niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział XI:Mój Mały książę + MEGA WKURZONA LAURA :)))

Z maleńkim poślizgiem, rozdział 11 :3
Dopiero dzisiaj wróciłam z nad morza wybaczcie <<<
Byłam w Kołobrzegu x D Jak ktoś widział mnie, taką jak na zdjęciu, tylko mega wkurwioną i z grymasem na twarzy to tak to byłam ja haha x D
Wyjazd totalna porażka :/
Ale, ale...
Pod rozdziałem głosujcie, który numerek odkrywamy teraz (:
ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ!
( PS, w playliście są nowe piosenki, co myślicie? )
~L
Rozdział 11
***
Rozdział 11
***
- Co ty tu robisz?- warknąłem na mojego starego.
Byłem zaskoczony. I to bardzo. Jak ten stary chuj
mnie tu znalazł! Przecież adres podawałem tylko matce!
- To tak się wita z tatą w tych czasach?-
zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Co ty tu robisz do cholery jasnej?!- warknąłem,
ignorując jego dłoń.
On tylko westchnął. Podniósł na mnie wzrok. Miał
wyjątkowo smutne spojrzenie, nigdy takiego u niego nie
widziałem.
- Wejdźmy do środka, wszystko ci wyjaśnię.
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie zlejesz?-
spojrzałem na niego tak ostro jak tylko umiałem.
- Obiecuję. Kas, wpuść mnie- w jego tonie było
słychać błagalną nutę.
- Wchodź- otworzyłem drzwi kluczem - Ale jeśli
tylko mnie dotkniesz, to przysięgam, że wyrzucę cię z
domu na ulicę- przepuściłem go do środka.
Nakazałem mu usiąść w salonie, samemu uprzednio
idąc do kuchni przygotować coś do picia. Nastawiłem
czajnik i czekałem, aż woda się zagotuje.
Sytuacja była beznadziejna. Mój ojciec, Jacob
Freeman, osoba, której najbardziej nienawidziłem zjawia
sie pod drzwiami mojego mieszkania, bo chce pogadać na
jakiś temat. Co to ma kurwa być?!
Ciekawe, skąd ma adres. Matka mu go podała? Nie
powinna... Ale ona przecież nie wiedziała jaki on dla
mnie był... Mogła po prostu myśleć, że się nie trawimy.
Eh...

Zalałem herbatę wrzątkiem i zaniosłem kubki do
salonu. Mój ojciec siedział na kanapie i spoglądał w
okno.
Byliśmy do siebie bardzo podobni. Po nim
odziediczyłem naturalne czarne włosy i brązowe oczy.
Byłem też tak samo blady jak on. Na upartego można by nas
wziąść za braci.
- Czego tu chcesz?- podsunąłem sobie pufę, by
siedzieć przed nim - Kto ci podał adres? Dalej chcesz mi
wyjebać za każdym razem, gdy mnie widzisz?
- Kastiel, zachowuj się! Mimo wszystko jestem
twoim ojcem- spojrzał na mnie ostro, ale szybko
złagodniał- Powoli.
- Skąd masz mój adres?
- Mama mi podała- wypił łyk herbaty - Dlaczego
przefarbowałeś włosy?
- W akcie desperacji- zmrużyłem oczy- Powiedz
czego tu chcesz?
Zacisnął zęby.
- Wzięliśmy z mamą rozwód, parę dni temu...
- W końcu jakaś słuszna decyzja- skomentowałem.
- Zamknij się - warknął, nie podnosząc wzroku -
Więc... wzięliśmy rozwód, po tym jak wyrzucono mnie z
pracy... Margaret powiedziała, że mnie nienawidzi i nie
ma ze mnie pożytku. Zażądała rozwodu. Wynajęła bardzo
dobrego prawnika i wzięła cały dom, łącznie ze
wszystkim!- uderzył w stół- Został mi tylko samochód,
który musiałem sprzedać zaraz po przybyciu tutaj. Nie
miałem pieniędzy na nic! I pomyślałem, że...
- Co pomyślałeś?! Że twój syn, którego tak nie
szanowałeś, którego biłeś, który był przez ciebie
poniżany przyjmie cię pod swój dach?!- ryknąłem.
- Tak. Właśnie to pomyślałem- przyznał z
rozbrajającą szczerością- Kastiel błagam cię. To tylko
parę dni, maksymalnie miesiąc- złożył ręce jak do
modlitwy - Znajdę pracę, zarobie trochę kasy. Wynajmę
