niedziela, 9 lutego 2014

Rozdział XI:Mój Mały książę + MEGA WKURZONA LAURA :)))

Z maleńkim poślizgiem, rozdział 11 :3
Dopiero dzisiaj wróciłam z nad morza wybaczcie <<<
Byłam w Kołobrzegu x D Jak ktoś widział mnie, taką jak na zdjęciu, tylko mega wkurwioną i z grymasem na twarzy to tak to byłam ja haha x D
Wyjazd totalna porażka :/
Ale, ale...
Pod rozdziałem głosujcie, który numerek odkrywamy teraz (:
ZAPRASZAM NA ROZDZIAŁ!
( PS, w playliście są nowe piosenki, co myślicie? )
~L
Rozdział 11
***
Rozdział 11
***
- Co ty tu robisz?- warknąłem na mojego starego.
Byłem zaskoczony. I to bardzo. Jak ten stary chuj
mnie tu znalazł! Przecież adres podawałem tylko matce!
- To tak się wita z tatą w tych czasach?-
zmarszczył brwi i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Co ty tu robisz do cholery jasnej?!- warknąłem,
ignorując jego dłoń.
On tylko westchnął. Podniósł na mnie wzrok. Miał
wyjątkowo smutne spojrzenie, nigdy takiego u niego nie
widziałem.
- Wejdźmy do środka, wszystko ci wyjaśnię.
- Skąd mam wiedzieć, że mnie nie zlejesz?-
spojrzałem na niego tak ostro jak tylko umiałem.
- Obiecuję. Kas, wpuść mnie- w jego tonie było
słychać błagalną nutę.
- Wchodź- otworzyłem drzwi kluczem - Ale jeśli
tylko mnie dotkniesz, to przysięgam, że wyrzucę cię z
domu na ulicę- przepuściłem go do środka.
Nakazałem mu usiąść w salonie, samemu uprzednio
idąc do kuchni przygotować coś do picia. Nastawiłem
czajnik i czekałem, aż woda się zagotuje.
Sytuacja była beznadziejna. Mój ojciec, Jacob
Freeman, osoba, której najbardziej nienawidziłem zjawia
sie pod drzwiami mojego mieszkania, bo chce pogadać na
jakiś temat. Co to ma kurwa być?!
Ciekawe, skąd ma adres. Matka mu go podała? Nie
powinna... Ale ona przecież nie wiedziała jaki on dla
mnie był... Mogła po prostu myśleć, że się nie trawimy.
Eh...

