No więc... Przepraszamy.
Nie będziemy się tłumaczyć zbyt wiele, bo nie mamy jak. Nie było nas naprawdę długo, miałyśmy poważne problemy i nie mogłyśmy się pozbierać. Jeśli chcecie wiedzieć czemu możecie napisać na priv, bo macie prawo być ciekawe. My się zdecydowanie nie zachowałyśmy okej w stosunku do was. Mogę Wam dać teraz nasz plan działania: Rozdział dziś, w środę (7), potem w sobotę 10 epilog tej części, 14 damy Wam zwiastun następnej części, 21 jedziemy z koksem i zaczynamy część 2. Teraz dajemy Wam rozdział 18.
L&M
"Zebranie nadzwyczajne"
- Proszę. Oto pański dowód osobisty.
Proszę o niego dbać i nosić zawsze przy sobie. Dziękuję, do
widzenia - powiedział do Kastiela standardową kwestię jakiś
urzędas.
Chłopakowi aż błyszczały oczy.
Wpatrywał się w niewielki prostokącik jak urzeczony.
Czuł się taki dorosły. Zapomniał o
wszystkich problemach, o ojcu, o dziewczynie.
- Dzenia!- krzyknął i wybiegł z
budynku. Od razu poszedł do pobliskiego kiosku.
- Paczkę L&M proszę- pomachał
mężczyźnie dowodem przed nosem.
Kiedy tylko wsunął papierosy do
kieszeni, pobiegł za sklep. Usiadł na kamieniu i drżącą dłonią
wyciągnął szlugę. Z drugiej kieszeni wyjął zapalniczkę.
Płomień wystrzelił z cichym sykiem, prosto w białą końcówkę,
która natychmiast zajarzyła się na pomarańczowo.
Przez chwilę patrzył na papierosa z
ciekawością, ale w końcu wsunął go do ust. Zaciągnął się
głęboko, żeby nikotyna dotarła do płuc.
Od razu zaczął kaszleć. Przez
załzawione oczy nic nie widział. Musiał wziąść oddech, żeby
się opanować.
Spojrzał na papieros z nieukrywaną
odrazą i nową dawką ciekawośći.
Czuł się... spokojny. Naprawdę
spokojny, wyluzowany i w ogóle. I wolny od stresu!
Dym w płucach, był czymś zupełnie
nowym. Nie aż tak przyjemnym jak sobie wyobrażał, ale ciekawym i w
miarę miłym.
Jeszcze raz zaciągnął się. Powoli
wypuścił dym.
Teraz czuł się jeszcze lepiej.
Odpłynął zupełnie od tych wszystkich problemów. Nareszcie, coś
pozwalało mu się wyluzować!
Siedział tak z godzinę, gdy wypalił
całą paczkę. Spodobało mu się. Naprawdę mu się to spodobało.
Pokochał palenie.
Wracając do domu, cały czas czuł w
ustach miły smak nikotyny.
Wszedł do domu i zdał sobie z tego,
że śmierdzi tytoniem. I to naprawdę mocno.
Czuł, że jego włosy mają okropny
zapach, bluza, kurtka. A właśnie stanął przed nim ojciec,
wpatrując się wściekłym spojrzeniem w jego oczy.
- Gdzieś ty był?!- warknął,
podchodząc do Kastiela i łapiąc go za kołnierz kurtki.
- W szkole. A potem u Lysandra!-
czarnowłosy wyszarpał się mężczyźnie.
Już miał odejść, gdy nagle poczuł,
że ktoś łapie go za włosy.
- Ała! Puść, to boli!- warknął,
spoglądając kątem oka na ojca.
Jacob Freeman przybliżył się i
powąchał kurtkę syna.
- Paliłeś?!- wrzasnął. Był nieźle
wkurzony.
- Spierdalaj. Nie twoja sprawa-
Kastiel uderzył go z łokcia w brzuch.
- Gówniarzu, ty paliłeś!- mężczyzna
popchnął chłopaka na ścianę.
- No i?! Co z tego?!- podniósł się
z ziemii. Spojrzał wściekły na ojca trzymającego w ręku kabel.