mieskzanie i zniknę.
- Skąd mam wiedzieć, że nic mi się nie stanie
hmm?- wstałem. Odstawiłem kubek na bok i zacząłem chodzić
po pokoju - Skąd mam wiedzieć, że nie obudzę się rano z
siniakami na całym ciele?!- odwróciłem się.
- Kastiel, leczyłem się!- on też wstał. Patrzył
na mnie z całkowitą powagą- Leczyłem się! Trafiłem do
specjalnego ośrodka, chodziłem do psychiatry! Uwierz,
jestem całkowicie innym człowiekiem.
Westchnąłem głęboko. Jak ja mam mu niby zaufać,
hm?
- Zgoda. Zostań, na miesiąc i ani dnia więcej-
warknąłem - Ale klucz od mieszkania będę miał tylko ja. I
drzwi od mojego pokoju będą zamykane na klucz- spojrzałem
na niego- I żeby nie było. Nie pożyczam ci żadnej kasy,
bo sam nie mam, okay?
- No dobrze...- westchnął ciężko i podał mi rękę.
Niechętnie ją uścisnąłem.
- W poniedziałek idziesz do miasta i szukasz
pracy. Masz zapytać wszędzie gdzie tylko się da. Jeśli
nigdzie cię nie przyjmą to się wynoś!
- Kastiel, jestem twoim ojcem. Odnoś się do mnie
z szacunkiem.
- Straciłem go już dawno- warknąłem, idąc do
swojego pokoju i zamykając się na klucz.
***
- Halo?- usłyszałem głos Lucy w słuchawce.
- Cześć. Przeszkadzam?- zacząłem.
Nie wiem czemu, ale coś kazało mi do niej
zadzwonić. Coś we wnętrzu mnie.
- Nie. Co słychać?
- Masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Spacer, kawa,
kino?
- Może... chodźmy do teatru?
- Dokąd?- wytrzeszczyłem oczy na telefon.
- Do teatru! Mój tata dostał bilety na ' Małego
Księcia ' z pracy, ale mama nie chce iść. Może pójdziemy
razem?
- Umm... Chętnie. Przyjść po ciebie? O której?
- Dobrze zadzwoniłeś. Przedstawienie zaczyna się
za pół godziny.
- Okay, gdzie mieszkasz?
- Jakuba Gierszała 7.
- Okay. Przyjadę za piętnaście minut- rozłączyłem
się.
Wyciągnąłem z szafy czyste czarne spodnie i
czarną koszulkę. Do tego dobrałem żakiet w tym samym
kolorze i bordowe trampki.
Wyszedłem z pokoju. Byłem sam, ojciec musiał
gdzieś wyjść.
W łazience spryskałem się wodą kolońską i zadałem
moim włosom kilka ciosów grzebieniem. Nie było jakoś
fantastycznie, ale to musiało Lucy wystarczyć.
Wyszedłem z domu. Mieszkała trzy ulice dalej ode
mnie, chwilę mi zajmie dojście.
Stanąłem pod drzwiami jej domu. Mieszkała w
niewielkim jednorodzinnym domku, ktorych tutaj było
pełno. Pomalowany na biało z czarnym dachem. W ogromnych
oknach wisiały ciemnoróżowe zasłony.
Podszedłem do brązowych drzwi i zadzwoniłem.
Otworzyły się po dłuższej chwili.
- Cześć- uśmiechnęła się brązowowłosa.
Wyglądała prześlicznie. Ubrana w zieloną
spódniczkę i białą koszulkę z kołnierzykiem wyglądał jak
aniołek. Na nogach miała czarne szpilki i białe rajstopy.
Na szyi błyszczał cienki, złoty naszyjnik.
- Siema. Ładnie wyglądasz- rzuciłem, uśmiechając
się.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie- szturchnęła
mnie łokciem w bok.
- Idziemy?- nieśmiało podałem jej rękę, którą
chętnie przyjęła.
- Tak- odwróciła się i krzyknęła - Będę, kiedy
będę!
Zatrzasnęła je i razem ruszyliśmy ulicą.
***
Przedstawienie było bardzo ciekawe, pouczające i
w ogóle. Podobało mi się, o dziwo!
- Dzięki za zaproszenie. Podobało mi się-
uśmiechnąłem się, kiedy już staliśmy pod jej domem.
- Tak... Musimy kiedyś to powtórzyć- powiedziała,
cała się rumieniąc.
- Dobra. To do poniedziałku- pomachałem jej i już
chciałem iść do siebie, kiedy nagle chwyciła mnie za
rękę. Zaskoczony, odwróciłem się. Ona tylko spaliła
buraka i przyciągnęła mnie do siebie.