Zalałem herbatę wrzątkiem i zaniosłem kubki do
salonu. Mój ojciec siedział na kanapie i spoglądał w
okno.
Byliśmy do siebie bardzo podobni. Po nim
odziediczyłem naturalne czarne włosy i brązowe oczy.
Byłem też tak samo blady jak on. Na upartego można by nas
wziąść za braci.
- Czego tu chcesz?- podsunąłem sobie pufę, by
siedzieć przed nim - Kto ci podał adres? Dalej chcesz mi
wyjebać za każdym razem, gdy mnie widzisz?
- Kastiel, zachowuj się! Mimo wszystko jestem
twoim ojcem- spojrzał na mnie ostro, ale szybko
złagodniał- Powoli.
- Skąd masz mój adres?
- Mama mi podała- wypił łyk herbaty - Dlaczego
przefarbowałeś włosy?
- W akcie desperacji- zmrużyłem oczy- Powiedz
czego tu chcesz?
Zacisnął zęby.
- Wzięliśmy z mamą rozwód, parę dni temu...
- W końcu jakaś słuszna decyzja- skomentowałem.
- Zamknij się - warknął, nie podnosząc wzroku -
Więc... wzięliśmy rozwód, po tym jak wyrzucono mnie z
pracy... Margaret powiedziała, że mnie nienawidzi i nie
ma ze mnie pożytku. Zażądała rozwodu. Wynajęła bardzo
dobrego prawnika i wzięła cały dom, łącznie ze
wszystkim!- uderzył w stół- Został mi tylko samochód,
który musiałem sprzedać zaraz po przybyciu tutaj. Nie
miałem pieniędzy na nic! I pomyślałem, że...
- Co pomyślałeś?! Że twój syn, którego tak nie
szanowałeś, którego biłeś, który był przez ciebie
poniżany przyjmie cię pod swój dach?!- ryknąłem.
- Tak. Właśnie to pomyślałem- przyznał z
rozbrajającą szczerością- Kastiel błagam cię. To tylko
parę dni, maksymalnie miesiąc- złożył ręce jak do
modlitwy - Znajdę pracę, zarobie trochę kasy. Wynajmę
mieskzanie i zniknę.
- Skąd mam wiedzieć, że nic mi się nie stanie
hmm?- wstałem. Odstawiłem kubek na bok i zacząłem chodzić
po pokoju - Skąd mam wiedzieć, że nie obudzę się rano z
siniakami na całym ciele?!- odwróciłem się.
- Kastiel, leczyłem się!- on też wstał. Patrzył
na mnie z całkowitą powagą- Leczyłem się! Trafiłem do
specjalnego ośrodka, chodziłem do psychiatry! Uwierz,
jestem całkowicie innym człowiekiem.
Westchnąłem głęboko. Jak ja mam mu niby zaufać,
hm?
- Zgoda. Zostań, na miesiąc i ani dnia więcej-
warknąłem - Ale klucz od mieszkania będę miał tylko ja. I
drzwi od mojego pokoju będą zamykane na klucz- spojrzałem
na niego- I żeby nie było. Nie pożyczam ci żadnej kasy,
bo sam nie mam, okay?
- No dobrze...- westchnął ciężko i podał mi rękę.
Niechętnie ją uścisnąłem.
- W poniedziałek idziesz do miasta i szukasz
pracy. Masz zapytać wszędzie gdzie tylko się da. Jeśli