***
Kilka dni później, wszedłem do
szkoły w całkiem niezłym humorze. Nataniel sam przygotował
śniadanie i w ogóle też był w lepszym nastroju.
- Siems chłopaki- przybiłem żółwika
z Lysandrem i Alexym. Nataniel miał przyjść później, bo miał
jakieś sprawy do załatwienia w pokoju gospodarzy.
- Kastiel, ratuj!- jęknął żałośnie
Lysander, na co niebieskowłosy zachichotał.
- Co jest?- oklapłem obok niego.
- Amber znowu próbuje mnie poderwać-
udał, że ociera łzy- Ta głupia suka podchodzi do mnie i przykleja
się do mojego policzka!
- Ledwo się daje ją oderwać!-
zachichotał Lexy.
- Stul dziób, Amber jest porąbana.
Nie dziwię się, że nikt jej nie chce- wzruszyłem ramionami- Lys,
współczuję. Mam nadzieję, że nic was nie łączy, poczułbym się
strasznie zraniony- parsknąłem.
- Spierdalaj, wracaj do Lucy- warknął
pod nosem Lysander, na co wszyscy ryknęliśmy śmiechem.
Zadzwonił dzwonek i wszyscy weszliśmy
do klasy. Lekcja angielskiego minęła spokojnie, bez żadnych
zakłóceń.
Wyszedłem z klasy i skierowałem się
do szatni po worek. Za dwie godziny miał być WF, a w szafce pełnej
śmieci już się nie mieścił.
Ledwo wszedłem do pomieszczenia
zgasło światło i drzwi się zatrzasnęły. Byłem trochę
zaskoczony, gdy nie mogłem ich otworzyć.
Nagle poczułem wątłe ramiona
owijające się dookoła mojej klatki piersiowej i usta, delikatnie
przyciśnięte do policzka. To była Lucy.
- Cześć słonko- odwróciłem się i
objąłem ją.
- Hej... Co słychać?- uśmiechnęła
się.
Przyjrzałem się jej trochę
dokładniej. Mimo ciemności zauważyłem fioletowe sińce pod
oczami, jeszcze bladsze policzki i nieco zmącone spojrzenie.
- Dobrze się czujesz?- złapałem ją
za rękę.
- Nie... Trochę boli mnie głowa i
gardło - stwierdziła tuż przed atakiem kaszlu.
- Może odprowadzę cię do domu?
- Nie, Kas... Nie za bardzo. Mam
dzisiaj ważny sprawdzian i wiesz...
- Zdrowie jest ważniejsze niż jakieś
dupne sprawdziany- żachnąłem się- Wychodzimy.
Uderzyłem z całej siły w drzwi,
które od razu się otworzyły. Wyszliśmy na świeże powietrze.
Zima zniknęła już na dobre. Było ciepło, śpiewały ptaki i
uczniowie biegali dookoła boiska.
Nagle zobaczyłem, że Lucy się
przewraca. Dzięki Bogu zdążyłem do niej dopaść i upadła w moje
ramiona.
- Lucy? Wszystko okay?
- Tak, tak... Tylko... Trochę
zakręciło mi się w głowie.
- Chodź, zaniosę Cię.
- Ale...
- Żadnych ' ale '! Nie możesz mi
paść na ulicy- ułożyłem ją sobie w ramionach i wyszliśmy ze
szkoły.
- Ale to jest spory kawałek-
mruknęła.
- Trudno, wytrzymam- wzruszyłem ramionami- A ty się może trocę prześpij...
- Trudno, wytrzymam- wzruszyłem ramionami- A ty się może trocę prześpij...
- Teraz?
- Tak, teraz.
Dziewczyna spojrzała na mnie
zaskoczona, ale przylgnęła do mojej klatki piersiowej. Ja zaś
szedłem ulicami miasta, ze słuchawkami wciśniętymi do uszu.
Kiedy dotarliśmy do jej domu było
już po dziesiątej. Bolały mnie ręcę, bo jednak Lucy trochę
ważyła, głowa od słońca i czułem, że koniecznie muszę się
czegoś napić.
- No to jesteśmy- postawiłem ją na
ganku jej domu.
- Dziękuję Kas- wtuliła się w moją
koszulkę.