Już drugi raz wtulała się w mój tors.
- Do poniedziałku- wymruczała, nie puszczając
mnie.
- Ekhm, ekhm...- usłyszeliśmy obok siebie.
Lucy od razu ode mnie odskoczyła. Oboje
spojrzeliśmy na drzwi, w których stał Kentin.
- Kastiel... Myślę, że musisz już iść - zaczął
powoli - Muszę pogadać z moją siostrą- zmierzył mnie
zimnym spojrzeniem.
- Jasne- parsknąłem, patrząc na niego ostro.
Człowieku, traktujesz mnie jak śmiecia a nic ci nie
zrobiłem - Do poniedziałku młoda- uśmiechnąłem się do
dziewczyny.
Odwróciłem się i ruszyłem prosto do mojego domu.

PRZEPRASZAM, COŚ MI SIĘ ZJEBAŁO I ROZDZIAŁ BYŁ ZA KRÓTKI. JESTEM MEGA WKURWIONA. W RAMACH PRZEPROSIN, IMAGIN NAPISANY JAKIŚ CZAS TEMU, PRZEPRASZAM.

' W ramionach '

Dzisiaj nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Lysander miał mnie odwiedzić po długiej trasie koncertowej i w końcu sie ze mną spotkać.
Lys jest moim najlepszym przyjacielem. Znamy się już od maleńkości, od kiedy wyrywałam mu z ust zielonego gryzaczka. Chodziliśmy razem do jednej klasy w podstawówce, gimnazjum i liceum. Wszędzie trzymaliśmy sie razem. Wolałam spędzać czas z nim, niż bandą rozchichotanych dziewczyn z mojej klasy.
Ale kiedy poszedł do Mam talent praktycznie wszystko sie zmieniło. Widywałam go raz na rok, może dwa, jeśli nam sie poszczęściło. Nie codziennie, jak zawsze. Oglądałam jego twarz w gazetach, wszędzie było go pełno. W telewizji, internecie czy w plotkach. Ale nie widziałam go na żywo.
Kiedy tylko otworzyłam oczy, uprzytomniłam sobie, ze to właśnie DZISIAJ przyjdzie LYS. Odrzuciłam kołdrę na podłogę i rzuciłam sie do szafy. Założyłam zwykłą białą bluzkę, czarne spodenki i zieloną bluzę. Rozczesałam włosy i ułożyłam je w zadbany koczek. Kiedy się umyłam, zeszłam na śniadanie.
Przy stole siedziała moja mama. Wysoka kobieta o czarnych, krótkich włosach i dużych błękitnych oczach. Przeglądała gazetę, popijając jednocześnie latte.
- Hej mamo- powiedziałam. Zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie.
- Cześć kochanie - westchnęła ciężko - Słuchaj mam do ciebie prośbę.
- Ta?- zapytałam, siadając na wprost niej z jogurtem.
- Zajmiesz się dziś Caroline?
- Dziś? Mamo, dzisiaj...
- Tak. Wiem, ze Lysiu ma przyjść. Ale chyba nie bedzie mu przeszkadzała Caroline?
- Ale mamo...
- Słońce, Brian spadł ze schodów i złamał nogę. Szef przed chwila dzwonił, ze mam go zastąpić. Proszę cię kochanie, jeden dzień...
Wzruszyłam ramionami i wzniosłam oczy do nieba. Co by tu dały moje protesty. Jest NIEDZIELA, a oni pracują.
- Niech ci będzie - warknęłam i zaczęłam jeść jogurt.
- Dziękuję! Wynagrodze ci to jakoś- mama wciągnęła kurtkę i swoje ukochane szpilki.
- Ta, jasne. Idź, bo sie spóźnisz.
Kiedy drzwi sie za nią zamknęły, dokończyłam jedzenie w spokoju. Wyrzuciłam wszystko do śmieci i ruszyłam do pokoju mojej młodszej siostry.
Mała Caroline leżała sobie słodko w kojcu. Spała.  Małe różowe ustka rozchylaly sie w delikatnym uśmiechu.
Z czułością Pochyliłam się i Pocałowałam ją w czółko. Przekręciła się na drugi bok.
I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Jak wariatka rzuciłam sie na parter, prawie spadając ze schodów i łamiąc nogę. Na szczęście zdążyłam zrobić obrót i wylądowałam na kanapce w przedpokoju. Wstałam, Otrzepałam spodnie i sprawdziłam stan fryzury w lustrze. Może być.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam...listonosza.
- List dla pani <t.i.> <t.n> - wyrecytował i wręczył mi kopertę.
- Dziękuję - zamknęłam szybko drzwi. Myślałam, ze to Lysander!
Spojrzałam na kopertę. Kolejne ponaglenie z biblioteki, ze mam zwrócić ' Hobbita '
Odłożyłam list na stół, obok sterty rachunkowi usłyszałam ponownie dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. I tym razem zobaczyłam tego, kogo chciałam za nimi zobaczyć.
- LYS!- wrzasnęłam i Zarzuciłam mu ręce na szyję. On nic nie mówiąc przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił.
- Steskniłam sie za tobą!- powiedziałam, dalej nie wypuszczając go z objęć.
-  A ja za Tobą nie- wytknął mi język.
- O ty!- dałam mu prztyczka w nos.
Zaśmialiśmy się jednocześnie.
- Opowiadaj mi, co sie dzieje w twoim świecie?- usiedliśmy na kanapie w salonie. Przygotowałam nam kakao i ciastka.
- Koncerty, wywiady, fanki, sesje, książki, film i takie tam. Przecież wiesz, wszystko jest w gazetach- mrugnął do mnie.
- Ale ja chce usłyszeć to wszystko od największej gwiazdy! Panie Song, proszę o szczegółowy raport.
- Przykro mi panno < t.n. > ale nie otrzymasz tego raportu - odstawił kubek na stoliczek. Chwycił mnie za ręce i posadził sobie na kolanach. Położyłam mu głowę na ramieniu. Jego bluza pachniała znajomym zapachem wody kolońskiej ' Old Spice '
- Obejrzymy jakiś film?- zapytał, po chwili ciszy.
- Okay. Co powiesz na... ' Blue Jasmine '?
- Bardzo chętnie.
Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej i wcisnęłam guzik na pilocie. Dla nas to było normalne, przytulanie się, siadanie na kolanach. Byliśmy ze sobą bardzo blisko, to nie robiło na nas wrażenia.
Kiedy film sie zaczął, stało się coś dziwnego. To nigdy sie nie zdarzyło. Lysander położył dłoń na moim kolanie i delikatnie ją Zacisnął. Zdziwiłam sie trochę, ale nic nie powiedziałam.