nigdzie cię nie przyjmą to się wynoś!
- Kastiel, jestem twoim ojcem. Odnoś się do mnie
z szacunkiem.
- Straciłem go już dawno- warknąłem, idąc do
swojego pokoju i zamykając się na klucz.
***
- Halo?- usłyszałem głos Lucy w słuchawce.
- Cześć. Przeszkadzam?- zacząłem.
Nie wiem czemu, ale coś kazało mi do niej
zadzwonić. Coś we wnętrzu mnie.
- Nie. Co słychać?
- Masz ochotę gdzieś wyskoczyć? Spacer, kawa,
kino?
- Może... chodźmy do teatru?
- Dokąd?- wytrzeszczyłem oczy na telefon.
- Do teatru! Mój tata dostał bilety na ' Małego
Księcia ' z pracy, ale mama nie chce iść. Może pójdziemy
razem?
- Umm... Chętnie. Przyjść po ciebie? O której?
- Dobrze zadzwoniłeś. Przedstawienie zaczyna się
za pół godziny.
- Okay, gdzie mieszkasz?
- Jakuba Gierszała 7.
- Okay. Przyjadę za piętnaście minut- rozłączyłem
się.
Wyciągnąłem z szafy czyste czarne spodnie i
czarną koszulkę. Do tego dobrałem żakiet w tym samym
kolorze i bordowe trampki.
Wyszedłem z pokoju. Byłem sam, ojciec musiał
gdzieś wyjść.
W łazience spryskałem się wodą kolońską i zadałem
moim włosom kilka ciosów grzebieniem. Nie było jakoś
fantastycznie, ale to musiało Lucy wystarczyć.
Wyszedłem z domu. Mieszkała trzy ulice dalej ode
mnie, chwilę mi zajmie dojście.
Stanąłem pod drzwiami jej domu. Mieszkała w
niewielkim jednorodzinnym domku, ktorych tutaj było
pełno. Pomalowany na biało z czarnym dachem. W ogromnych
oknach wisiały ciemnoróżowe zasłony.
Podszedłem do brązowych drzwi i zadzwoniłem.
Otworzyły się po dłuższej chwili.
- Cześć- uśmiechnęła się brązowowłosa.
Wyglądała prześlicznie. Ubrana w zieloną
spódniczkę i białą koszulkę z kołnierzykiem wyglądał jak
aniołek. Na nogach miała czarne szpilki i białe rajstopy.
Na szyi błyszczał cienki, złoty naszyjnik.
- Siema. Ładnie wyglądasz- rzuciłem, uśmiechając
się.
- Dziękuję. Ty też niczego sobie- szturchnęła
mnie łokciem w bok.
- Idziemy?- nieśmiało podałem jej rękę, którą
chętnie przyjęła.
- Tak- odwróciła się i krzyknęła - Będę, kiedy
będę!
Zatrzasnęła je i razem ruszyliśmy ulicą.
***
Przedstawienie było bardzo ciekawe, pouczające i
w ogóle. Podobało mi się, o dziwo!
- Dzięki za zaproszenie. Podobało mi się-
uśmiechnąłem się, kiedy już staliśmy pod jej domem.
- Tak... Musimy kiedyś to powtórzyć- powiedziała,
cała się rumieniąc.
- Dobra. To do poniedziałku- pomachałem jej i już
chciałem iść do siebie, kiedy nagle chwyciła mnie za
rękę. Zaskoczony, odwróciłem się. Ona tylko spaliła
buraka i przyciągnęła mnie do siebie.