- Pomóc ci w jeszcze czymś?
- Nie... Chyba wezmę tabletki i
położę się spać...
- Okay, no to dobranoc. I zdrowiej
szybko- pogłaskałem ją po policzku, uśmiechając się.
Nagle złapała kołnierz mojej kurtki
i mocno przyciągnęła do siebie. Słodko pocałowała mnie w usta,
co ja szybko odwzajemniłem.
Weszła do domu i zatrzasnęła drzwi.
Ja za to przywołałem taksówkę i już miałem wracać na chatę
Nataniela, gdy zobaczyłem coś niepokojącego.
W krzakach rosnących niedaleko
sąsiadów rodzeństwa Mullingar, mignęła mi twarz Lawsona i
charakterystyczny czarny irokez. Ten widok jednak szybko zniknął,
więc chyba mi się coś przywidziało.
Zignorowałem to i wsiadłem do
taksówki.
***
W domu Nataniela nudziłem się. I to
potwornie. Dopiero koło czternastej wpadł Nataniel. Przebrał się
i oznajmił, że o piętnastej wychodzi.
- Jak to 'wychodzisz'? Myślałem, że
pojeździmy na deskach albo pogramy w gry, a ty...
- Przykro mi Kas, ale mam randkę-
powiedział z zapałem szczotkując zęby.
- Z kim?!- doskoczyłem do niego. On
tylko uśmiechnął się, wypluł pianę i powiedział:
- Z panią Roxaną Cellister.
- Nauczycielką od angola?!
Ocipiałeś?!
- Nie. Po prostu z tego mam gorsze
oceny. Przelecę ją parę razy i będzie OK.
- Nate...
- Mam co do niej trochę
poważniejszych planów, ale wiesz...
- Przecież sam mówiłeś, że mamy
się z nikim nie wiązać!
- Co ty skutecznie złamałeś-
westchnął, wycierając twarz- Daj spokój Kas, każdy może czasem
trochę zaszaleć.
Pokiwałem głową i wróciłem do
swojego pokoju.
Miałem wrażenie, że zaczynamy
trochę olewać sprawę. Nataniel i ja randkujemy, a to może nas
wkopać i policja może nas zgarnąć. Alexy widział się z Arminem,
my do niego dzwoniliśmy, mogli wszystko podsłuchać. A Lysander
sypnął prawdziwe nazwisko Nate'a. Musimy trochę bardziej zacząć
przejmować się życiem gangu, bo niedługo może zostać rozbity.
A właśnie, czy ten pieprzony gang
jeszcze istnieje? Mam wrażenie, że tak, tylko jest uśpiony. Ale
widzę też, że kończy nam się kasa. W moim portfelu jest coraz
szczuplej, Nataniel oszczędza na czym może. Nie wiem jak z
pieniędzmi u Alexy'ego i Lysandra, ale oni sami nie wyglądają
najlepiej. Będzie trzeba namówić Nate'a na jakiś mały skok na
stację benzynową za miastem.
Z takimi przemyśleniami zasnąłem.
***
Koło dziewiętnastej ze snu wybudził
mnie Nataniel. Stał nad moim łóżkiem z grobową miną. Był cały
blady, włosy miał potargane i wyglądał jakby przed chwilą go
postrzelono.
- Jak było na randce?- ziewnąłem,
przeciągając się.
- Nieważne. Wstawaj. Zebranie
nadzwyczajne w salonie- warknął i opuścił mój pokoj.
Yay!! Ale świetny rozdział!! I...
OdpowiedzUsuńNARESZCIE!!! Nareszcie jesteście! Nie wiecie jak na was czekałam! :3
Nie zawiodłam się i w bardzo mi się podobało!
p.S. Nie opuszczajcie nas więcej!! Q-Q
Postaramy się nie! :3 //L
UsuńPodpinam się do komentarza :3 Rozdział superowy i wreszcie wróciłyście *3*
Usuń~Delfina2001
Nawet nie wiecie jak się cieszę, że wróciłyście :) Tęskniłam za tym blogiem.
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, to zaisty! Czekam na następny :)
czekałam i się doczekalam !! czekam na nexta ;) <3
OdpowiedzUsuń