W jego ramionach było mi ciepło i bezpiecznie. Czułam, ze kiedy tak mnie trzyma nic mi się nie stanie.
Gdzieś tak w połowie filmu rozległ się potworny wrzask. Słyszała go na pewno cała ulica, może nawet całe miasto.
- Co to?!- wrzasnął Lys i zatrzymał film.
- To chyba Caroline sie obudziła! Idziesz ze mną?
- Tak!
Wstaliśmy i razem Pobiegliśmy na górę.
Twarz mojej młodszej siostry, jeszcze jakąś godzinę temu taka słodka i miła, teraz była cała czerwona i skrzywiona.
- Musze zmienić jej pieluszkę i dać jeść!- wrzasnęłam do blondyna, który bezradnie rozglądał się po pokoju - Możesz przynieść mleko w proszku z kuchni?!
- Okej!- odkrzyczał i wybiegł z pokoju.
Kiedy go nie było, zdążyłam przewinąć Caroline. Jej twarzyczka znowu była piękna, nawet uśmiechnęła sie do mnie.
- Mam mleko!- Lysander triumfalnie mi je pokazał.
- Super. Teraz zrób to, co jest w instrukcji i przygotuj jej całą butelkę- wzięłam małą na ręce i zaczęłam lekko ją kołysać.
- Masz już?- zapytałam.
Chłopak nie odpowiedział. Stał jak skamieniały i wpatrywał sie w ścianę obok mnie. Zaciskał przy tym mocno usta, mrużył oczy. Marszczył brwi w wyrazie zastanowienia.
- Lys? Halo?- Pomachałam mu ręką przed oczami.
- Co? A sorry... Proszę, mleko- podał mi butelkę.
- Dziękuję - zaczęłam karmić moją siostrę. Przyssała się, ze trudno było ja od tego oderwać. Poczekałam aż jej sie ulało i położyłam na łóżku mojej mamy obok. Spały razem w jednym pokoju, bo Caroline cały czas sie budziła. Taty nie było. Walczył na wojnie w Afganistanie.
- Teraz musisz znowu iść spać, żeby twoja siostrzyczka <t.i.> mogła w spokoju pogadać z wujkiem Lysiem, tak?
Mała jednak wcale nie wyglądała na śpiącą.
- Może zaśpiewamy jej kołysankę?- Lysander położył się obok mojej siostry na łóżku. Ta od razu chwyciła go za włosy. Zaśmiał sie i delikatnie wyłuskał je z jej palców.
- Ale ja żadnych nie znam- położyłam sie na drugim brzegu.
- ... Your hand fits in mine like it's made just for me... - zanucił blondyn.
Chłopak chciał, żebyśmy zaśpiewali jej Little Things. Uśmiechnęłam sie i zanuciłam drugi wers piosenki.
-But bear this in mind it was meant to be...- uśmiechnęłam sie do chłopaka. Odwzajemnił to ciepłym spojrzeniem.
 -And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
 And it all makes sense to me...- wyszeptał Lys do ucha Caroline. Dziewczynka była wyraźnie zaciekawiona. Starała się, żeby jej powieki nie opadały aż tak szybko.
Lysander chwycił ją za mała rączkę. Po chwili podniósł wzrok i przeszpilił mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.
 You've never loved your stomach or your thighs - zaśpiewał, nie odrywając ode mnie wzroku. Zarumieniłam sie i spojrzałam na moja siostrę. Mała była podekscytowana obecnością Lysa.
Śpiewaliśmy tak na zmianę kolejne linijki jednej z moich ulubionych piosenek. Caroline zasnęła razem z ostatnim słowem ostatniej zwrotki.
Wzięłam ją na ręce i ostrożnie przelożyłam do kojca. Przykryłam ostrożnie kocem, czule głaszcząc po małej główce.
 Nagle poczułam duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Odwróciłam się i zderzyłam z kolorowymi tęczówkami Lysandra.
- L-Lys?- wyszeptałam nieśmiało.
- Nie mów nic- mruknął cicho i połączył nasze usta w jedność. Całował bardzo delikatnie, niewymuszenie. Jego język ostrożnie ślizgał się po moich wargach. Odwzajemniłam pocałunek ledwo muskając jego usta. Położyłam dłonie na jego policzkach i przyciagnelam bliżej siebie. Mogłam śmiało porównać pocałunek do ruchu skrzydeł motyla.
W pewnej chwili oderwał sie ode mnie. Odsunął się i uciekł spojrzeniem na okno.
- Przepraszam - powiedział - Poniosło mnie. To juz nigdy wiecej sie nie powtórzy...
- Lysander...- dotknęłam lekko swoich ust. Podeszłam do niego bliżej. Stanęłam na palcach, żeby spojrzeć mu w oczy. Odwrócił głowę i przygryzł wargę.
- Chce, żeby to sie powtarzało.
Przez chwile nie robił nic. Ale potem spojrzał na mnie niedowierzajacym spojrzeniem.
- To bardzo dobrze- podniósł mnie do góry i ułożył sobie na rękach jak pan młody panne młodą i zawirował po pokoju. Zaśmiałam sie jak mala dziewczynka i Pocałowałam go w czubek nosa.
- Więc? Czy panna < t.i. > podejmuje sie wyzwania pozostania w związku ze mną juz na zawsze?
- Tak, panie Song- wtulilam sie w niego.
- Lys- usłyszeliśmy.
Spojrzałam na blondyna zdziwiona, a on na mnie. Nikogo nie było oprócz nas i małej Caroline.
Chłopak postawił mnie na ziemię i podszedł do kojca mojej siostry.
- Lys!- dziewczynka kopnęła pluszowego misia.
- < t.i. > Chodź zobacz! Caroline powiedziała moje imię!- chłopak pociągnął mnie za rękę do barierki łóżeczka. Spojrzałam tam. Moja siostra uśmiechała się niewinnie. Rozchylila usta i wymruczała:
- Lys.
- Ona powiedziała moje imię!- chłopak zaczął tańczyć przy łóżku.
- To jej pierwsze słowo!- uśmiechnęłam się do niego. Wyjelam telefon i napisałam sms-a do mamy. W tym samym czasie chłopak objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
- Wiesz, co? Ty też mi musisz kiedyś urodzić jeden taki egzemplarz- wyszeptal do mojego ucha i pocałował mnie.
- Lys...- powiedziała Caroline.
- Kocham cię - dokończyłam, nie odrywając ust od warg Lysandra.
- A ja kocham was obie- białowłosy był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw.