Już drugi raz wtulała się w mój tors.
- Do poniedziałku- wymruczała, nie puszczając
mnie.
- Ekhm, ekhm...- usłyszeliśmy obok siebie.
Lucy od razu ode mnie odskoczyła. Oboje
spojrzeliśmy na drzwi, w których stał Kentin.
- Kastiel... Myślę, że musisz już iść - zaczął
powoli - Muszę pogadać z moją siostrą- zmierzył mnie
zimnym spojrzeniem.
- Jasne- parsknąłem, patrząc na niego ostro.
Człowieku, traktujesz mnie jak śmiecia a nic ci nie
zrobiłem - Do poniedziałku młoda- uśmiechnąłem się do
dziewczyny.
Odwróciłem się i ruszyłem prosto do mojego domu.

PRZEPRASZAM, COŚ MI SIĘ ZJEBAŁO I ROZDZIAŁ BYŁ ZA KRÓTKI. JESTEM MEGA WKURWIONA. W RAMACH PRZEPROSIN, IMAGIN NAPISANY JAKIŚ CZAS TEMU, PRZEPRASZAM.

' W ramionach '

Dzisiaj nadszedł ten długo wyczekiwany dzień. Lysander miał mnie odwiedzić po długiej trasie koncertowej i w końcu sie ze mną spotkać.
Lys jest moim najlepszym przyjacielem. Znamy się już od maleńkości, od kiedy wyrywałam mu z ust zielonego gryzaczka. Chodziliśmy razem do jednej klasy w podstawówce, gimnazjum i liceum. Wszędzie trzymaliśmy sie razem. Wolałam spędzać czas z nim, niż bandą rozchichotanych dziewczyn z mojej klasy.
Ale kiedy poszedł do Mam talent praktycznie wszystko sie zmieniło. Widywałam go raz na rok, może dwa, jeśli nam sie poszczęściło. Nie codziennie, jak zawsze. Oglądałam jego twarz w gazetach, wszędzie było go pełno. W telewizji, internecie czy w plotkach. Ale nie widziałam go na żywo.
Kiedy tylko otworzyłam oczy, uprzytomniłam sobie, ze to właśnie DZISIAJ przyjdzie LYS. Odrzuciłam kołdrę na podłogę i rzuciłam sie do szafy. Założyłam zwykłą białą bluzkę, czarne spodenki i zieloną bluzę. Rozczesałam włosy i ułożyłam je w zadbany koczek. Kiedy się umyłam, zeszłam na śniadanie.
Przy stole siedziała moja mama. Wysoka kobieta o czarnych, krótkich włosach i dużych błękitnych oczach. Przeglądała gazetę, popijając jednocześnie latte.
- Hej mamo- powiedziałam. Zaczęłam przygotowywać sobie śniadanie.
- Cześć kochanie - westchnęła ciężko - Słuchaj mam do ciebie prośbę.
- Ta?- zapytałam, siadając na wprost niej z jogurtem.
- Zajmiesz się dziś Caroline?
- Dziś? Mamo, dzisiaj...
- Tak. Wiem, ze Lysiu ma przyjść. Ale chyba nie bedzie mu przeszkadzała Caroline?
- Ale mamo...
- Słońce, Brian spadł ze schodów i złamał nogę. Szef przed chwila dzwonił, ze mam go zastąpić. Proszę cię kochanie, jeden dzień...
Wzruszyłam ramionami i wzniosłam oczy do nieba. Co by tu dały moje protesty. Jest NIEDZIELA, a oni pracują.
- Niech ci będzie - warknęłam i zaczęłam jeść jogurt.
- Dziękuję! Wynagrodze ci to jakoś- mama wciągnęła kurtkę i swoje ukochane szpilki.
- Ta, jasne. Idź, bo sie spóźnisz.
Kiedy drzwi sie za nią zamknęły, dokończyłam jedzenie w spokoju. Wyrzuciłam wszystko do śmieci i ruszyłam do pokoju mojej młodszej siostry.
Mała Caroline leżała sobie słodko w kojcu. Spała.  Małe różowe ustka rozchylaly sie w delikatnym uśmiechu.
Z czułością Pochyliłam się i Pocałowałam ją w czółko. Przekręciła się na drugi bok.
I wtedy usłyszałam dzwonek do drzwi.
Jak wariatka rzuciłam sie na parter, prawie spadając ze schodów i łamiąc nogę. Na szczęście zdążyłam zrobić obrót i wylądowałam na kanapce w przedpokoju. Wstałam, Otrzepałam spodnie i sprawdziłam stan fryzury w lustrze. Może być.
Otworzyłam drzwi i zobaczyłam...listonosza.
- List dla pani <t.i.> <t.n> - wyrecytował i wręczył mi kopertę.
- Dziękuję - zamknęłam szybko drzwi. Myślałam, ze to Lysander!
Spojrzałam na kopertę. Kolejne ponaglenie z biblioteki, ze mam zwrócić ' Hobbita '
Odłożyłam list na stół, obok sterty rachunkowi usłyszałam ponownie dzwonek do drzwi. Otworzyłam je. I tym razem zobaczyłam tego, kogo chciałam za nimi zobaczyć.
