardło - stwierdziła tuż przed atakiem kaszlu.
- Może odprowadzę cię do domu?
- Nie, Kas... Nie za bardzo. Mam dzisiaj ważny sprawdzian i wiesz...
- Zdrowie jest ważniejsze niż jakieś dupne sprawdziany- żachnąłem się- Wychodzimy.
Uderzyłem z całej siły w drzwi, które od razu się otworzyły. Wyszliśmy na świeże powietrze. Zima zniknęła już na dobre. Było ciepło, śpiewały ptaki i uczniowie biegali dookoła boiska.
Nagle zobaczyłem, że Lucy się przewraca. Dzięki Bogu zdążyłem do niej dopaść i upadła w moje ramiona.
- Lucy? Wszystko okay?
- Tak, tak... Tylko... Trochę zakręciło mi się w głowie.
- Chodź, zaniosę Cię.
- Ale...
- Żadnych ' ale '! Nie możesz mi paść na ulicy- ułożyłem ją sobie w ramionach i wyszliśmy ze szkoły.
- Ale to jest spory kawałek- mruknęła.
- Trudno, wytrzymam- wzruszyłem ramionami- A ty się może trocę prześpij...
- Teraz?
- Tak, teraz.
Dziewczyna spojrzała na mnie zaskoczona, ale przylgnęła do mojej klatki piersiowej. Ja zaś szedłem ulicami miasta, ze słuchawkami wciśniętymi do uszu.
Kiedy dotarliśmy do jej domu było już po dziesiątej. Bolały mnie ręcę, bo jednak Lucy trochę ważyła, głowa od słońca i czułem, że koniecznie muszę się czegoś napić.
- No to jesteśmy- postawiłem ją na ganku jej domu.
- Dziękuję Kas- wtuliła się w moją koszulkę.
- Pomóc ci w jeszcze czymś?
- Nie... Chyba wezmę tabletki i położę się spać...
- Okay, no to dobranoc. I zdrowiej szybko- pogłaskałem ją po policzku, uśmiechając się.
Nagle złapała kołnierz mojej kurtki i mocno przyciągnęła do siebie. Słodko pocałowała mnie w usta, co ja szybko odwzajemniłem.
Weszła do domu i zatrzasnęła drzwi. Ja za to przywołałem taksówkę i już miałem wracać na chatę Nataniela, gdy zobaczyłem coś niepokojącego.
W krzakach rosnących niedaleko sąsiadów rodzeństwa Mullingar, mignęła mi twarz Lawsona i charakterystyczny czarny irokez. Ten widok jednak szybko zniknął, więc chyba mi się coś przywidziało.
Zignorowałem to i wsiadłem do taksówki.
***
W domu Nataniela nudziłem się. I to potwornie. Dopiero koło czternastej wpadł Nataniel. Przebrał się i oznajmił, że o piętnastej wychodzi.
- Jak to 'wychodzisz'? Myślałem, że pojeździmy na deskach albo pogramy w gry, a ty...
- Przykro mi Kas, ale mam randkę- powiedział z zapałem szczotkując zęby.
- Z kim?!- doskoczyłem do niego. On tylko uśmiechnął się, wypluł pianę i powiedział:
- Z panią Roxaną Cellister.
- Nauczycielką od angola?! Ocipiałeś?!
- Nie. Po prostu z tego mam gorsze oceny. Przelecę ją parę razy i będzie OK.
- Nate...
- Mam co do niej trochę poważniejszych planów, ale wiesz...
- Przecież sam mówiłeś, że mamy się z nikim nie wiązać!
- Co ty skutecznie złamałeś- westchnął, wycierając twarz- Daj spokój Kas, każdy może czasem trochę zaszaleć.
Pokiwałem głową i wróciłem do swojego pokoju.
Miałem wrażenie, że zaczynamy trochę olewać sprawę. Nataniel i ja randkujemy, a to może nas wkopać i policja może nas zgarnąć. Alexy widział się z Arminem, my do niego dzwoniliśmy, mogli wszystko podsłuchać. A Lysander sypnął prawdziwe nazwisko Nate'a. Musimy trochę bardziej zacząć przejmować się życiem gangu, bo niedługo może zostać rozbity.
A właśnie, czy ten pieprzony gang jeszcze istnieje? Mam wrażenie, że tak, tylko jest uśpiony. Ale widzę też, że kończy nam się kasa. W moim portfelu jest coraz szczuplej, Nataniel oszczędza na czym może. Nie wiem jak z pieniędzmi u Alexy'ego i Lysandra, ale oni sami nie wyglądają najlepiej. Będzie trzeba namówić Nate'a na jakiś mały skok na stację benzynową za miastem.
Z takimi przemyśleniami zasnąłem.
***
Koło dziewiętnastej ze snu wybudził mnie Nataniel. Stał nad moim łóżkiem z grobową miną. Był cały blady, włosy miał potargane i wyglądał jakby przed chwilą go postrzelono.
- Jak było na randce?- ziewnąłem, przeciągając się.
- Nieważne. Wstawaj. Zebranie nadzwyczajne w salonie- warknął i opuścił mój pokoj.

piątek, 14 marca 2014

Marta też się tłumaczy...

Mamy dla was smutną wiadomość.
Chwilowo zawieszamy bloga.
PRZEPRASZAMY WAS
Czekałyście długo a tu takie coś. :c
Obecnie obydwie jesteśmy w rozsypce, zero weny, zero chęci. Ja ostatnio mam ochotę po prostu skoczyć z okna...
Blog będzie kontynuowany. Wstawimy wtedy 3 ostatnie rozdziały, potem 1 miesiąc przerwy i wtedy dopiero cz. II. Gdy odwiesimy 'Undercover' napiszemy wiadomość do głównych czytelników :)

Dziś wstawię wam numerek 11. 



Numer 11: wspólny przypał/ciekawostka (?)
W każdą zimę zakładamy pakt nie wrzucania się w śnieg. W tym roku jeśli któraś wrzuciłaby drugą to całujemy się wzajemnie. Działa, żadna nie wepchnęła drugiej x d

M

piątek, 7 marca 2014

Laura się tłumaczy...

Hej...
Dzisiaj post, bo czuję się odpowiedzialna za przeprosiny. 
Jutro nie pojawi się rozdział 18. No chyba, że Marta go napisze, ale to naprawdę, tylko jeśli znajdzie czas i chęci.
Może późnym wieczorem ukazać się imagin, jeśli nie pojawi się rozdział.
Przepraszam.
Po prostu straciłam serce do pisania.
Będę pisała dalej i będzie kontynuacja bloga, ale muszę się pozbierać, bo powiedzmy, że... dostałam kosza i obecnie leczę złamane serce.
Nie będę się z tego tłumaczyć, powiem Wam tylko, że ledwo co żyję, przepraszam za wszystko.
Do napisania.
~L