czwartek, 6 lutego 2014

Odkryliście cyferkę 13!


Siemanko! :3
Odkryliście cyferkę 13, pod którą kryje się kolejna ciekawostka o blogu (:
 Jeden z członków gangu Nataniela zostanie śmiertelnie ranny podczas akcji.
Co wy na to? :3
Następny rozdział już w sobotę ♥
~L
PS. Nie głosujemy pod odkrytymi cyferkami, a pod rozdziałami, dobrze? :3

środa, 5 lutego 2014

Imagin specjalny: Co się dzieje u Armina?

 Imagin specjalny: Co się dzieje u Armina?     

        - Panie Arminie Styles, proszę odpowiedź na postawione pytanie- warknął prokurator, przygładzając ulizane włosy.
Odchyliłem się na krześle i skrzyżowałem ramiona na piersi.
- Nie odpowiem na nie.
 - Proszę pana, to może znacznie wpłynąć na pana przyszłość...
- Nic nie powiem- westchnąłem- Mogę już iść?
- Nie. Będzie pan tu siedział tak długo, póki nie odpowie mi pan, kto wspomógł pana w podpaleniu samochodu?
- Dobrze, posiedzę- przymknąłem oczy, odrzucając głowę w tył.
- Proszę pana, to nic nie da. Jest uparty jak osioł, już od dwóch tygodni próbujemy coś z niego wyciągnąć, ale się nie udaje...- jęknął strażnik- Pan wraca do domu, napije się kawy i odpocznie.
- Chyba tak zrobię. Ale jutro tu wrócę- prokurator posłał mi wściekłe spojrzenie- Panie Arminie...
- Tak, tak. Mam się zastanowić- mlasnąłem.
Mężczyzna spojrzał na mnie wściekły i wyszedł z sali warcząc coś pod nosem. Po chwili podszedł do mnie strażnik. Spojrzał na mnie smutno i skuł moje dłonie.
- Mógłbyś nam w końcu powiedzieć... Wszystko poszłoby łatwiej, pewnie byś wyszedł...
- Sorry, nic nie powiem, Edgar- uśmiechnąłem się krzywo- Nie chcę nikogo wkopać.
Pokręcił głową z niedowierzaniem, wyprowadzając mnie z sali.
- Jesteś idiotą, że nie chcesz nic powiedzieć.
- Jestem dobrym przyjacielem- parsknąłem- Zaprowadzisz mnie do kafejki internetowej?
Skinął głową i w milczeniu ruszyliśmy do kafejki.
Siedziałem tutaj już bite trzy tygodnie. Nie narzekałem jakoś specjalnie, bo nie było aż tak źle jak się spodziewałem. Miałem internet, kilka dobrych znajomych, jedzenie było znośne i miałem własne ubrania. Dobijała mnie tylko jedna rzecz. Niewiedza. Totalnie nie wiedziałem co się dzieje u chłopaków! Nawet nie próbowali się ze mną skontaktować, co tylko mnie wkurzało.
Alexy ma przyjść dzisiaj na widzenie, może od niego coś się dowiem.
Weszliśmy do pokoju z komputerami. Edgar rozkuł mnie, po czym zajął miejsce przy drzwiach i zaczął gadać ze znajomym. Ja usadowiłem się przed komputerem. Zalogowałem się na facebooka, przejrzałem twittera i tumblra. Nic ciekawego.
- Proszę pana, Alexy Styles przyszedł- poczułem szarpnięcie za ramię.
- Nareszcie!- zerwałem się z miejsca, dałem się skuć i strażnik zaprowadził mnie do sali z widzeniami.
Było tutaj koło dwudziestu boksów, oddzielonych szybami z drugą stroną. W każdym z nich leżał taki sam pomarańczowy telefon, umożliwiający połączenie z osobą po drugiej stronie.
Usadzili mnie przy drugim boksie. Po drugiej stronie już siedział mój brat.
Wyglądał koszmarnie. Był blady, wychudzony i miał okropne czarne odrosty. Wzrok miał zamglony i opóźnione ruchy. Przecierał przekrwione oczy i cały czas ziewał.
-Cześć- wziąłem słuchawkę i podniosłem ją do ucha. Edgar wyszedł z sali - Co słychać braciszku? Źle wyglądasz.
- Wiem, że wyglądam źle- westchnął - To stres... Szkoła i takie tam. A ty? Jak się czujesz? Dobrze cię traktują?
- Jest nieźle. Serio myślałem, że będzie gorzej. Wkurwia mnie tylko, że codziennie mam przesłuchania o ten samochód, cholera. Serio, dzień w dzień jedno pytanie:  kto ci pomagał?- westchnąłem - Powiedz mi co z chłopakami? Co robią?
- Nie odezwali się do ciebie?- spojrzał na mnie zdziwiony- Obiecali dzisiaj zadwonić.
- Akcja " Wszyscy kochają Armina "- uśmiechnąłem się- Więc co z nimi?
Alexy mocniej przytknął słuchawkę do ust i zaczął szeptać:
- Nataniel wpadł na pomysł, żeby zapisać ich do Słodkiego Amorisa. Wszyscy mają zmienione tożsamości i wyglądają trochę inaczej. Kastiel przefarbował włosy na czerwono i nosi się w trochę innym stylu, poważniejszym. Lys musiał zacząć ubierać się po wiktoriańsku- zachichotał- A Nataniel jest kujonem.
- Cholera, serio?!- wytrzeszczyłem na niego oczy - Świetny plan, nikt ich nie wyczai!
- Miejmy nadzieję, te debile już raz prawie wpadły...
- Jak?!- podskoczyłem na krześle.
- Lysander schlał się na imprezce u Amber i przy paru znajomych sypnął, że Nate ma inne nazwisko.
- On jest pierdolnięty...
- Co ty nie powiesz?
- Ale jak z tobą? Dobrze się czujesz? Serio, źle wyglądasz.
- Martwię się po prostu. O ciebie, o nich. To po prostu zaszło bardzo daleko, nie wiedziałem, że to co robimy jest takie poważne i przypomniałem sobie, że nielegalne...
- Ale gdzie byś teraz był bez tego?- warknąłem, patrząc mu w oczy - Dalej mieszkalibysmy z dziadkami, wyobrażasz to sobie? Dalej chodzilibyśmy do liceum w Los Angeles i by nas poniżano.