- LYS!- wrzasnęłam i Zarzuciłam mu ręce na szyję. On nic nie mówiąc przyciągnął mnie bliżej siebie i mocno przytulił.
- Steskniłam sie za tobą!- powiedziałam, dalej nie wypuszczając go z objęć.
-  A ja za Tobą nie- wytknął mi język.
- O ty!- dałam mu prztyczka w nos.
Zaśmialiśmy się jednocześnie.
- Opowiadaj mi, co sie dzieje w twoim świecie?- usiedliśmy na kanapie w salonie. Przygotowałam nam kakao i ciastka.
- Koncerty, wywiady, fanki, sesje, książki, film i takie tam. Przecież wiesz, wszystko jest w gazetach- mrugnął do mnie.
- Ale ja chce usłyszeć to wszystko od największej gwiazdy! Panie Song, proszę o szczegółowy raport.
- Przykro mi panno < t.n. > ale nie otrzymasz tego raportu - odstawił kubek na stoliczek. Chwycił mnie za ręce i posadził sobie na kolanach. Położyłam mu głowę na ramieniu. Jego bluza pachniała znajomym zapachem wody kolońskiej ' Old Spice '
- Obejrzymy jakiś film?- zapytał, po chwili ciszy.
- Okay. Co powiesz na... ' Blue Jasmine '?
- Bardzo chętnie.
Przytuliłam się do niego jeszcze mocniej i wcisnęłam guzik na pilocie. Dla nas to było normalne, przytulanie się, siadanie na kolanach. Byliśmy ze sobą bardzo blisko, to nie robiło na nas wrażenia.
Kiedy film sie zaczął, stało się coś dziwnego. To nigdy sie nie zdarzyło. Lysander położył dłoń na moim kolanie i delikatnie ją Zacisnął. Zdziwiłam sie trochę, ale nic nie powiedziałam.
W jego ramionach było mi ciepło i bezpiecznie. Czułam, ze kiedy tak mnie trzyma nic mi się nie stanie.
Gdzieś tak w połowie filmu rozległ się potworny wrzask. Słyszała go na pewno cała ulica, może nawet całe miasto.
- Co to?!- wrzasnął Lys i zatrzymał film.
- To chyba Caroline sie obudziła! Idziesz ze mną?
- Tak!
Wstaliśmy i razem Pobiegliśmy na górę.
Twarz mojej młodszej siostry, jeszcze jakąś godzinę temu taka słodka i miła, teraz była cała czerwona i skrzywiona.
- Musze zmienić jej pieluszkę i dać jeść!- wrzasnęłam do blondyna, który bezradnie rozglądał się po pokoju - Możesz przynieść mleko w proszku z kuchni?!
- Okej!- odkrzyczał i wybiegł z pokoju.
Kiedy go nie było, zdążyłam przewinąć Caroline. Jej twarzyczka znowu była piękna, nawet uśmiechnęła sie do mnie.
- Mam mleko!- Lysander triumfalnie mi je pokazał.
- Super. Teraz zrób to, co jest w instrukcji i przygotuj jej całą butelkę- wzięłam małą na ręce i zaczęłam lekko ją kołysać.
- Masz już?- zapytałam.
Chłopak nie odpowiedział. Stał jak skamieniały i wpatrywał sie w ścianę obok mnie. Zaciskał przy tym mocno usta, mrużył oczy. Marszczył brwi w wyrazie zastanowienia.
- Lys? Halo?- Pomachałam mu ręką przed oczami.
- Co? A sorry... Proszę, mleko- podał mi butelkę.
- Dziękuję - zaczęłam karmić moją siostrę. Przyssała się, ze trudno było ja od tego oderwać. Poczekałam aż jej sie ulało i położyłam na łóżku mojej mamy obok. Spały razem w jednym pokoju, bo Caroline cały czas sie budziła. Taty nie było. Walczył na wojnie w Afganistanie.
- Teraz musisz znowu iść spać, żeby twoja siostrzyczka <t.i.> mogła w spokoju pogadać z wujkiem Lysiem, tak?
Mała jednak wcale nie wyglądała na śpiącą.
- Może zaśpiewamy jej kołysankę?- Lysander położył się obok mojej siostry na łóżku. Ta od razu chwyciła go za włosy. Zaśmiał sie i delikatnie wyłuskał je z jej palców.
- Ale ja żadnych nie znam- położyłam sie na drugim brzegu.
- ... Your hand fits in mine like it's made just for me... - zanucił blondyn.
Chłopak chciał, żebyśmy zaśpiewali jej Little Things. Uśmiechnęłam sie i zanuciłam drugi wers piosenki.
-But bear this in mind it was meant to be...- uśmiechnęłam sie do chłopaka. Odwzajemnił to ciepłym spojrzeniem.
 -And I'm joining up the dots with the freckles on your cheeks.
 And it all makes sense to me...- wyszeptał Lys do ucha Caroline. Dziewczynka była wyraźnie zaciekawiona. Starała się, żeby jej powieki nie opadały aż tak szybko.