- Ale siedzisz w więzieniu!
- Przemęczę się. Dla ciebie- parsknąłem- Poza tym nie wiem jak zareagowałby Kastiel, gdybym ich wsypał.
- Wpierdoliłby ci od razu- zaśmiał się Alexy.
- Właśnie, więc za to dziękuję- uśmiechnąłem się do niego.
Gadaliśmy tak jeszcze z dwadzieścia minut, gdy przyszedł Edgar i powiedział, że musimy kończyć. Pożegnaliśmy się i poszedłem na stołówkę przygotować sobie kolację.
Właśnie kończyłem robić sobie kanapkę, gdy poczułem, że ktoś szturcha mnie w ramię.
- Siema, Armin Styles?- usłyszałem kobiecy głos po lewej.
Podniosłem głowę do góry i zobaczyłem wysoką czarnowłosą dziewczynę. Jej duże zielone oczy wpatrywały się we mnie. Moją uwagę przyciągnął srebrny kolczyk w wardze i podobny w nosie. Na sobie miała jakieś jeansy, fioletową koszulkę. Na jej chudych ramionach widziałem tatuaże.
- Tak, to ja. A co?- spojrzałem na nią z deka, zaskoczony. Nie kojarzę jej, a po takich cyckach i dupie na pewno bym ją zapamiętał.
- To ty jesteś od tego numeru z podpaleniem auta co nie? Kurwa, stary to musiało być zajebiste!- rzuciła, stukając mnie w łokieć - Żałuję, że tego nie widziałam.
- Aha...
- Tak w ogóle, Jonnie Drugs- uśmiechnęła się, ukazując rządek białych zębów- Ja siedzę za napad na bank.
- Nieźle.
- Szkoda, że złapali tylko mnie, jestem trochę samotna bez moich ziomków. Chcesz ze mną usiąść? Możemy trochę pogadać- chwyciła mnie za rękaw bluzy i nawet nie czekając na odpowiedź, pociągnęła mnie do wolnego stolika.
- Jak cię złapali?- zagaiłem.
- Za słabo się ukryłam- skrzywiła się, wpychając kanapkę do ust- Mogłam przejść przez dziurę w płocie i biec przed siebie, ale schowałam się za śmietnikiem- skrzywiła się- A ciebie?
- Uparłem się, że pojadę do domu, a nie posiedzę za kontenerem i poczekam, aż psy odjadą- parsknąłem na swoją własną głupotę.
- Gratulację- zaśmiała się- Ej, co powiesz na seks dziś wieczorem?
- Słucham?
- Zamknij buzię, bo wyglądasz jak debil. Potrzebują porządnego przepieprzenia, a ty się do tego nadajesz- wzruszyła ramionami - Przyjdę do twojej celi wieczorem. Masz gumki?
- Nie...
- Nie szkodzi, ja mam. Przyjdę po ciebie o jedenastej i pójdziemy do mojej celi. Mam sama, bo wmówiłam im, że jestem wariatką - cmoknęła mnie w policzek, wstała i odeszła.
Cholera jasna, co to miało być? Dziewczyna sama do mnie przychodzi i pyta się, czy chcę się z nią kochać?! To jest dziwne, powiedziałbym pojebane, ale mi to pasuje!
Uśmiechnąłem się sam do siebie, po czym odniosłem talerz do kuchni. Wepchnąłem ręce głęboko do kieszeni i już miałem wyjść ze stołówki, ale Edgar złapał mnie za ramię i powiedział, że mam telefon.
- Halo?- rzuciłem do słuchawki.
- Arminku, tęsknimy!- usłyszałem śmiech Kastiela w słuchawce.
Pierwszy raz słyszałem, że Kastiel się śmieje. Tak naturalnie, nie flirciarsko czy sztucznie. Miło było tego słuchać, serio.
- No ja też za wami tęsknię- odpowiedziałem- Masz tam chłopaków?
- Armin!- usłyszałem piski Nataniela i Lysandra- Siemka!
- No cześć- uśmiechnąłem się sam do siebie - Co słychać?
- Jest nieźle. Chujowo, ale stabilnie- rzucił Kastiel- A u ciebie? Mam nadzieję, że dobrze cię tam traktują, bo jak nie to im wszystkim wpierdolę.
- Jest znośnie, daję radę. Żałuję tylko, że nie mogę wyjść i się z wami zobaczyć.
- Ej, ej aż tak bardzo nie tęsknimy- odezwał się Lysander.
- Spierdalaj kutasie, ja za nim tęsknię- warknął Nate, chichocząc
- Słyszałem, że zapisaliście się do liceum- ściszyłem głos do szeptu.
- Tak- Nataniel zaczął mówić- Tak jest o wiele bezpieczniej i... nawet nam się tu podoba.
- Serio?- spojrzałem zaskoczony na telefon.
- Tak... Ja mam dobre oceny, Lysander zaczął pisać wiersze...
- Nie śmiej się tylko! Są bardzooo dobre- usłyszałem oburzony głos białowłosego.
- Przecież się nie śmieję!
- A Kas... Kas się zakochał...- parsknął Nataniel.
Usłyszałem odgłos uderzenia, jęk i Kastiela w słuchawce:
- Wcale się nie zakochałem!
- A Lucy?- w oddali chichotał Lysander.
- Lucy to tylko przyjaciółka- parsknął czerwonowłosy.
- Lucy Mullingar? Niezła sztuka- parsknąłem, dając Edgarowi znak, że jeszcze minutka.
- To tylko przyjaciółka... Serio- westchnął Kas.
- Dobra, muszę kończyć. Do usłyszenia- rzuciłem.
- Kochamy Cię! Buźka!- rozłączyli się, śmiejąc się.
- Nawijałeś piętnaście minut- warknął Edgar.
- Jakiś problem? Nawet z kolegami pogadać nie można- westchnąłem, kiedy mnie skuwał.
Odprowadził mnie do celi i nakazał sen. Wszyscy moi towarzysze już spali. Położyłem się do łóżka i zacząłem przesuwać palcami po kamieniu.
- Która godzina?- spytałem jeszcze, zanim odszedł.
 - Dwudziesta druga.
Skinąłem głową.
Godzinę później przyszła Jonnie.
- No to jak? Idziemy?- uśmiechnęła się flirciarsko.
Szybko wstałem, czując że ta noc będzie ciekawsza.

***
Siemanko (:
Nikt nie jest zadowolony z tego imagina, domyślam się :/ Mi samej się nie podoba, jest jakiś taki... nijaki. Przepraszam Was bardzo, chciałam się wczuć w Armina, ale za bardzo mi to nie wychodziło, nie wiem jak jest w więzieniu. Więc, dodaję to, co Marta kazała napisać dużymi literami i pokolorować na czerwono:
WIĘZIENIA NIE SĄ KOEDUKACYJNE, WIEMY. TO TAKA FANTAZJA PISARSKA.
Następny rozdział pojawi się w sobotę, ale teraz o naszym evencie :3
ps: Rozdział nie był sprawdzany, więc mogą być w nim błędy na pewno są w nim błędy, sprawdzimy jak Marta będzie mieć trochę czasu ;)


Odkryliście cyferkę cztery, a pod nią kryje się moje zdjęcie .___.
Nie odpowiadam za popękane monitory, koszmary po nocach i traumę do końca życia.
Łapcie i piszcie tutaj co chcecie następne odkryć.

Do napisania! :3
~L

poniedziałek, 3 lutego 2014

Odkryliście cyfrę 8! :D


A witam, witam, witaam :D
Odkryliście cyferkę 8, pod którą kryje się...
Ciekawostka o blogu! :D

Blog będzie miał 2 części po około 20 rozdziałów.

Kto jest szczęśliwy haha? :3
Już nawet wiem co będzie się działo w drugiej części, ale o 
tym ciii :*
Piszcie co chcecie teraz odkryć, kolejny numerek pojawi się we wtorek razem z rozdziałem :)
~L

niedziela, 2 lutego 2014

Postaci cz.II




Lucy Mullingar - uczennica Słodkiego Amorisa, której jednym  z ulubionych zajęć jest odwiedzanie przeróżnych klubów i picie kolorowych drinków. Kocha swojego brata Kentina, mimo, że mocno wtrąca się w jej życie prywatne. Jej ulubionym kolorem jest fioletowy, czas wolny spędza na rozmawianiu z koleżankami i przeglądaniu internetu.


Amber Gum- gwiazdeczka szkoły. Jej ulubionym kolorem jest różowy, a czas spędza na poprawianiu makijażu w szkolnej toalecie. Cała jej wiedza o świecie kończy się na zawartości jej kosmetyczki. W przyszłości chciałaby zostać modelką, ale ma zbyt małe piersi, żeby tak było.


Jacob Freeman - ojciec Kastiela. Z jego mamą poznał się zupełnie przypadkiem, kiedy wjechała w niego rowerem. To była 'Miłość od pierwszego wejrzenia' Mężczyzna był bardzo agresywny, został wysłany na terapię, która niestety nic nie dała. Główną przyczyną, dlaczego tak bił swojego jedynego syna była irytacja jego zachowaniem i ocenami.


Ariana Dylan- babcia Kastiela. Kiedy tylko poznała narzeczonego swojej córki, od razu zapałała do niego niechęcią, nie podobał jej się ten człowiek. Bardzo pokochała swojego wnuka, który zawsze był dla niej bardzo ważny. Często piekli razem ciasteczka i czytali bajki. Zmarła w wieku 62 lat na białaczkę.


Lawson Shadow- starszy brat Nataniela, założyciel przeciwnego gangu. Razem z blondynem nienawidzą się od kołyski, kiedy to Lawson nakarmił młodszego brata błotem. Bywa porywczy i kłótliwy, czasami nawet agresywny, po zbyt dużej ilości alkoholu. Często bierze udział w  nielegalnych wyścigach samochodowych i kluby spod czarnej gwiazdy.


Kentin Mullingar - starszy brat Lucy, uczeń Słodkiego Amorisa. Nigdy nie był aniołem, o czym świadczy jego wygląd. Po ukończeniu szkoły planuje wstąpić do wojska. Cały swój wolny czas spędza w swoim pokoju, nikt nie wie co tam robi. Co piątek sprowadza do swojego domu nowe dziewczyny, a z jego sypialni dochodzą wtedy głośne jęki.

Podziękowania :3

Cześć Wam! :3
Chcemy Wam tylko powiedzieć, że jesteście zajebiści! Dzięki Wam mamy już ponad dwa tysiące wyświetleń, wow!
Jesteśmy szczęśliwe, nie spodziewałyśmy się takiego odzewu z Waszej strony! :3
Oczywiście opowiadanie będzie kontynuowane, właśnie zaczynamy ferie Laura będzie miała duuużo czasu na pisanie :D
W ramach podziękowań mamy dla Was...
* tatarataa! *
Wykreślankę! ( chyba to tak można nazwać x D )
Z pojawieniem się każdego nowego rozdziału możecie pisać, którą cyferkę chcecie odkryć. Kryją się pod nimi różne rzeczy np. ciekawostki, nasze zdjęcia itp.itd. 
Cyferka, która zbierze najwięcej głosów zostanie odkryta!
Piszcie już teraz, którą cyferkę chcecie odkryć, a jutro dostaniecie to, co się pod nią kryje. Sprawdzimy czy ten pomysł wypali :)
Jeszcze raz, dzięki za wszystko!
L&M
*PS. Rozdział o Arminie jest na warsztacie, niedługo się pojawi :D

sobota, 1 lutego 2014

Rozdział X: Nie puszczaj.

***
Heeej! :D
Mamy dla was radosną nowinę! Znowu jesteśmy we dwie! Wprawdzie telefon wciąż jest w konfiskacie ale komputer został przechwycony przez autorkę tego zacnego bloga ^-^
Wiadomość druga: dodałam (ja, Marta, dziewczyna-od-wszystkiego-oprócz-tworzenia) kilka piosenek na playliste. Jak się podobają? Teksty są co prawda japońskie, ale melodia tak moim zdaniem emanuje zajegenialnością że po prostu musiałam to dodać 
Przed wami rozdział więc już nie zajmuje wam czasu.
Enjoy! 
M i L
Rozdział X: Nie puszczaj.