Lysander chwycił ją za mała rączkę. Po chwili podniósł wzrok i przeszpilił mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu.
- I know you've never loved the crinkles by your eyes, when you smile.
 You've never loved your stomach or your thighs - zaśpiewał, nie odrywając ode mnie wzroku. Zarumieniłam sie i spojrzałam na moja siostrę. Mała była podekscytowana obecnością Lysa.
Śpiewaliśmy tak na zmianę kolejne linijki jednej z moich ulubionych piosenek. Caroline zasnęła razem z ostatnim słowem ostatniej zwrotki.
Wzięłam ją na ręce i ostrożnie przelożyłam do kojca. Przykryłam ostrożnie kocem, czule głaszcząc po małej główce.
 Nagle poczułam duże, ciepłe dłonie na moich biodrach. Odwróciłam się i zderzyłam z kolorowymi tęczówkami Lysandra.
- L-Lys?- wyszeptałam nieśmiało.
- Nie mów nic- mruknął cicho i połączył nasze usta w jedność. Całował bardzo delikatnie, niewymuszenie. Jego język ostrożnie ślizgał się po moich wargach. Odwzajemniłam pocałunek ledwo muskając jego usta. Położyłam dłonie na jego policzkach i przyciagnelam bliżej siebie. Mogłam śmiało porównać pocałunek do ruchu skrzydeł motyla.
W pewnej chwili oderwał sie ode mnie. Odsunął się i uciekł spojrzeniem na okno.
- Przepraszam - powiedział - Poniosło mnie. To juz nigdy wiecej sie nie powtórzy...
- Lysander...- dotknęłam lekko swoich ust. Podeszłam do niego bliżej. Stanęłam na palcach, żeby spojrzeć mu w oczy. Odwrócił głowę i przygryzł wargę.
- Chce, żeby to sie powtarzało.
Przez chwile nie robił nic. Ale potem spojrzał na mnie niedowierzajacym spojrzeniem.
- To bardzo dobrze- podniósł mnie do góry i ułożył sobie na rękach jak pan młody panne młodą i zawirował po pokoju. Zaśmiałam sie jak mala dziewczynka i Pocałowałam go w czubek nosa.
- Więc? Czy panna < t.i. > podejmuje sie wyzwania pozostania w związku ze mną juz na zawsze?
- Tak, panie Song- wtulilam sie w niego.
- Lys- usłyszeliśmy.
Spojrzałam na blondyna zdziwiona, a on na mnie. Nikogo nie było oprócz nas i małej Caroline.
Chłopak postawił mnie na ziemię i podszedł do kojca mojej siostry.
- Lys!- dziewczynka kopnęła pluszowego misia.
- < t.i. > Chodź zobacz! Caroline powiedziała moje imię!- chłopak pociągnął mnie za rękę do barierki łóżeczka. Spojrzałam tam. Moja siostra uśmiechała się niewinnie. Rozchylila usta i wymruczała:
- Lys.
- Ona powiedziała moje imię!- chłopak zaczął tańczyć przy łóżku.
- To jej pierwsze słowo!- uśmiechnęłam się do niego. Wyjelam telefon i napisałam sms-a do mamy. W tym samym czasie chłopak objął mnie w talii i przyciągnął bliżej siebie.
- Wiesz, co? Ty też mi musisz kiedyś urodzić jeden taki egzemplarz- wyszeptal do mojego ucha i pocałował mnie.
- Lys...- powiedziała Caroline.
- Kocham cię - dokończyłam, nie odrywając ust od warg Lysandra.
- A ja kocham was obie- białowłosy był wyraźnie zadowolony z takiego obrotu spraw.

4 komentarze:

  1. Imagin najbardziej mi się spodobał ;] Może napiszesz po tym blogu tą historie? , rozdział też był świetny ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział superowy ;) I Imagin także :D Ciekawe, co zastanie Kastiel w domu...
    A numerek poproszę 5 ~mój ulubiony x3

    OdpowiedzUsuń
  3. Widziałam Cie, widziałam Cie!!! O tak taka podjarka! *.* rozdział świetny! Imagin też :) a numerek to hmmm... 5 ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojciec przyjechał do Kastiela? Wow! Ale zaskoczenie! Albo Lucy...Jak ona złapała go za rękę, to już myślałam, że go pocałuję, a ta się do niego przytuliła...Buuuu...Mogła go pocałować...

    A co do imaginu, to zajebisty! I przyłączam się do Oli Ignatowskiej. Może napiszesz po tym blogu tą historię w imaginie?

    Czekam na next, a numer, to niech będzie to 5.,

    OdpowiedzUsuń