Rano poszedłem wziąć prysznic i trochę się ogarnąć.
Byłem zdenerwowany spotkaniem z Lucy. Dalej nie wiedziałem co jej powiedzieć i jaka do końca jest prawda. No tak, jestem gangsterem ale mam jej powiedzieć, że już z tym skończyłem?
Szczerze mówiąc, nie byłem pewny czy Gang Nataniela jeszcze istnieje. Kilka dni temu zarzekałbym się, że tak. Ale teraz, kiedy w miarę ułożyliśmy sobie życie zastanowiłbym się nad tym wszystkim na dłuższą metę.
Moje rozmyślenia przerwał telefon.
- Halo?- mruknąłem niewyraźnie, szczotkując zęby.
- Kastiel? Lucy z tej strony- usłyszałem jej głos w słuchawce - To kiedy się spotykamy?
Westchnąłem.
- Ulica Brada Pitta 15, znajdziesz? Bądź za chwilę, wszystko ci powiem.
Nie czekając na jej odpowiedź, rzuciłem telefon. Wróciłem do swojego pokoju, postanawiając się przebrać. Zdążyłem wciągnąć na siebie spodnie, kiedy usłyszałem dzwonek do drzwi. Trzymając koszulkę w lewej ręce, otworzyłem je.
Lucy była ubrana w czarne rurki, podkreślające kobiece kształty i białą, puchową kurtkę.Na głowę założyła futrzaną czapkę.
Ruchem ręki, nakazałem jej wejść.
- Cześć- rzuciła, odwieszając okrycie na haczyk w przedpokoju.
- Mhm- mruknąłem, patrząc jej prosto w oczy.
- Mów- znowu chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła do salonu. Siedzieliśmy przed sobą, trzymając się za ręce i mierząc niepewnymi spojrzeniami.
- Powiedz mi wszystko- wyszeptała.
- Nie nazywam się Kastiel Ross - zacząłem powoli- Moje nazwisko brzmi Freeman. Eh... i nie mam siedemnastu lat...
- A ile?- przerwała, mocniej ściskając moją rękę.
- ...dzięwiętnaście- widziałem zdziwienie na jej twarzy- Nie powinno mnie w ogóle być w liceum, tak, wiem. Ale jakiś tydzień, dwa temu zdarzył się... pewien wypadek i ...
- Jaki wypadek? Ze szczegółami Kastiel- nachyliła się nad stołem i spojrzała mi głęboko w oczy.
- Razem z Natanielem, Lysandrem i Arminem podpaliliśmy samochód brata Nataniela - wypuściłem głęboko powietrze- Goniła nas policja i złapali Armina, który obecnie siedzi w więzieniu. Nate wymyślił, żebyśmy poszli do liceum i udawali normalnych uczniów. Zmieniliśmy nazwiska, wygląd...
Widziałem, że jest przerażona. Mocniej chwyciłem jej rękę, żeby nie mogła się wyrwać.
- Jestem gangsterem- szepnąłem cicho - Ale nie bój się. Nikogo nie skrzywdziłem.
Nie pomogło, dalej była wystraszona.
- Lucy, uwierz mi jestem niegroźny!- jęknąłem - Tobie nigdy bym nic nie zrobił!
- Daj mi dowód, który potwierdzi wszystko co mówisz - powiedziała chłodno.
Wstałem i podniosłem z szafki nad telewizorem teczkę z moją sztuczną osobowością i bez słowa podałem ją dziewczynie.
Powoli zaczęła przerzucać kartki. Ja w tym czasie nerwowo chodziłem po pokoju.
Idiota! Pieprzony idiota! Po co ty jej to powiedziałeś?! No po co?! Na pewno wkopie ciebie i chłopaków, nie ma innej opcji!
Spojrzałem w jej stronę.
A może jednak nie? Przecież to Lucy, ona by tego nie zrobiła.
- Kastielu Ross...- zaczęła powoli.
- Freeman- oparłem się o stół.
- Dobrze, nieważne - zamknęła oczy - Postąpiłeś bardzo źle, czy jesteś tego świadomy?
- Jestem, oczywiście, że jestem!- spojrzałem na nią zdziwiony.
Otworzyła oczy i popatrzyła na mnie poważnym wzrokiem.
- Nie zamierzam wsypać ciebie i chłopaków- wstała i podeszła do mnie- Ale zamierzam cię kontrolować. Jeśli jeszcze raz zrobisz coś poza prawem, jest po was.
- Lucy, dziękuję. Dziękuję- przytuliłem ją mocno do siebie. Ona wtuliła się w mój tors.
- Nie puszczaj - wymruczała.
Odchyliłem się lekko, nie będąc pewnym co usłyszałem. Zobaczyłem, że zaczyna się rumienić.
Uśmiechnąłem się na ten widok i przytuliłem ją jeszcze bardziej.
Staliśmy tak chwilę w ciszy, wsłuchując się w swoje oddechy.
***
Po południu, kiedy Lucy już poszła zadzwonił Nataniel. Mówił, że zaraz mam u niego być, bo ma dla nas jakąś zajebistą nowinę.
Ubrałem koszulkę, kurtkę i ruszyłem do mieszkania Nataniela, znajdującego się na ulicy obok.
Kiedy wszedłem do jego mieszkania, wszyscy chłopacy już tam byli. Siedzieli rozwaleni na podłodze w salonie i przeglądali magazyny motoryzacyjne.
- Siema- warknąłem, siadając na kanapie- Co jest?
- Dobrze, że jesteś. Już mówię - Nate wstał.
- Moi drodzy panowie- zaczął majestatycznie - Lawson wyjechał do Miami na rok!
Na tą nowinę zaczęliśmy się drzeć na cały głos. W końcu ten skurwysyn wyjechał! Nie będzie go! Da nam spokój, będziemy mogli robić co chcemy!
- Jest tylko jeden problem- blondyn skrzywił się - Zabrał mój wóz.
Tutaj nastała minuta ciszy dla ukochanej toyotki chłopaka, która nie raz uratowała nas od kłopotów.
- Ale tak ogólnie, jak już jesteśmy w temacie gangu... - znowu zaczął Nate - Mam nadzieję, że żaden z was nic nikomu nie mówił, nie? Bo po wpadce Lysa, można się wszystkiego spodziewać- zmierzył go ostrym spojrzeniem.
- Wiem, że zrobiłem źle, przepraszam - mój najlepszy przyjaciel zaczerwienił się - Nie chciałem, to wina alkoholu.
- Mogłeś go tyle nie chlać- Alexy wywrócił oczami - Ja nic nie mówiłem.
- Ja też nie - Lys pokręcił głową.
        - Kas?- Nate spojrzał na mnie.
Schowałem rękę za plecami i skrzyżowałem dwa palce.
- Oczywiście, że byłem cicho. Za kogo ty mnie masz?!
Pogadaliśmy jeszcze trochę, świętując wyjazd brata Nataniela.
Wracałem już do domu, było koło dwudziestej drugiej. Wspiąłem się po schodach, gdy nagle  usłyszałem głos.
- Dobry wieczór, synku - podniosłem sie.
Mój ojciec opierał się od drzwi mojego mieszkania.